[ Pobierz całość w formacie PDF ]

widziała ich razem. Joel, typ mola książkowego, który traktował sport, a
zwłaszcza bejsbol jak dopust boży, zupełnie nie pasował do Ryana Barretta. O
czym oni mogli ze sobą rozmawiać? Odpowiedz była oczywista  o niej i
Armanie, albo o jednym z nich. Teraz nawet Joel patrzył w stronę ich stolika, a
tego już nie mogła wytrzymać.
Odwróciła głowę i napotkała wzrok Armana.
Przypomniała sobie, że właśnie pytała go o test, tyle że nie miała pojęcia, co jej
odpowiedział.
- Fajnie  rzuciła, zdając sobie sprawę, że ryzykuje.
- Fajnie?  Jego oczy w kształcie migdałów przez chwilę były prawie okrągłe.
- Przepraszam, jestem trochę zdenerwowana.
- Widzę.
- Arman, rozumiem, że ten test był dla ciebie ważny, ale przyznam ci się
szczerze, że myślę w tej chwili o czymś zupełnie innym i nie usłyszałam twojej
odpowiedzi.
Jej wątpliwości co do RyanaBarretta zniknęły. Zastanawiała się tylko nad tym,
czy wyjawić to, co wie, Armanowi, a jeśli tak, to kiedy i w jaki sposób.
- Przepraszam, że cię nie słuchałam. Zawaliłeś ten test?
- Nie wiem, czy całkiem zawaliłem. Pomyliłem kilka dat.
Mikayla uśmiechnęła się.
- Koszmar  powiedziała.  Jaka piękna mogłabybyć historia, gdyby nie daty&
- Właśnie. Wiesz, czytałem kiedyś wywiad z profesorem historii w Oksfordzie
i&
- Arman  przerwała mu Mikayla.  Boję się, że znowu palnę jakieś głupstwo,
ponieważ nie będę w stanie się skupić na tym, co mówisz. Opowiesz mi o tym
kiedy indziej, dobrze?
Patrzył na nią przez chwilę, zanim skinął głową.
- Dobrze. Masz jakieś kłopoty?  zapytał.
Ty je masz, chciała odpowiedzieć, ale zdała sobie sprawę, że to nieprawda.
Oboje mieli kłopoty i obawiała się, że to ona je na nich ściągnęła, pozwalając
wierzyć Ryanowi, że Arman jest jej chłopakiem.
- Może mógłbym ci jakoś pomóc?
Przyjrzała mu się uważnie, zastanawiając się, czy nie prowadzi z nią gry.
Pewnie doskonale zdawał sobie sprawę, o co jej chodzi, a udawał, że nie wie.
Ale w oczach chłopaka nie było cienia fałszu i sprawiał wrażenie naprawdę
zatroskanego.
- Arman, ja nie mogę przestać myśleć o tej obrzydliwej kartce na twojej szafce.
- Prosiłem cię, żebyś do tego nie wracała.
- Nie mogę.
- Nie chcę o tym rozmawiać  powiedział cichym, ale zdecydowanym głosem.-
Nie ma o czym.
- Naprawdę chcesz to tak zostawić?
Skinął głową, wziął nóż i widelec i zaczął jeść.
- Myślałem wczoraj o tej wystawie w Muzeum Sztuki.  Widać było, że chce
jak najszybciej zmienić temat.  Chciałbym ją obejrzeć jeszcze raz. Więc jeśli ty
też miałabyś ochotę się wybrać, to& to może poszlibyśmy razem. Masz jakieś
plany na jutro?
Mikayla uśmiechnęła się.
- Właśnie jutro zamierzałam na nią pójść. W następny weekend mój brat
Matthew ma uroczyste wręczenie dyplomu i lecę z rodzicami do Bostonu. Więc
zostaje ten weekend, bo wystawa ma być otwarta jeszcze tylko przez tydzień.
- To co, wybierzemy się razem?
- Arman, nie możemy udawać, że nic się nie stalo.  Mikayla podjęła jeszcze
jedną próbę skłonienia go do rozmowy o tym, co wydawało jej się teraz
najważniejsze. Daremną.
- Pójdziemy?
- Dobrze.  Impresjoniści w tym momencie nie obchodzili jej ani trochę, ale
dzięki nim trafiła jej się okazja, by spotkać się jutro z Armanem. Wykorzysta ją i
znajdzie jakiś sposób, by porozmawiać z nim o Ryanie Barretcie. Miała całe
dzisiejsze popołudnie, wieczór i noc, by zastanowić się, co z tym wszystkim
zrobić.
- Nie jesz?  spytał, widząc, że nie ruszyła makaronu.
- Całkiem zapomniałam o jedzeniu  odparła Mikayla i spojrzała na talerz
Armana. Odłożył widelec i nóż w taki sposób, jakby już skończył, choć zostało
jeszcze ponad pół porcji żeberek.  Nie smakują ci?
- Twarde j ak podeszwa.
Mikayla roześmiała się.
- Co cię tak rozbawiło?
- Dzisiaj zyskałam sobie kolejnego wroga w tej szkole?
- Przeze mnie?
- Nie przez ciebie, przez te żeberka  odparła Mikayla z uśmiechem, a kiedy
uzmysłowiła sobie, że, mówiąc o wrogu, powiedziala  kolejnego , uśmiech
zniknął z jej twarzy.
Rozdział 9
Kiedy Mikayla po lanczu ustalała z Armanem godzinę spotkania, przypomniała
sobie, że właśnie na tę sobotę planowały z mamą wyjazd do centrum
ogrodniczego. Wprowadzając się do domu w Oklahoma City, ona i jej matka
wiedziały, że pozostaną tu dłużej, i od samego początku wynajęty dom, w
którym zamieszkali, traktowały jak własny, a nie tymczasowe lokum. A skoro
wreszcie mialy prawdziwy dom, to musiał być też ogród, prawdziwy ogród z
kwiatami, a nie tylko sterylnie przystrzyżone trawniki. Obie zapaliły się do tego
pomysłu, a mama musiała zadać sobie wiele trudu i skorzystać z całego swego
daru perswazji, by nakłonić właściciela domu do zaakceptowania zmian, które
zamierzały wprowadzić. Mikayla nie mogła więc jej teraz zostawić na lodzie.
Kiedy opowiedziała o tym Armanowi, wykazał zrozumienie, ale też zobaczyła
w jego oczach rozczarowanie.
- Moglibyśmy się wybrać któregoś dnia w przyszłym tygodniu zaraz po szkole
 zaproponował.  W poniedziałek, na przykład.
Nie chciała odkładać spotkania do poniedziałku, i to nie z powodu
impresjonistów.
- Nie, poczekaj  poprosiła.  Myślę, że możemy to zrobić jutro. Muszę się
tylko skontaktować z mamą i ustalić z nią, co i jak.  To mówiąc, wujęła z torby
komórkę i, korzystając z opcji szybkiego wybierania, spróbowała połączyć się z
matką.
 Wzywany abonent jest poza zasięgiem sieci lub ma wyłączony telefon 
usłyszała.
- Cała mama  zwróciła się do Armana.  Pewnie, jak zwykle, nie zauważyła,
że wyładowała jej się komórka.
- Nie możesz zadzwonić na domowy telefon?
- Mogę, ale to nic nie da. Wiem, że mama jest teraz u kosmetyczki i fryzjera. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •