[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się dopiero wówczas, gdy szeroko otworzył drzwi
i w mdłym świetle księżyca dojrzał dwie postaci unoszące
się na łóżku, ustawionym na środku pokoju.
Co, do cholery?! krzyknął gniewnie męski głos.
Dulcy aż się zatchnęła i gwałtownie chwyciła Quinna
za ramię.
Brad!
Dulcy nie wiedziała, czy krzyczeć, czy uciekać, uznała
więc, że najlepiej będzie nic nie robić. Serce waliło jej jak
oszalałe. Z całej siły wbijała palce w ramię Quinna.
Zapewne już sama obecność jakichś ludzi w maleńkim
domku nieco wytrąciłaby ją z równowagi. Ale natknięcie
się tu na Brada, na dodatek z inną kobietą, było dla niej
wyjątkowym szokiem.
Zaraz po osłupieniu pojawiło się jednak inne uczucie.
Ulga. Najprawdziwsza, głęboka, przynosząca ukojenie
ulga. Brad nie padł ofiarą nieudanego porwania i nie leżał
martwy w jakimś przydrożnym rowie. Nie siedział zwią-
zany w ciemnej piwnicy, torturowany przez porywaczy,
zabawiających się tak w czasie, gdy rozważali, jak zakoń-
czyć sprawę. Nie. Był cały i zdrowy.
Te słowa odbiły się w jej głowie zwielokrotnionym
echem. Był cały i zdrowy.
A chwilę pózniej aż zaparło jej dech z wrażenia, gdy
Quinn bez ostrzeżenia zrobił to, co ona sama miała wielką
ochotę zrobić. Quinn rzucił się do przodu i z całej siły
huknął Brada w szczękę.
Aaa! wykrzyknął Brad, zwalając się z powrotem na
łóżko i omal nie wypuszczając z rąk okrywającego go
prześcieradła. Czemu, do cholery, to zrobiłeś?
Quinn miał taką minę, jakby nie zamierzał poprzestać
na tym jednym ciosie. Jego mięśnie wibrowały od z tru-
dem kontrolowanej energii i na ten widok Dulcy przeszedł
tak lodowaty dreszcz, że aż objęła się ramionami. W tym
momencie ktoś zapalił latarnię. Była to kobieta. Niezwyk-
le atrakcyjna Latynoska, zupełnie nic nie robiąca sobie
z faktu, że jest całkiem naga.
Quinn chwycił z krzesła koc i rzucił w stronę kobiety.
Przykryj się, Yolando.
Yolanda? Dulcy poczuła drżenie w sercu. To właśnie
była Yolanda?
Całkiem otwarcie zaczęła się przyglądać tej jedynej
poza nią kobiecie, którą Quinn przywiózł do swojego
domu i której zawierzył swe serce. Gęste czarne włosy
sięgały jej do połowy pleców. Ciemne oczy rzucały grozne
błyski. Pełne czerwone usta zaciskały się w grymasie
gniewu. Zwróciła się do Brada i zaczęła coś do niego
szczebiotać, a potem oskarżycielskim gestem wyciągnęła
palec w stronę Quinna.
Mówiłam ci, że to zły i zazdrosny człowiek.
Quinn mruknął coś pod nosem.
Dulcy natomiast poczuła, jak ogarnia ją niepohamowa-
na wściekłość.
Quinn nie uderzył Brada z zazdrości, ty kretynko.
Uderzył go, bo od dwóch dni zamartwiamy się o niego na
śmierć.
Kretynko?! Ja ci...
Meksykanka zerwała się z łóżka i rzuciła w stronę
Dulcy. Dulcy rozstawiła nogi, szykując się na konfronta-
cję, ale atak nie nastąpił. Brad złapał kochankę wpół
i pociągnął z powrotem na łóżko.
Tylko bez takich ekscesów, Yolando.
Quinn skrzyżował ramiona na piersi.
Wracamy z Dulcy do domu. I właśnie tam masz się
zjawić oznajmił, wskazując na Brada. Najdalej za pół
godziny.
Brad opadł na poduszki i przejechał dłonią po zmierz-
wionych jasnych włosach. Dulcy wprost nie mogła uwie-
rzyć, że mężczyzna, którego właśnie miała przed sobą, to
ten sam, którego znała od pięciu miesięcy. To ma być ten
facet, który nie chciał uprawiać z nią seksu przed ślubem,
by okazać, jak bardzo ją szanuje? Przesunęła wzrok na
Yolandę, a potem znowu na Brada. Po prostu nie mógł
z nią sypiać, bo gdy już ta meksykańska seksbomba
wypuściła go z objęć, nie miał sił na nic innego poza snem!
Ciężko przełknęła ślinę i z trudem do niej dotarło, że
Quinn chwycił ją za ramię i wyciągnął z chaty.
Brad potrzebował aż półtorej godziny, bo dotrzeć do
domu Quinna. Przyciągnął także ze sobą Yolandę, na
szczęście już całkowicie ubraną. Quinn jednak nie chciał
z nim w owym momencie prowadzić żadnej dyskusji.
Oznajmił Bradowi, że skontaktował się z jego matką,
Beatrix, i że dopiero w jej obecności Brad złoży wszelkie
konieczne wyjaśnienia. Dulcy była wdzięczna za ten
antrakt. Miała nadzieję, że do czasu przyjazdu Beatrix
[ Pobierz całość w formacie PDF ]