[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w tok swojej opowieści, nie zważając na to, że spotkanie się przedłuża.
Wkrótce potrafili ciągnęła rozmawiać przez telefon tak, by słuchacz rozu-
miał jasno i wyraznie, o co chodzi, a mówiący wyrażał swoje prawdziwe opinie. Na-
63
uczyli się mowy przejrzystej jak szkło, a słowa nie zaciemniały wizerunku osoby, która
je wypowiadała. Nazywali siebie prawdomówcami. W tamtych latach ludzie podobnie
myślący tworzyli wspólnotę zwaną kościołem, a zatem był to Kościół Prawdomówców.
Tak o sobie mówili: Naprawdę myślimy to, co mówimy i mówimy to, co rzeczywi-
ście myślimy . Takie było ich motto. Sprzeciwiali się innym kościołom, ale nikt już
dziś nie pamięta, co to były za wspólnoty. Korporacja i jej Wielkie Domostwo istnia-
ły przez długi czas. Mieszkańcy wychowywali dzieci i uczyli się prawdziwej mowy.
Nadszedł jednak dzień, gdy w budynku pogasły światła, a potem wyłączono telefony.
Zwięty Roy Większy postanowił wyprowadzić mieszkańców na drogę. Rozpoczęliśmy
wędrówkę. Wtedy zaistnieli święci; podczas wędrówek i budowy gniazda dopracowali
odkrytą w Korporacji prawdziwą mowę i uczynili ją doskonałą. Opowiadali w tym celu
historie ze swojego życia, które zapamiętaliśmy i nadal je powtarzamy. Jeszcze jedno
wam powiem. Zanim nauczyliśmy się prawdziwej mowy, po rozmowie telefonicznej
pozostawały zwykle wątpliwości, rodziło się poczucie krzywdy lub powstawały nie-
snaski, a gawędziarki mawiały wówczas, że to węzeł na linii. Węzeł na linii. Bardzo
zabawne!
64
Wybuchnęła śmiechem donośnym, głębokim i zarazliwym. Chichotaliśmy wraz
z nią.
Jednodniówka zachowała powagę. Spoglądała na mnie z powagą, ale bez zaintere-
sowania; tylko patrzyła.
PITA FASETA
Tej zimy przesiadywałem często z Barwą Czerwieni i niekiedy przychodziło mi
do głowy, że gawędziarka prowadzi osobliwe i wspaniałe życie. Stare komnaty w sa-
mym środku Małego Domostwa były gniazdem i siedliskiem naszej mądrości, zrodzo-
nej w umyśle gawędziarki przeglądającej Archiwum lub wspominającej świętych. My-
śli się łączą, a święty lub Archiwum staje niespodziewanie w innym świetle; ów nowy
aspekt na podobieństwo Zcieżki zatacza coraz większe kręgi i wpływa na linie, co powo-
duje dalsze przemiany. Z wiekiem coraz bardziej pochłaniały mnie opowiadane przez
66
Barwę Czerwieni historie o świętych; pewnego dnia, gdy zostałem dłużej w nadziei, że
coś jeszcze usłyszę, gawędziarka tak do mnie powiedziała:
Zapamiętaj sobie, Potoku, że nie ma człowieka, który wolałby świętość od szczę-
ścia.
Skinąłem głową, chociaż nie rozumiałem jej słów. Wydawało mi się, że kto jest
święty, staje się zarazem szczęśliwy. Nikomu jeszcze nie wspomniałem, że pragnę zo-
stać świętym, ale sama myśl o tym sprawiała mi radość.
Nie wyglądałem chyba na szczęśliwego chłopca; byłem nieśmiały, drobny i jak
wszyscy spod znaku Dłoni spragniony wiedzy, rozkochany w tajemnicach, a przez to
roztargniony i milczący; być może skrywane marzenia sprawiły, że dziwnie wspominam
tamte lata. Ci spod Liścia pamiętają dalekie wyprawy, niezwykłe wyczyny, bieganie na
golasa w letnie dni i budowę śnieżnego domku zimą; linia Klamry zapamiętuje umiejęt-
ności; dla tych spod znaku Nitki liczy się tajemnica; linia Wody pamięta ludzi. Wydaje
się, że inni, w przeciwieństwie do mnie, zapamiętują konkrety; moje wspomnienia do-
tyczą spraw, których nie można opisać słowami. Nie mogę o nich zapomnieć, bo nie ma
67
słów, które mogłyby ulecieć z pamięci. Gdy wspominam teraz Barwę Czerwieni, wiem,
że wolę szczęście od świętości. Czy jesteś w stanie pojąć, o co mi chodzi?
Rozumiem to i owo. Znam kogoś, kto pojąłby więcej.
Zapewne to linia Dłoni. Tu właściwie nie ma linii. . .
Są. W pewnym sensie. Dłoń pasowałaby do mężczyzny, którego mam na myśli.
Ty płaczesz? Dlaczego?
Nie. Mów dalej. Czy twoja nauka polegała jedynie na słuchaniu historii o świętych?
Och nie. Uczyłem się wielu innych rzeczy. Barwa Czerwieni mówiła o dawnych cza-
sach; snuła długie, piękne opowieści, niemożliwe do zapamiętania w całości chyba
że słuchacz ma pamięć gawędziarki. Najdłuższa, jaką sobie przypominam, dotyczyła
pieniądza, ciągnęła się przez kilka dni, obejmowała wiele stuleci; pojawiło się w niej
mnóstwo aniołów. Trudno uwierzyć, że tak było, ale przecież słyszałem tę historię z ust
prawdomówczyni. Istniał także dowód niezbyt okazały i przekonujący, zważywszy,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]