[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wie?
Penny Jordan 87
Jest i Jake, zauważyła i z drżeniem odstawiła
nietknięty napój. Widząc Lucasów w komplecie,
nie była w stanie zostać tu ani chwili dłużej.
 Rosie, dobrze się czujesz?  W głosie Jima
zabrzmiał niepokój.
 O tak, wszystko w porządku. Właśnie sobie
przypomniałam, że muszę zadzwonić w pilnej
sprawie  wymyśliła naprędce, budząc zdumie-
nie gospodarza.
Wiedziała, że się wygłupia, ale rozpaczliwie
szukała wymówki, która pozwoliłaby jej natych-
miast uciec.
 Interesy? Jeśli chcesz, możesz skorzystać
z telefonu w bibliotece. Znasz drogę.
 Dziękuję  bąknęła i czerwona ze wstydu,
a po trosze i obawy, ruszyła w stronę domu.
Pocieszała się, że przy odrobinie szczęścia
uda jej się dyskretnie wymknąć i nikt nie zauwa-
ży jej zniknięcia. Oczywiście pózniej zadzwoni
do Louise i przeprosi, że wyszła bez pożegnania.
Obmyślając szczegóły planu ewakuacji, do-
tarła na taras i przez drzwi balkonowe weszła
do przyjemnie chłodnego mrocznego wnętrza
domu, zostawiając za sobą gwar dobiegający
z ogrodu.
Na szczęście trochę się spózniła i musiała
88 SZCZZLIWE LATO
zostawić samochód na ulicy, nie było więc
niebezpieczeństwa, że ktoś go zablokował.
Z kuchni dobiegały głosy Louise i jej pomoc-
nic, które przygotowywały przekąski do zim-
nego bufetu. Skradając się przez pusty salon,
Rosie czuła się jak przestępca. Modliła się, by
nikt tu nie wszedł i nie zobaczył, jak się ukrad-
kiem wymyka. Co chwila wstrzymywała oddech
i zatrzymywała się wUoł kroku. Serce biło jej
szybko, gubiąc rytm.
Powoli zbliżała się do drzwi prowadzących do
holu. Byłoby szybciej i prościej, gdyby zamiast
przemykać przez dom, wyszła na zewnątrz, ale
wolała tego nie robić z obawy przed spotkaniem
z Lucasami.
Od holu dzieliło ją zaledwie parę kroków, gdy
nagle usłyszała za sobą skrzypnięcie balkono-
wych drzwi. Przerażona, zastygła w bezruchu.
 Rosie... Chyba jeszcze nie wychodzisz?
Lęk chwycił ją za serce. Ritchie Lucas. Czyż-
by widział, jak weszła do domu, i celowo poszedł
za nią, czy może znalazł się tu przypadkiem?
Roześmiał się. Jak ona nienawidziła, gdy tak
rechotał! Zupełnie tak samo jak tamtej nocy, gdy
nieudolnie próbowała go powstrzymać.
 Fajna babka z ciebie się zrobiła. Prawdziwa
Penny Jordan 89
piękność. Wiesz, że zawsze miałem na ciebie
chęć, co, Rosie?
Jeśli nie był jeszcze kompletnie pijany, to już
niewiele mu brakowało. Rosie z przerażeniem
patrzyła, jak Richie chwieje się na nogach.
Mocno się pocił, a kwaśny, nieprzyjemny za-
pach jego ciała drażnił jej nozdrza.
Myślała tylko o jednym: by natychmiast od
niego uciec. Jednocześnie bała się odwrócić,
zerwać kontakt wzrokowy, gdyż zdawało jej się,
że dopóki patrzy mu prosto w oczy, jest w miarę
bezpieczna. Przez cały czas miała nieprzyjemną
świadomość, że znowu sparaliżował ją strach.
Zachowywała się jak dzikie zwierzę, które
zamiast ratować własną skórę, jak zahipnotyzo-
wane wpatruje się w czającego się do skoku
drapieżnika, bojąc się, że jednym nieopatrznym
ruchem sprowokuje go do ataku.
 Moja mała Rosie... Kto wie, do czego by
między nami doszło, gdybym nie wyjechał?
Walcząc z falą mdłości, patrzyła, jak Ritchie
chwiejnym krokiem zmierza w jej stronę.
Uciekaj, uciekaj, krzyczał głos w jej głowie,
ale ona nie była w stanie się ruszyć.
Tymczasem Ritchie zbliżył się do niej i wy-
ciągnął rękę, by jej dotknąć. Tę samą rękę, którą
90 SZCZZLIWE LATO
wtedy szarpał na niej ubrania, boleśnie gniótł jej
ciało i wykręcał ręce, śmiejąc się, gdy rozpacz-
liwie próbowała się wyswobodzić.
Z każdą sekundą narastała w niej panika.
