[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w szeregach. W tej chwili Smund szepnął znowu synowi:
Ale Knutowi trudno się bęóie poprawić, przeto pamiętaj, że z Granlien do Nor-
dhaug dla ciebie daleka droga!
Uroczystość konfirmacji rozpoczęła się. Pastor wystąpił naprzód, óieci zanuciły pieśń
konfirmacyjną. Pełne, dzwięczne tony pieśni porwały wszystkich, zwłaszcza starszych,
którzy tak daleko zaszli na droóe życia, że zapomnieli już dnia swojej konfirmacji.
Jeszcze większe wrażenie uczyniła przemowa pastora, starego pastora, który od kilku-
óiesięciu lat co roku dokonywał tego obrzędu, wiodąc pokolenia drogą cnoty i bojazni
bożej.
rnst erne rnson iewczę ze Słonecznego Wzgórza 42
Torbjrn, któremu niedawno groziła śmierć, wzruszył się, słysząc ślubowanie óieci,
i złożył również przyrzeczenie poprawy życia.
Ani razu nie spojrzał ku ławce kobiet, dopiero po skończonym nabożeństwie zbliżył
się do Ingrid i coś jej szepnął do ucha. Potem przecisnął się szybko przez tłum i znikł.
Mówili luóie, że miast iść drogą, poszedł polami ku lesistym wzgórzom, ale nikt nie był
pewny, czy tak było w istocie.
Smund szukał go, ale dał spokój, przekonawszy się, że Ingrid również znikła. Potem
obejrzał się za Solbakkenami, którzy ze swej strony rozpytywali wszystkich sąsiadów, czy
któryś z nich nie wie, góie się poóiała Synnwe. Z konieczności musieli roóice, każda
para z osobna, udać się do domu.
Tymczasem Synnwe i Ingrid wyprzeóiły ich znacznie.
%7łałuję, żem poszła powieóiała Synnwe.
Cóż w tym może być złego! odparła Ingrid. Wszakże ojciec wie o wszystkim!
Tak! zauważyła Synnwe. Ale w każdym razie nie mój ojciec!
Któż wie, czy także nie twój! zaśmiała się Ingrid i nie poruszano już tego tematu.
Zdaje mi się, że tu miałyśmy zaczekać! rzekła Ingrid, kiedy znalazły się na
skręcie drogi pośród gęstego lasu.
On musi baróo nadłożyć drogi! zauważyła Synnwe.
Już jestem ozwał się Torbjrn, wychoóąc spoza dużego skalnego załomu.
Ułożył sobie dokładnie w głowie, co ma mówić, a była to sprawa niemała. isiaj, jak
mniemał, pójóie to łatwiej niż kiedy inóiej. Wszakże ojciec był po jego stronie, wióiał
to wyraznie w kościele. Najoczywiściej życzył sobie tego. Przez całe lato Torbjrn marzył
o tej rozmowie z Synnwe. Tak, niezawodnie, jeśli kiedy, to właśnie óisiaj zdobęóie się
na odwagę.
Chodzmy ścieżką przez las! powieóiał. To najbliższa droga do domu!
iewczęta nic nie odrzekły, ale usłuchały go.
Torbjrn miał niezłomne postanowienie rozpoczęcia rozmowy, ale nie chciał zaczynać
od razu. Aż nie wyjóiemy na wzgórze , myślał. Potem chciał przystąpić do rzeczy, gdy
miną bagno leśne. Ale dawno byli na wzgórzu i minęli bagno, a on milczał. Postanowił
zaczekać, aż się znajdą głębiej w lesie.
Ingrid zauważyła, że sprawa postępuje zbyt opieszale, przeto szła coraz to wolniej,
zostawała w tyle i w końcu znikła im z oczu. Synnwe nie zwróciła jakoś na to uwagi, że
nie ma przyjaciółki. Przystawała co kilka kroków i schylała się po jagodę.
iwnie by to było, gdybym się nie zdobył na gadanie! pomyślał Torbjrn i zaczął
zaraz:
Piękna óisiaj pogoda!
Prawda! odparła Synnwe.
Znów uszli kawałek drogi, a ona zbierała wciąż jagody.
Baróo się cieszę, żeś się zgoóiła na tę przechaókę! powieóiał.
Szła w milczeniu.
Mieliśmy tego roku długie lato&
Znowu nic nie odrzekła.
Z tego nic! pomyślał. Póki ióiemy, trudno mówić! i dodał głośno:
Może zaczekamy tutaj na Ingrid?
Zaczekajmy! zgoóiła się Synnwe, przystając.
W miejscu tym nie było jagód, po które by się mogła schylać, spostrzegł to dobrze.
Mimo to pochyliła się, zerwała długie, cienkie zdzbło i zaczęła z wielką uwagą nawlekać
nań jagody.
Przypomniał mi się óisiaj w kościele żywo ów óień, kiedyśmy razem odbywali
naszą konfirmację.
O, pamiętam to doskonale! powieóiała.
Od tego czasu zmieniło się wiele! zauważył, a gdy milczała, dodał: Przeważnie
wszystko poszło inaczej, niżeśmy pragnęli!
Synnwe pochyliwszy głowę wciąż nawlekała jagody na zdzbło.
Zaszedł z boku, by spojrzeć jej w oczy, ale przeczuwając ten zamiar, odwróciła szybko
głowę w drugą stronę.
Zaczął się bać, że do niczego nie doprowaói i powieóiał:
rnst erne rnson iewczę ze Słonecznego Wzgórza 43
Synnwe! Miałaś mi coś powieóieć!
Spojrzała nań i roześmiała się.
Ja? Cóż bym ja miała ci powieóieć?
Czuł, że powraca mu odwaga. Chciał ją objąć ramieniem, ale w chwili, kiedy się zbliżył,
zląkł się i odezwał się trwożnie:
Wszakże Ingrid mówiła z tobą?
Mówiła! odrzekła Synnwe.
Więc masz mi coś do powieóenia!
Milczała.
Powieó! prosił i zbliżył się.
Lepiej ty powieó! rzekła i odwróciła twarz.
Dobrze! chciał chwycić jej ręce, ale zajęła się znowu gorliwie nawlekaniem
jagód.
Straszna to rzecz, że ty mnie tak onieśmielasz!
Zdawało mu się, że się uśmiechnęła, i znowu nie wieóiał, co mówić dalej.
Ostatecznie wykrzyknął głośno, chociaż niepewnym głosem powieó, coś
zrobiła z ową kartką?
Odwróciła się odeń w milczeniu. Przystąpił, otoczył ją ramieniem i poprosił szeptem:
Powieó!
Spaliłam ją!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]