[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dwóch stronach doliny, tak byłoby łatwiej. Inaczej długo by trwało, zanimby
się poznali. - Gospodyni z Fossli spojrzała na Olego i Ashild.
- Miejmy tylko nadzieję, że młodzi sami będą wiedzieli, co dla nich dobre -
zaśmiał się Orjan. Najwyrazniej nie miał nic przeciwko planom ożenku z
Rudningen. - Możliwe, że to Sara okaże się doroślejsza. Przecież mrzonki o
opuszczeniu wsi mogą jej jeszcze wywietrzeć z głowy.
Ach tak, pomyślała Emma za kuchennymi drzwiami, gospodarz Fossli
wolałby najpierw wydać za mąż starszą córkę. Zrozumiałe. Ogólnie uważano,
że dobrze jest wydać najpierw najstarszą córkę, by nie chodziła długo wolna,
czekając na zalotników.
Przez resztę popołudnia rozmawiano już o innych sprawach. Sebjorg
przyszła w końcu do Emmy, bo znudziło ją siedzenie z dorosłymi. Gdy
rozmowa kręciła się wokół cen materiałów na sukienki, dostaw masła do miasta
i maglowaniu płótna, Sebjorg szybko stawała się senna.
- Wezmę gofra i pójdę na górę do Ivara. A ty próbowałaś czegoś?
- Nie, teraz nie mam ochoty. Ale Ivar na pewno się ucieszy z dokładki. Już
trochę dostał. - Emma próbowała odpowiedzieć pogodnym tonem, ale sama
słyszała, jak to dziwnie brzmi przy jej nastroju. Na szczęście Sebjorg nic nie
zauważyła i jak wiatr pobiegła schodami prowadzącymi na poddasze. Dobrze,
że Ivar będzie miał towarzystwo, pomyślała Emma, nadal ciesząc się, że
chłopca tak dobrze przyjęto w Rudningen.
- Słyszeliście nowiny ze Sletten? - spytała Bjorg. - Mark chyba zwariowała.
Może ją zamkną w domu wariatów.
- Co się stało? - Ashild zawsze uważała, że ta dziewczyna jest nie całkiem
przy zdrowych zmysłach, ale nie chciała rozpuszczać plotek.
- Po tym, jak porzucił ją mąż, nie raz próbowała zabić własną matkę.
- To niemożliwe! - Ashild spojrzała zdumiona na Bjorg. Ona zwykle nie
przekazywała niesprawdzonych wieści.
- Mogę opowiedzieć, co przeżyliśmy pewnego wieczoru, gdy wracaliśmy od
mojego brata z Tuv do domu. - Bjorg pochyliła się ku Ashild. Mężczyzni zajęci
byli rozmową o polowaniu i nie słuchali, o czym mówią żony. One zresztą
wolały rozmawiać swobodnie. - Gdy już zbliżaliśmy się do skrętu na drogę do
Sletten, usłyszeliśmy dziwne krzyki, prawie jak krakanie kruka. Po dłuższej
chwili zobaczyliśmy jakąś postać biegnącą zygzakami od strony Sletten i
zrozumieliśmy, że to ona wydawała te odgłosy. To była Karolinę, która biegła
w naszą stronę, przerażona do granic i bez wierzchniego ubrania.
- Uciekała?
- Tak, uciekała przed swoją własną córką! Orjan zabrał ją do sań i otulił
baranicą, ale ona nie była w stanie powiedzieć słowa. Gdy spytaliśmy, czy
zawiezć ją do domu, ze strachu prawie wyskoczyła z sań. I zaraz
zrozumieliśmy, dlaczego. - Bjorg pokręciła głową. - Następną osobą biegnącą
ze Sletten była Marit. Krzyczała i rzucała przekleństwa pod adresem matki.
Chyba rozumiesz, że się dziwiliśmy... - Bjorg uśmiechnęła się lekko.
Ashild wyobraziła sobie tę sytuację i pełna zrozumienia pokiwała głową.
Dwie wrzeszczące, dziwne kobiety goniące się w ciemnościach stanowiły
niezwykły obrazek w Hemsedal.
- Uświadomiliśmy sobie powagę sytuacji, gdy zobaczyliśmy, że Marit ma w
ręku ogromny nóż. Uniosła go i zamierzyła się na matkę w saniach.
- Niemożliwe! - wykrzyknęła Ashild. Nigdy nie przypuszczała, że do tego
dojdzie. Oczywiście Marit robiła już dziwne rzeczy, oddając się swoim
księżycowym praktykom, ale żeby używać przemocy? To zdumiało Ashild.
- Na szczęście Orjanowi udało się tak kopnąć Marit, że upadła na śnieg. No i
skończyło się tym, że Orjan zawiózł Marit do lensmana, a Karolinę odstawił z
powrotem do domu. Sami dotarliśmy do domu pózną nocą.
- A gdzie jest teraz Marit? - spytała Ashild. - Z pewnością utrata Jona
musiała pomieszać jej rozum - dodała.
- Możliwe, bo przez całą drogę do lensmana powtarzała, że to wina matki.
Wszystko było winą matki. A teraz jest znów w domu, z matką.
- I jak im idzie?
- Nie za dobrze. Już wiele osób mówiło o bójkach i krzykach dochodzących
stamtąd. O ile wiem, obie jeszcze żyją.
- Ależ to okropne! - Ashild pokręciła głową. - Karolinę już się starzeje i nie
może żyć w takich warunkach.
- Lensman odwiedzał je kilka razy i proponował różne rozwiązania, ale
żadna z nich nie chce się wyprowadzić.
- Nic o tym nie wiedziałam - przyznała Ashild. - Ale możliwe, że Karolinę
maczała palce w ożenku Marit i Jona. A skoro wszystko się zepsuło, pewnie
Marit wyrazniej widzi wszystkie błędy. Ale już chyba za pózno. Jon pewnie nie
wróci, jak sądzisz?
- Nie, nie umiem sobie tego wyobrazić. Jeśli mężczyzna dezerteruje w ten
sposób, nie ma do czego wracać. To wstyd, że nie umiał się pożegnać w
uczciwy sposób.
- Sądzisz, że Marit dobrowolnie zrezygnowałaby z niego? - Ashild miała na
ten temat swoje zdanie. Ale zanim Bjorg zdążyła odpowiedzieć, ktoś zapukał
do drzwi i Ole wstał, by otworzyć.
Rozdział siódmy
- Musisz pomóc, Ole. - Lensman wpadł bez słów powitania. Za nim wśliznął
się mróz, więc Ole wciągnął gościa do sieni i szybko zamknął drzwi. Zwieżo
zapuszczony wąs lensmana był biały od szronu, tak samo jak brwi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •