[ Pobierz całość w formacie PDF ]
%7łeglarz przetoczył się na bok. Pojazd rąbnął o metalowy dzwigar i Skand palnął
głową w kierownicę.
%7łeglarz pobiegł przed siebie.
Nie widział, jak Skand wyczołguje się z lądowej łodzi zlany krwią. Nie słyszał
wściekłych okrzyków, które odbijały się od metalowych ścian.
Być może powinien poświęcić parę chwil na zabicie drania, ale nie było czasu na
analizę sytuacji. Ledwo wystarczało go na myślenie o rzeczach podstawowych.
%7łeglarz wdrapał się po schodach i zaczął pokonywać labirynt korytarzy. Szukał drogi
na mostek.
Statek zaczął drżeć, kłaść się na bok. Napotkani Dymiarze nie byli chętni do walki.
Zbyt pochłaniało ich bieganie, wrzeszczenie, odnajdywanie dziur dość wielkich, aby
móc przez nie wyskoczyć na zewnątrz i dołączyć do tych niezliczonych osiłków,
którzy uciekali łodziami, skuterami wodnymi lub po prostu płynęli czy też tonęli tam
w dole.
Więc zabijanie ich było tylko stratą czasu.
Pozostał tylko jedyny cel tej całej walki dziewczynka.
Wtem ją zobaczył! Czy raczej, niech to sztorm pochłonie, zobaczył ich. Pięćdziesiąt
jardów dalej po odsłoniętych schodach Diakon ciągnął za sobą dziewczynkę. %7łeglarz
nie zawołał. Ani Diakon, ani dziecko go nie zauważyli. Miał przewagę elementu
zaskoczenia&
Lecz gdy biegł ku nim, sam został zaskoczony. Eksplozja niewielka eksplozja,
ledwo taka, która mogła wyrzucić go powietrze wyrzuciła go w powietrze.
Wylądował z łomotem. Jakoś udało mu się dzwignąć na nogi. Dymiarz spowity od
stóp do głów w płomienie przebiegł obok. Wił się, okręcał, wrzeszczał.
Hm, ja przynajmniej się nie palę pomyślał %7łeglarz.
Ale trawił go jakiś płomień, gdy biegł za dziewczynką i porywaczem.
Enola też starała się ze wszystkich sił odszukać drogę przez labirynt mrocznych,
zadymionych korytarzy. Minęła zakręt i wpadła prosto w otwarte ramiona samego
Diakona.
Teraz wódz Dymiarzy ciągnął ją z powrotem na mostek.
Widzisz to? Wskazał na latającą maszynę. Stała na pokładzie, po którym piraci
miotali się w kompletnej panice, skakali do wody byle dalej od ognia. To twoje
zbawienie.
Statek wybuchnie powiedziała Enola. Czy o to chodziło w tej wielkiej wizji?
Ukląkł obok dziewczynki, objął ją ramieniem. Jego oddech strasznie cuchnął
dymnymi patykami.
Podsunęłaś mi nową wizję, kochana. Pielgrzymka we dwoje. Ja& ty& i bungalow
na Suchym Lądzie.
Co& ? Nie rozumiała go. Był dorosły.
Och, wiem, że jesteś dla mnie trochę za mała. Wyprostował się. Zciskał ją tak
mocno, że mało się nie rozpłakała. Ale chętnie to pominę. Małżeństwo
pobłosławione przez Dostarczyciela nie może być niestosowne.
Gnój z ciebie.
Może& ale nie znasz mnie jeszcze całego&
I pociągnął ją po schodkach w dół, na pokład, przez ognisty chaos, ku czekającemu
wodnopłatowi.
ROZDZIAA DWUDZIESTY
DZIEWITY
%7łeglarz wpadł na mostek jak burza. Oparł się o zamontowane tam działo
harpunnicze. Starannie omiótł wzrokiem pandemonium na pokładzie. Dymiarze
kluczyli między dziurami, z których sterczały stalowe zęby i buchał ogień, usiłowali
znalezć jakieś bezpieczne miejsce lub drogę ucieczki. Wielu machnęło na wszystko
ręką i skakało za burtę.
Ale wśród tego szaleństwa Diakon spokojnie chociaż brutalnie usadzał Enolę w
wodnopłacie w fotelu strzelca. Czy ten jednooki drań umie prowadzić tę maszynę?
pomyślał %7łeglarz.
Wyglądało na to, że przynajmniej Diakon tak uważa, bo teraz sam ładował się do
kokpitu i włączał silnik.
Ale, niech to rekin połknie! Wodnopłat był milion mil dalej, na drugim krańcu
pokładu! Jak %7łeglarz zdoła się tam dostać i zatrzymać Diakona?
Nagle olśniło go. Opierał się o rozwiązanie tej zagadki!
I to, co było mu potrzebne, leżało w skrzyni z amunicją obok stanowiska działa.
Wyjął harpun, przywiązał do niego mocną linę i załadował działo.
Miał już wycelować w pokład, gdy usłyszał za sobą:
Powinieneś mi jednak postawić tamtego drinka, Ziemiarzu.
%7łeglarz odwrócił się. Przed nim stał Skand. Długie jasne włosy ociekały krwią, twarz
pokrywały szkarłatne smugi i sadza, oczy błyszczały maniakalnie, uśmiech odsłaniał
tyleż satysfakcji co szaleństwa.
I w ręce wyciągniętej i zdumiewająco nieruchomej leżał pistolet.
W chwili krótszej niż mgnienie oka %7łeglarz obrócił wielkie działo i wysłał pocisk,
który łatwo mógł zabić delfinoryba.
Ale broń Skanda wypaliła, posyłając kulę za kulą&
& z tym że był to jedynie odruch, konwulsyjne drgnięcia ręki, nad którą już nie
panował mózg trupa. Harpun przebił przedramię i pierś Skanda. Przyszpilił go do
grodzi jak pinezka w ręku niegrzecznego dziecka przybija przebierającą łapkami
muchę.
Nie ma nic za darmo w Wodnym Zwiecie oświadczył %7łeglarz trupowi z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]