[ Pobierz całość w formacie PDF ]
R
L
T
Proszę nie drwić z przepowiedni. Głęboko wierzę w to, że wejdzie pani któregoś dnia
do zamku o siedmiu wieżach, do zamku Marwedel jako jego pani. Nie może pani w
nieskończoność opierać się mojej miłości. Zresztą i mnie przepowiedziała, że kobieta, którą
kocham, do śmierci będzie przy mnie, będzie mnie całować, trzymać za ręce i płakać nade mną.
Z tego wynika jasno, że zostanie pani moją żoną, panno Carry. Wiara w to trzyma mnie przy
życiu. Wszystko to spełni się na pewno. Nikt nie będzie kochał pani bardziej niż ja. Siłą tej
miłości zdobędę w końcu panią. Jestem cierpliwy i będę czekał.
Niechże pan będzie rozsądny powiedziała Carry wydymając usta. Zachowuje
się pan jak dziecko. Przecież gdybym została pańską żoną, nie byłby pan wcale szczęśliwy.
Dręczyłabym pana. Pan jest zbyt dobry, zbyt wyrozumiały, stałabym się przy panu prawdziwą
wiedzmą, złą, nieznośną ksantypą.
To jest niemożliwe. Znam panią. Stosuje pani to jako wykręt. Ale nie będę pani
przynaglał, do niczego nie będę przymuszał. Pewnego dnia pani serce samo znajdzie do mnie
drogę, drogę do mnie i do zamku z siedmioma wieżami.
Wzruszyła ramionami. Było jej żal tego naprawdę wspaniałego, łagodnego mężczyzny,
który jednak nie był dla niej idealnym kandydatem na męża. Westchnęła.
Drogi przyjacielu, najpewniej byłoby to wielkim dla mnie szczęściem, gdybym mogła
pana pokochać. Ale do miłości zmusić się nie mogę.
To nadejdzie samo, panno Carry. Proszę tylko się nie bronić. Ale nie będę już pani
dłużej męczył. Czy zechce mi pani pozwolić odprowadzić się kawałek?
Jeśli obieca mi pan, że zmienimy temat rozmowy.
Przyrzekam, że dziś już nie wspomnę o tym.
Ruszyli w kierunku Hartenfels. Kurt, który nie oznaczał się zbyt dobrą postawą, obok
smukłej, wytwornej panny wyglądał podwójnie niekorzystnie. W siodle trzymał się zle, a
ubranie na nim leżało fatalnie i zdradzało taniego krawca.
Słyszałam, że był pan w Hamburgu zagaiła Carry.
Tak, chciałem pożegnać kuzyna. Mój ojciec wysłał go do Afryki z powodu długów,
które zaciągnął. Uważam, że to nie był szczęśliwy pomysł. Trudno mi sobie wyobrazić go w
koloniach.
Carry domyśliła się, że chodzi mu o syna mężczyzny, którego niegdyś, w czasach
panieńskich, kochała jej matka.
Czyżby brakowało mu odwagi? zapytała.
R
L
T
Wprost przeciwnie, odwagi ma za dziesięciu. To energiczny, śmiały, nawet zuchwały
człowiek. Gdyby pani widziała, jak on jezdzi konno, jak trzyma się w siodle... To morowy
chłop. Może zaimponować każdemu. Jest mądry, interesujący, wytworny, zawsze podziwiałem
go po cichu. Prezentuję się przy nim jak wiejska szkapa przy koniu pełnej krwi. Ma tylko jedną
wadę.
Jakąż to? zainteresowała się.
Nie ma majątku. Jest biedny, choć zdecydowanie lepiej nadawałby się na ordynata niż
ja. Lepiej pasowałby do naszego zamku i wprowadziłby tu inne porządki. I takiego człowieka
mój ojciec skazuje na wygnanie dlatego tylko, że w ciągu paru lat wpadł w niewielkie długi.
Ojciec wydzielał mu tak małe sumy, że nie był w stanie za nie przeżyć. Berlin jest bardzo
drogi. Jest w tym pewna niesprawiedliwość. Ani ojciec, ani ja nie mamy szczególnych
predyspozycji do godnego reprezentowanie naszego rodu, za to mamy ordynację i ogromny
majątek. Mój kuzyn zaś ma wszelkie dane, by być ordynatem, natomiast jest biedny niczym
mysz kościelna.
Jest pan człowiekiem wielkiego serca, drogi przyjacielu. Zastanawiam się tylko,
dlaczego nie powie pan tego wszystkiego swojemu ojcu.
Kurt aż podskoczył na koniu na taką sugestię. Był przerażony podobnym pomysłem.
Mój Boże jęknął. co też pani mówi? Powiedzieć coś podobnego mojemu ojcu?
To zakrawa na szaleństwo. Na to odważyłaby się może jedynie pani Wohlgemut.
Carry roześmiała się, choć miała teraz smutne potwierdzenie swojego przekonania, że
nigdy nie powinna zostać żoną tego człowieka. Był dobry, ale słaby. Nigdy i w niczym nie
sprzeciwiłby się swemu ojcu. Jej życie stałoby się pewnie piekłem w zamku tego
despotycznego starca u boku zniewolonego przez niego mężczyzny. Odpędziła jednak złe myśli
i lekko rzekła:
Tak, o ile wiem, pani Wohlgemut jest twarda, wygadana i niczego się nie boi.
Ma pani rację zawtórował jej śmiechem Kurt. Sam nie wiem, jak to się dzieje,
ale znakomicie radzi sobie z moim ojcem. Robi z nim, co chce. A on próbuje jej się
odwdzięczyć złośliwością. Gdy się kłócą, można niejedno usłyszeć. Czasem wygląda na to, że
za chwilę wezmą się za łby. Dziś rano znowu było piekło. A mimo to dziwnym obrotem spraw
szanują się. Nie radziłbym nikomu powiedzieć cokolwiek złego na panią Wohlgemut przy ojcu
i odwrotnie. Wygląda na to, że ta nieustanna wojna domowa potrzebna jest im do życia jak
powietrze do oddychania. Gdyby ojcu zabrakło tych emocji, pewnie podupadłby na zdrowiu.
R
L
T
Jeśli tak, to dlaczego pan nie zdobędzie się na dostarczenie mu emocji swoim
sprzeciwem?
Widzi pani, panno Carry uśmiechnął się z zakłopotaniem Kurt mnie łączą z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]