Zdawała sobie sprawę, że wszystko, co czuje,
ma wypisane na twarzy. Wystarczy na nią spoj-
rzeć, by odgadnąć, że kłębi się w niej strach,
niepokój, odraza...
 Widzę, że nie nosisz obrączki... Mądra
dziewczyna. Małżeństwo jest dobre dla fraje-
rów. Ani się człowiek obejrzy, a tu jak kula
u nogi wlecze się za nim wiecznie niezadowolo-
na żona i banda bachorów. Ech, życie! Rosie, ty
i ja mogliśmy przeżyć razem coś fajnego...
Przeżyć coś fajnego...
Poczuła się tak, jakby otrzymała cios w żołą-
dek. Z wrażenia aż zaparło jej dech. Nie rozu-
miała, jakim cudem Ritchie, stojący przecież tak
blisko, nie widzi, że budzi w niej wstręt.
 Rosie... tu jesteś, skarbie.
Zszokowana odwróciła się gwałtownie
w stronę Jake a, który wkroczył pewnie do
salonu.
Skarbie... Jake Lucas nazywa ją skarbem...
Chyba się przesłyszała!
Niewykluczone, że przy innej okazji rozbawi-
Penny Jordan 91
łaby ją gorliwość, z jaką Ritchie zszedł kuzyno-
wi z drogi. Ledwie go bowiem zobaczył, natych-
miast się od niej odsunął, ustępując mu miejsca
u jej boku.
 Niemiłosierny upał, więc wszedłem do do-
mu, żeby się ochłodzić  tłumaczył Ritchie.
 Nie miałem pojęcia, chłopie, że kręcisz z Ro-
sie...
 Naomi martwi się o Adama. Chce wracać
do hotelu, bo mały ma gorączkę.
Kiedy Jake zdążył wziąć ją pod rękę? Próbo-
wała odtworzyć w pamięci ten moment, patrząc
jednocześnie na Ritchiego, który posłusznie
wrócił do ogrodu.
Po chwili zaczęła dygotać. Starała się nad tym
zapanować, bo przecież Jake musiał widzieć, co
się z nią dzieje. Im mocniej jednak napinała
mięśnie, tym drżenie stawało się silniejsze.
Domyślała się, jak Jake interpretuje to, co
przed chwilą zobaczył. Na pewno uważa, że
celowo zwabiła Ritchiego do domu. %7łe wszyst-
ko sobie zaplanowała.
Spojrzała na niego, chcąc wyswobodzić rękę
z jego uścisku, ale właśnie wtedy do salonu
weszła Louise. Widok ich dwojga tak bardzo ją
zaskoczył, że stanęła jak wryta.
92 SZCZZLIWE LATO
 Jake... Rosie...
 Na nas już pora, Louise  odparł gładko.
 Przyjęcie jest fantastyczne, ale musimy iść.
Rosie nie czuje się dobrze. Nadmiar słońca
wybitnie jej nie służy...
Rosie dostrzegła zdumienie i błysk zaintere-
sowania w oczach Louise. To nie jest dobry
znak. Ich gospodyni to kobieta o złotym sercu,
lecz ma jedną zasadniczą wadę: jest koszmarną
plotkarką. Nie trzeba być jasnowidzem, by odga-
dnąć, co sobie pomyślała, znajdując ich sam na
sam w swoim salonie. W pewnym sensie miała
prawo wyciągnąć pochopne wnioski. Sposób,
w jaki Jake trzymał Rosie za rękę, mógł sugero-
wać, że istnieje między nimi duża zażyłość.
Rosie przeczuwała, że nazajutrz będzie o tym
mówić całe miasteczko, a mimo to nie protes-
towała, kiedy Jake wyprowadził ją do ogrodu.
Wciąż nie mogła dojść do siebie po tym, co się
stało, i ku swemu zaskoczeniu rozgrzeszała się
w duchu za brak silnej woli oraz za to, że
pozwala Jake owi przejąć inicjatywę. Jednak po
chwili zreflektowała się i uznała, że nie powinna
zachowywać się tak biernie.
 Puść mnie!  syknęła.  Nie musisz wy-
prowadzać mnie na ulicę, jakbym była jakąś
Penny Jordan 93
kryminalistką. Uwierz lub nie, ale twój przeuro-
czy kuzyn jest ostatnią osobą, z którą chciała-
bym się spotkać, więc jeśli myślisz, że...
 Właśnie widziałem.
Zjeżyła się, słysząc jego ostry ton.
 Jeśli próbujesz być złośliwy  zaczęła, ale
on od razu pokręcił głową.
 Teraz to ty wyciągasz pochopne wnioski
 powiedział cicho. A gdy podchwycił jej posęp-
ne spojrzenie, wyjaśnił:  Widziałem wyraz
twojej twarzy. Widziałem, jak na niego pat-
rzyłaś. Takiej reakcji nie da się zagrać.
Czy on chce przez to powiedzieć, że jej
wierzy? I wcale nie posądza jej o to, że celowo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •