[ Pobierz całość w formacie PDF ]

słucha, dotrzymaliśmy umowy. Chcemy Shane'a. Ale już.
Burmistrz, który ściskał pobrudzoną sadzami córkę, ledwie zwrócił uwagę na
dziewczyny.
 Spózniłyście się  powiedział.
Pod Claire ugięły się kolana. Wszystko do niej wróciło  ogień, dym, strach. Shane.
Och, nie, nie, to niemożliwe&
Burmistrz, patrząc na ich miny, musiał się zorientować, co ona pomyślała i co
przyszło na myśl także Eve, bo momentalnie się rozzłościł.
 Nie, nie to  powiedział.  Richard uprzedził, że jesteście w drodze. Powiedziałem,
że zaczekam. A ja dotrzymuję danego słowa.
 Akurat  mruknęła Eve i próbowała pokryć to kaszlnięciem.  No dobra, to
dlaczego jesteśmy za pózno?
 Już go tu nie ma  powiedział burmistrz.  Jego ojciec przypuścił atak tuż przed
świtem, kiedy nasza uwaga skupiła się na pożarze w magazynie. Wydostali Shane'a i
tego człowieka z klatek, zabili pięciu moich ludzi. Chcieli wyjechać z miasta, ale udało
nam się ich tym razem osaczyć. Niedługo będzie po wszystkim.
 Ale& Shane!  Claire spojrzała na niego błagalnie.  My dotrzymaliśmy swojej
części umowy. Proszę, nie może pan go po prostu wypuścić?
Burmistrz Morrell spojrzał na nią gniewnie.
 Umowa była taka, że ja go wypuszczę, jeśli przywieziecie z powrotem moją córkę.
No cóż, jest wolny. Jeśli pozwoli się zabić, ratując tego swojego tak zwanego ojca, to
już naprawdę nie moja sprawa.  Objął ramieniem Monice i Richarda.  Chodzcie,
dzieci. Opowiecie mi, co się stało.
 Ja panu opowiem, co się stało  odezwała się Eve wściekle.  Uratowałyśmy im
obojgu życie. A tak przy okazji, może pan nam za to podziękować w dogodnej dla
siebie chwili.
Sądząc po poirytowanym spojrzeniu burmistrza, uwaga Eve go nie rozbawiła.
 Gdybyście nie naraziły ich na niebezpieczeństwo, nic z tego by się nie wydarzyło 
stwierdził.  Możecie uważać, że macie szczęście, że was nie wtrącę do więzienia za
pomoc zabójcy wampirów i podżeganie do popełnienia przestępstwa. A teraz, jeśli
chcecie mojej rady, wracajcie do domu.  Pocałował córkę w brudne włosy.  Chodz,
moja księżniczko.
 Tato  odezwał się Richard.  Ona ma rację. Naprawdę uratowały nam życie.
Burmistrz rozzłościł się jeszcze bardziej.
 Synu, ja wiem, że możesz czuć wdzięczność wobec tych dziewczyn, ale&
 Po prostu niech nam pan powie, gdzie jest Shane  ucięła Claire.  Proszę. Tylko
tego chcemy. Dwóch Morrellów wymieniło spojrzenia, a potem Richard powiedział:
 Znacie stary szpital? Ten na Grand Street? Eve pokiwała głową.
 Imienia Naszej Pani? Myślałam, że go już zburzyli.
 Rozbiórka jest planowana na przyszły tydzień  dodał Richard.  Zabiorę was tam.
Claire o mały włos nie rozpłakała się z ulgi. Nie żeby problem się rozwiązał  bo się
nie rozwiązał  ale przynajmniej mogli wykonać jakiś kolejny ruch.
 Richard  odezwał się burmistrz.  Nie jesteś im nic winien.
 Owszem, jestem.  Richard popatrzył na Eve, a potem na Claire.  I nie zapomnę o
tym. Eve wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
 Niech się pan nie martwi. Nie damy panu zapomnieć.
Mimo że był dzień, wkoło widać było wampiry. Claire uznała, że to coś niezwykłego,
ale jak bardzo niezwykłego, dotarło do niej, dopiero kiedy Richard Morrell, zwalniając
tak, że policyjny samochód wlókł się w żółwim tempie, zagwizdał pod nosem.
 Oliver zwołał swoje oddziały  oznajmił.  To niedobrze dla waszego przyjaciela. I
dla jego ojca. Ulice wokół masywnego budynku starego szpitala pełne były
samochodów& Wielkich samochodów z przyciemnianymi szybami. Było tam też
sporo wozów policji, ale jakoś to te duże z ciemnymi szybami sprawiały grozne
wrażenie.
Podobnie jak postacie stojące w cieniu i otaczające budynek. Niektórzy mieli na
sobie płaszcze i kapelusze mimo dokuczliwego upału. Zebrała się ich tam
przynajmniej setka, same wampiry.
A na środku, tuż na granicy cienia i słonecznego światła, stał Oliver. Miał na sobie
długi czarny skórzany płaszcz i skórzany kapelusz z szerokim rondem, a ręce okrył
rękawiczkami.
 O rany. Chyba nic tu nie wskóracie  powiedział Richard. Oliver obrócił głowę w
ich stronę i wyszedł na słońce. Wampir zbliżał się do nich powolnym, swobodnym
krokiem.  Może powinienem was jednak zabrać do domu.
Jeszcze nie zdążyły powiedzieć Richardowi, że nie, kiedy Oliver przebył dzielącą ich
odległość i otworzył tylne drzwi policyjnego wozu.
 Może powinieneś raczej dołączyć do nas  powiedział i obnażył kły w uśmiechu. 
Ach, Michael. Wreszcie poza domem, jak widzę. Wszystkiego dobrego z okazji
urodzin. Sugerowałbym, dla twojego dobrze pojętego bezpieczeństwa, żebyś dzisiaj
rano nie wychodził z cienia. Zresztą chyba nie miałbyś na to siły.
A potem złapał za gardło siedzącą najbliżej drzwi Claire.
Claire usłyszała krzyk Eve i Michaela, i czuła, że Eve usiłuje ją przytrzymać, ale Eve
w żaden sposób nie mogła siłować się z Oliverem. Po prostu wyjął Claire z
samochodu jak szmacianą laleczkę, mocno zaciskając palce na jej szyi, a potem
pociągnął ją na ulicę.
 Shane! Shane Collins!  zawołał.  Mam tu coś dla ciebie! Chciałbym, żebyś
bardzo dobrze się temu przyjrzał!
Claire złapała go obiema dłońmi za rękę, usiłując się wyrwać, ale bezskutecznie.
Wiedział, jak mocno ją trzymać, żeby nie zmiażdżyć jej gardła ani nie odciąć dopływu
powietrza do płuc. Zwalczyła kolejny napad panicznego kaszlu i próbowała wymyślić
jakieś wyjście z tej sytuacji.
 Zabiję tę dziewczynę  ciągnął Oliver  chyba że przysięgnie mi wierność i służbę
przy wszystkich świadkach, Shane, a ty możesz ją ocalić, zawierając taki sam
kontrakt. Masz dwie minuty na podjęcie decyzji.
 Dlaczego?  szepnęła Claire. Zabrzmiało to jak pisk myszy. Oliver, który patrzył na
odrapaną fasadę starego szpitala, z jego zniszczonymi płaczącymi aniołami i
barokowymi rzezbami, na moment zwrócił uwagę na nią. Poranek był słoneczny i
bezchmurny, słońce jak rozgrzana moneta centowa świeciło na bezchmurnym niebie.
Wydawało się, że to nie w porządku, żeby jakiś wampir stał w pełnym słońcu.
A on się nawet nie pocił.
 Co dlaczego, Claire? To nie jest precyzyjne pytanie. Walczyła o oddech, bezradnie
chwytając jego palce.
 Dlaczego& zabiłeś Brandona?
Przestał się uśmiechać, a jego oczy spojrzały czujniej.
 Bystra jesteś  powiedział.  Mimo wszystko bystrość może ci nie służyć.
Powinnaś zadać pytanie, po co mi twoja służba.
 Dobrze  wykrztusiła.  To po co?
 Bo Amelie wyznaczyła ci jakąś rolę. A ja nie przywykłem dawać Amelie tego, na co
ma ochotę. To nie ma nic wspólnego z tobą, ale wiele wspólnego z historią. Niestety,
za moją sprawą ten problem zaczyna ciebie dotyczyć. Ale rozchmurz się, jeśli twój
chłopak złoży za ciebie przysięgę, daruję mu życie. Pozwolę ci go widywać od czasu
do czasu.
Kochankowe urodzeni pod nieszczęśliwą gwiazdą to bardzo zabawny spektakl.
Claire wydawało się, że Amelie nie ma z niej żadnego pożytku, ale nie spierała się w
tej sprawie. W sumie nie mogła. Właściwie nic nie mogła, mogła tylko stać na
czubkach palców, walczyć o każdy oddech i mieć nadzieję, że znajdzie w końcu
jakieś wyjście z tej durnej sytuacji, w którą się wplątała. Znowu.
 Jedna minuta!  zawołał Oliver. W budynku coś się poruszyło, coś zabłysło przy
paru oknach.  No cóż. To wygląda na przypadek przemocy domowej.
Miał na myśli to, że tata Shane'a znów go bił. Claire wyrywała się, chcąc zobaczyć,
co się tam dzieje, ale Oliver trzymał ją mocno. Mogła coś zobaczyć tylko kątem oka,
a to, co dostrzegła, nie wyglądało dobrze. Shane stał w drzwiach szpitala i usiłował [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •