[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wbiegł do środka, znalazł ją, wyraznie roztrzęsioną, i zabrał ją do siebie.
- Opowiedzieć ci o tym? - spytała, kiedy tylko weszli do mieszkania.
- Nie. Dobrze, że został aresztowany i oby cię już nigdy nie niepokoił.
- Oby. I bardzo ci dziękuję.
- Justin się wszystkim zajął. Usiądz, a ja zrobię coś do picia.
- Dla mnie bez alkoholu. Odbieram dziś Rileya ze szkoły.
Nate przyniósł dla obojga drinki bez alkoholu i przysiadł obok niej na skórzanej
sofie.
- Dlaczego ty?
- Marcia ma pózne spotkanie z klientem, a jego niania akurat dziś nie może.
Szkoda. Miał nadzieję na wspólne popołudnie, ale nie wziął pod uwagę jej rodzin-
nych zobowiązań. Może rzeczywiście w jej życiu nie ma dla niego miejsca?
- Pójdziesz ze mną? Riley chciałby się pochwalić swoimi nowymi umiejętnościa-
mi. Pokazał w szkole, czego się od ciebie nauczył.
- Naprawdę?
- Tak. Wciąż o tobie mówi. Marcia zaczyna żałować, że wychowuje go bez ojca.
- Nie mogę - odparł.
Nie był w nastroju do rodzinnego spotkania i w ogóle uważał, że to nie dla niego.
Jen powinna to uszanować. Zresztą nie może pozwolić, by się dowiedziała o swojej wła-
dzy nad nim.
- Rozumiem. A sobota?
- Co chciałabyś robić?
- Mamy przyjęcie na plaży z okazji wyjazdu brata Alison. Wysyłają go znów na
Bliski Wschód i chcemy zadbać, żeby miał co wspominać.
R
L
T
- Naszej Alison z klubu?
- Tak.
- Chętnie się wybiorę. Daj znać, o której.
- Goście będą przez cały dzień. Możemy wpaść kiedykolwiek.
- Możemy popłynąć tam jachtem - zaproponował.
- Może zabralibyśmy Riley i Marcię?
- Nie sądzę, żebym był w stanie znieść całą twoją rodzinę naraz - powiedział z wy-
raznym napięciem.
Szczerze mówiąc, był pewien, że nie zniósłby. W ich towarzystwie zaczynał czuć
się zle we własnej skórze i nachodziło go pragnienie, by stać się innym człowiekiem.
Człowiekiem zdolnym sprostać marzeniom Jen o rodzinie.
Jen powoli pokręciła głową.
- W porządku. Nie wiedziałam, że moja rodzina jest tak trudna do zniesienia. -
Milczenie, które zapadło po tych słowach było ciężkie.
Kilka minut pózniej Jen wyszła po Rileya, a Nate patrzył za nią. I w tej właśnie
chwili przyszła mu do głowy bardzo szczególna i zaskakująca myśl. A mianowicie, jak
by to było mieć z Jen własne dziecko...
Nigdy wcześniej nie myślał o dzieciach, choć nie wykluczał ich posiadania w ja-
kiejś, na razie bardzo odległej przyszłości. Z pewnością jednak Jen była jedyną kobietą,
którą był sobie w stanie wyobrazić w roli ich matki.
W sobotę, po przyjemnym, ale dość męczącym, dniu Jen odpoczywała w salonie
jachtu, przed ekranem telewizora. Nate oglądał rozgrywkę bejsbolu, a ona leżała z głową
na jego kolanach.
- Dziękuję ci za wspaniały dzień - powiedziała.
Właściwie każda spędzona z nim chwila była wspaniała. Od zamieszania wywoła-
nego przez Carlosa stali się sobie jeszcze bliżsi i tylko z największym trudem powstrzy-
mywała się przed wyznaniem mu miłości.
A co, jeżeli on nie odwzajemnia jej uczucia? Tym bardziej że nie mogła zignoro-
wać jego widocznego lęku przed zobowiązaniami. Ale nie czuła się dobrze, nie mogąc
R
L
T
wyznać ukochanemu, że go kocha. Jak w takiej sytuacji jej nowe życie miało być lepsze
od poprzedniego?
- Bardzo ci dziękuję, że zaprosiłeś ich wszystkich na jacht. Riley był zachwycony.
- To nic takiego.
- Dla Rileya i Marcii to cały świat.
- Twoja siostra nadal za mną nie przepada.
Jen doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Choć kilkakrotnie próbowała wytłu-
maczyć Marcii, że zdjęcia Nate'a z innymi kobietami w prasie to tylko kwestia reklamy
dla klubu, jej siostra nie lubiła go i już. Uważała po prostu, że mężczyzna, który rzeczy-
wiście chce być z jedną kobietą, nie powinien się tak zachowywać.
- Ona się tylko boi, żebym nie cierpiała.
Nate wyłączył telewizor. Mógł zrozumieć, że po przeżyciach z Carlosem starsza
siostra martwi się o młodszą. Ale przecież chyba dał dowód swojego zaangażowania, sta-
jąc u boku Jen i pomagając rozwiązać tę trudną sytuację.
- Czy ja naprawdę cię ranię?
Usiadła, podciągając kolana pod brodę, żeby móc spojrzeć mu w oczy, i otworzyła
usta, ale nie wydobył się z nich żaden głos.
- Powiedz mi, chodzi o to zdjęcie z dwiema modelkami w dzisiejszej gazecie?
Wiesz przecież, że to tylko reklama dla klubu i nie ma mowy o romansie.
- Spędzamy ze sobą tak dużo czasu... na pewno nie spotykasz się już z nikim in-
nym. Zresztą wierzę, że powiedziałbyś mi, gdyby coś między nami miało się zmienić.
- Powiedziałbym. Zresztą sam nie jestem pewien, co się właściwie dzieje między
nami. Wciąż czekam, czy nie zmęczymy się sobą nawzajem, ale jest zupełnie odwrotnie.
Każde jego słowo umacniało jej miłość. W końcu będzie musiała powiedzieć mu,
co czuje. Kochała go i miała przeczucie, że jest to miłość odwzajemniona.
- Ja też tak czuję, Nate. Codziennie nie mogę się doczekać spotkania z tobą. A cza-
sem, kiedy zrobisz mi niespodziankę i wpadniesz wcześniej, świat od razu robi się bar-
dziej kolorowy.
Nate przytulił ją mocno szepnął do ucha coś, czego nie zrozumiała i spojrzała na
niego pytająco.
R
L
T
- Czasami po prostu muszę cię zobaczyć - powiedział. - Kiedy mamy za dużo pra-
cy, staram się, jak mogę, wykroić dla nas choćby chwilę.
Uśmiechnęła się do niego, a ukrywanie własnych uczuć stało się niewyobrażalnie
bolesne.
- Wiem, że przy twoich obowiązkach to niełatwe.
- Nie jest tak zle. A teraz powiedz to, co chciałaś.
- Dużo o nas myślałam - zaczęła. - Dziś na jachcie uświadomiłam sobie, że mogli-
byśmy być rodziną, właściwie już nią jesteśmy. Bardzo bym tego chciała.
- Nie jestem jeszcze gotów na założenie rodziny.
- Wiem - zapewniła go pospiesznie.
Ona sama też nie końca była na to gotowa. Wiedziała jednak, że Nate stał się dla
niej najważniejszy na świecie i nie wyobrażała sobie już życia bez niego.
- Dla mnie to też jest przyszłość... wiesz, chodzi o to, że kiedy przestałam tańczyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]