[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i spodliła do reszty. Pożerała mu ona miliony, zdrowie,
sumienie, honor, wszystko, aż naraz przesyciła się nim i
rzuciła go, otrząsając jak proch ze swych pantofelków.
Znudziła ją jego miłość bezgraniczna i poświęcenie,
dokuczyło jej deptać po człowieku, zachciało się nowej
zdobyczy, denerwujących przeszkód, oporu, wstępów.
Miała dość spokojnego stosunku.
Przez pewien czas on tego nie spostrzegł, potem temu
nie wierzył, czepiając się nadziei i złudzeń, omamiony jej
fałszem. Oszukiwała go i zdradzała, ale tajemnie, bojąc się
scen, gwałtowności jego. Wreszcie pewnego wieczora, na
balu, w ustronnym gabinecie, ujrzał ją w objęciach
sławnego tenora i otrzezwiał.
Nie zrobił sceny. Zpiewak wydał mu się nikczemnym
rywalem, zohydził mu w jednej chwili kobietę. I nagle w
tej chwili Sewer zastygł i dojrzał. Poczuł się dopiero w
jakiejś bezdni czarnej, ohydnej, pełnej błota i zaduchu,
zajrzał w siebie wzdrygnął się i opamiętał. Opanował go
wstręt, nuda i rozpacz straszna, wreszcie rozchorował się
na dobre. Leżąc, miał czas rozmyślać. W dzień odwiedzali
go koledzy i znajomi, ale noce bezsenne spędzał samotny.
115
Noce chorych należą do osób kochających, do rodziny, a
tych Sewer nie miał.
Ojciec spędzał je u Kwiatka Lnu , żona ignorowała go,
sam sobie tę dolę zgotował. Gizella, zawsze o formy dbała,
odwiedzała go co dzień o południu, ze stereotypowym
pytaniem o zdrowie i kondolencją. Gdy znalazła
kogokolwiek z gości, zostawała dłużej; gdy chory był sam,
nie bawiła więcej minuty.
Na twarzy jej, zaostrzonej cierpieniem nigdy nie
zdradzonym, malował się chłód i sarkazm. Czuł Sewer, że
plotka stołeczna doniosła jej wieść o jego porażce i że ona
tryumfuje, pyszna w swej czci niepokalanej wobec niego,
nędznego. To podwajało gorycz jego, napełniało względem
niej głuchą wściekłością. Czuł chęć dokuczenia jej,
zbrutalizowania.
Raz wybuchnął, gdy go jak zwykle pytała o zdrowie.
Czuję się lepiej. Jeśli pani miała nadzieję oswobodzić
się prędko ode mnie, to nadzieja jest płonna.
Nie żywię żadnych nadziei odparła spokojnie.
Tylko tryumf i radość, że cierpię.
Nie myślę nigdy o panu.
Nie wierzę. Zanadto nienawidzi mnie pani.
Myli się pan. Tylko pogardzam. Rzucił się.
Po cóż ten przymus bytności tutaj?
Odchodzę już! rzekła zimno.
Nie chybiła jednak nazajutrz. Znalazła kilku panów i
rozmawiała swobodnie. Gdy wyszła, jeden z gości, Francuz
z ambasady, zwrócił się do Sewera:
Najpiękniejszą masz, hrabio, kobietę z całej stolicy.
Co za kształty i rysy! Zazdroszczę ci.
Obecni, starzy znajomi, uśmiechali się nieznacznie z
naiwności nowego przybysza. Sewer zagryzł wargi i
116
poczerwieniał.
W parę dni potem już wychodził i wyjeżdżał. Ale to
inny był Sewer. Nie bawiło go już nic. Wewnątrz toczył go
rak zniechęcenia do życia. Nurtowała w nim myśl
samobójstwa. Sztuczny był jego spokój i wesołość. W
duszy był niezmiernie nieszczęśliwy.
Bywał znowu w świecie i spełniał gorliwie służbę,
wyczerpywało go do reszty udawanie. Gdy mógł, zamykał
się w domu. Począł wspominać kijowską nędzę, żałować
jej i swych złotych snów ówczesnych. Męczył go świat, a
samotność była nieznośną. Parę razy odwiedził ojca.
Generał prawił mu o swych sprawach o interesach, o
plotkach buduarowych. Ohydny mu się wydał.
Razu jednego, w wieczór, gdy był bardziej
rozdenerwowany, zbolały, postanowił do żony iść,
dokuczyć jej, zobaczyć, że ona też cierpi. Nie kazał się
meldować, dzwięki fortepianu zaprowadziły go do
gabinetu, gdzie Gizella, też samotna, grała w półcieniu. Nie
usłyszała go i on minutę słuchał i patrzał. Zdradził go
piesek pokojowy nieprzyjaznym warczeniem.
Gizella się obejrzała, przestała grać, lecz nie odjęła rąk z
klawiszów ani powitała. Czekała, co jej powie.
Jesteśmy proszeni na bal na Nabiereżną rzekł
wiedząc, że nienawidziła tego domu.
Mam się ubierać zatem? Za godzinę będę gotową.
Wstała powolnie, rozmarzona grą, jeszcze pod
wrażeniem tonów.
Może pani jechać nie chce? spytał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]