[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wprawdzie pęknięcia, ale z pewnością będzie je można łatwo
naprawić.
Wes wprowadził Callie do środka, wpisał ich nazwiska do
hotelowego rejestru, a potem pomógł jej pokonać drewniane schody
prowadzące na piętro. W budynku nie było wind. %7łołnierze piechoty
morskiej musieli być sprawni fizycznie, a częste wchodzenie po
schodach uważano za właściwy dodatek do codziennych ćwiczeń.
Jednak teraz, gdy Callie ledwo stała na nogach i wciąż kręciło jej się
w głowie, pokonanie kilkudziesięciu stopni stało się poważnym
problemem. Wes towarzyszył jej w drodze na górę, wykazując
cierpliwość i troskliwość.
Pokój znajdował się na pierwszym piętrze, w połowie długiego
korytarza. Wes ruszył przodem i otworzył drzwi. Tym razem
przydzielono jej inny pokój niż poprzednio.
- Dzięki. - Callie z ulgą przestąpiła próg. Pokój był mały, z
trudem mieściło się w nim łóżko, szafka nocna, stolik. Obok była
mała łazienka z prysznicem. Surowy wystrój wnętrza ożywiała
jedynie wisząca w oknie gruba, złotożółta zasłona. Wpadające do
pokoju słońce odbijało się w drewnianej podłodze. W szafie czekał na
Callie świeży mundur, a na brzegu łóżka leżała czysta piżama i
ręczniki.
Wes zamknął drzwi. Widział teraz wyraznie, że jest bardzo blada.
- Posłuchaj, na najbliższe dwadzieścia cztery godziny zostaję
tutaj, w bazie. Logistyka poprosiła mnie, żebym wpadł do nich i
pomógł w opracowaniu planów odbudowy autostrady i systemu dróg
dla okolic Los Angeles. - Spojrzał na zegarek. - Mam tam być o
czternastej. Callie usiadła na łóżku.
- Może ci pomóc? Uśmiechnęła się słabo.
- To wspaniała wiadomość, że wykorzystują twoje umiejętności,
Wes. Zresztą domyślałam się, że nie pozwolą ci długo marnować się
przy nadzorowaniu koparek.
- Cóż - mruknął, klękając przy łóżku i rozwiązując jej buty - ja
też nie. Logistyka dopiero teraz zaczyna powoli ogarniać rozmiary
katastrofy. Pracują razem z Federalną Agencją do Spraw
Zapobiegania Skutkom Katastrof i stopniowo ściągają kolejnych
inżynierów do pracy nad odbudową infrastruktury. - Odstawił buty na
bok. Pogładził delikatnie jej drobne stopy i ściągnął z nich szare
wełniane skarpetki. Podniósł głowę i uśmiechnął się. Widać było, jak
bardzo jest zmęczona. Pod oczami dostrzegał ciemne półkola.
- Dasz radę sama się rozebrać czy wolisz, żebym ci pomógł?
Callie poczuła, jak twarz oblewa jej gorący rumieniec, choć
wiedziała, że Wes zapytał jedynie z troskliwości. Nie odczuwała z
jego strony żadnej presji, przeciwnie, czuła się tylko cudownie
rozpieszczana.
- Jeśli możesz, otwórz prysznic, myślę, że dam sobie radę z
ubraniem.
- W porządku. - Poklepał ją lekko po kolanie i wstał. W tej chwili
nie pragnął niczego bardziej niż pomóc jej się rozebrać, a potem
dołączyć do niej pod prysznicem. Jednak to nie był dobry moment i
doskonale o tym wiedział. Wszedł do małej, schludnej łazienki i
ustawił temperaturę wody tak, by była przyjemnie ciepła. Musiał
powstrzymać żądzę. Teraz Callie potrzebowała tylko długiego snu,
który pozwoli jej odzyskać siły.
Weszła powoli do łazienki i zaczęła rozpinać bluzę munduru.
Wes odwrócił się i delikatnie pogładził jej blady policzek.
- Muszę już iść, Callie, choć wierz mi, że to ostatnia rzecz, jakiej
bym chciał.
Nieśmiało popatrzyła na niego spod długich rzęs.
- Wiem - szepnęła.
- Jeśli mogłabyś teraz wypowiedzieć jedno życzenie, to o co byś
poprosiła? - zapytał niskim głosem, nie odrywając od niej wzroku.
Pożądał jej do utraty tchu i widział w jej oczach to samo pożądanie.
- Chciałabym, żebyś przyszedł do mnie do pokoju i jeśli będę
spała, położył się obok i przytulił. Bardzo teraz potrzebuję bliskości.
Drżenie jej głosu sprawiło mu niemal fizyczny ból. Zaczynał
powoli rozumieć, jak wyczerpująca emocjonalnie jest jej praca.
Gdyby nie to, że w ciągu ostatniego tygodnia obserwował ją na co
dzień, nigdy nie potrafiłby tego docenić.
Nachylił się i musnął jej policzek lekkim jak wietrzyk
pocałunkiem. Potem wyszeptał jej prosto do ucha:
- Postaram się spełnić twoje życzenie, mój aniele.
7 stycznia, godzina 19.00
Callie powoli wynurzała się z głębokiego, uzdrawiającego snu.
Westchnęła przeciągle. Uświadomiła sobie, że czuje ciepło
przytulonego do niej męskiego ciała. Zauważyła też, że ów mężczyzna
obejmuje ją, przyciągając mocno do siebie.
Minęło kilka chwil, zanim Callie do końca uświadomiła sobie,
gdzie jest. Obudziły ją własne sny, w których poszukiwała
uwięzionych pod gruzami rannych i słyszała ich krzyki. Nie po raz
pierwszy zdarzało jej się mieć takie koszmary. Wracały, gdy
pracowała na obszarze dotkniętym trzęsieniem ziemi. Podniosła rękę i
przeciągnęła palcami po silnym męskim ramieniu.
Wes. To był Wes. Jego ciepły oddech pieścił jej szyję.
Musiał przyjść do niej, kiedy spała. Jednak postanowił spełnić jej
życzenie! Znów ogarnęła ją senność. To było cudowne uczucie, leżeć
tak przy nim, w jego mocnych objęciach. Serce wypełniła jej radość.
Nie słyszała, kiedy wszedł do pokoju. Spała. W panujących
ciemnościach widziała tylko zarys ciała Wesa. Kiedy zauważyła, że
dzieli ich koc, poczuła jeszcze mocniej, że go kocha. Wes ją szanował.
Dostosował się do jej prośby, by tylko ją przytulił.
Zrobił to i nie posunął się dalej. W półśnie zastanawiała się, czy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]