[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i chwiejność. Jak to się stało, że mam taką siostrę? To dla mnie
nieprzenikniona zagadka. Muszę przyznać, że i mnie ona potrafi
czasami wyprowadzić z równowagi.
- A przecież to ty się nią opiekowałeś po śmierci waszego ojca.
Ty ją ukształtowałeś.
- Tak. Kiedy umarł, miała dziewięć lat. Chyba czułem, że muszę
go jej zastąpić.
- Pewnie właśnie na tym polega problem - zaczęła ostrożnie
Justine. - Może byłoby lepiej, gdybyś dał jej więcej swobody,
pozwolił radzić sobie samej.
- Pozwolił? - zapytał oschłym tonem.
- Nigdy nie nauczy się niezależności, jeśli będziesz za nią
rozwiązywał wszystkie kłopoty.
94
RS
- Niestety! - westchnął. - Rzecz w tym, że nie wiem, jak to
przeprowadzić, żeby jej nie urazić. Będzie płakać i rozpaczać!
Myślałem, że jak wyjdzie za mąż, to moje problemy się skończą.
- A one się podwoiły - powiedziała współczująco. - Zresztą
nieważne.
Poddając się silnemu impulsowi, pocałowała go znowu.
Wplątała dłonie w jego grube, sprężyste włosy, ale kiedy
odpowiedział na jej pocałunek, przyciągając ją, wyrwała mu się z
objęć.
- Jeśli mamy znalezć Dawida, to chyba powinniśmy się do tego
zabrać?
Jęknął, ale zgodził się z nią.
- Zawsze zostaje nam noc - mruknął prowokacyjnie. Na te słowa
poczuła ulgę i podniecenie. Wstała i przez chwilę patrzyła na niego.
Zwiatło księżyca wpadające przez okno posrebrzyło jego ciało. Leżał
z rękoma pod głową. Po raz pierwszy widziała w całej okazałości,
jakim wspaniałym jest mężczyzną. Aż trudno jej było uwierzyć, że
zostali kochankami. Nie miała poczucia winy, nie wstydziła się tego,
co zrobili. Czuła jedynie ciepło i radość, zadowolenie z przyjemności
danej i otrzymanej. Uśmiechnęła się do niego i poszła do łazienki.
Kiedy wróciła, Kiel stał przy oknie. Wciąż był nagi. Poczuła
kolejną falę pożądania. Miała ochotę podejść i objąć to silne ciało.
Westchnęła. Wszystko działo się tak szybko, że wyniknęło się spod
kontroli. Wcześniej tylko ją pociągał. Teraz chciała dużo więcej. I
zdawała sobie sprawę, ile to kryje niebezpieczeństw.
95
RS
Kiel odwrócił się i uśmiechnął do niej ciepło.
- Patrzyłem, jak łodzie rybackie wypływają na morze - wyjaśnił.
- I marzyłeś, że jesteś na jednej z nich?
- Chyba tak. Może któregoś dnia uda mi się tu wrócić i rozejrzeć
po okolicy. Chciałbym jechać na Pico de Arieiro, gdzie można zajrzeć
do krateru starego wulkanu. Chciałbym zobaczyć tarasy z winoroślą.
Nie pojmuję, jak oni mogą je uprawiać na tych stromych zboczach.
Kręcąc z niedowierzaniem głową, wciągnął spodnie, zebrał
resztę swoich rzeczy i wyszedł z pokoju.
Justine stała tam, gdzie ją zostawił. Nie potrafiła wyrwać się z
melancholijnego nastroju, w jaki wprawiły ją jego słowa. Powiedział:
 uda mi się tu wrócić", a nie  nam". Zastanawiała się, czy zrobił to
celowo. Czy to było ostrzeżenie? Nie powinna się w nim zakochiwać.
Nie, przecież to tylko zauroczenie.
Wyjęła z szafy jedyną sukienkę, jaką z sobą przywiozła.
Włożyła ją z pewnym trudem. Luzna hinduska tunika była idealna na
ciepły wieczór, a szerokie rękawy bez trudu zmieściły gips. Rozcięcie
przy szyi można było zapiąć. Ponieważ nie była w stanie sama
nałożyć stanika, a nie chciała prosić o to Kiela, włożyła tylko
koronkowe majteczki. Stopy wsunęła w sandały. Zrobiła sobie
delikatny makijaż. Włosy rozczesała i zostawiła rozpuszczone.
Kiedy Kiel po nią wrócił, przebrany w kremową koszulę
z krótkimi rękawami i szare spodnie, posłał jej długie spojrzenie, po
czym uśmiechnął się szelmowsko.
96
RS
- Myśl o tym, że masz pod spodem tylko figi, będzie mi
przeszkadzała cały wieczór.
- Czyżby sukienka prześwitywała?! - krzyknęła zaniepokojona.
Pożywka dla marzeń Kiela to jedno, a pożywka dla marzeń
połowy męskiej populacji Madery to drugie.
- Nie - zapewnił. - Wystarczy aż nadto, że o tym wiem. Chodz,
kusicielko, zanim zapomnę o swoich dobrych intencjach.
Kiedy dotarli do windy, Kiel nagle zatrzymał się jak
wmurowany, sprawdził kieszenie i uśmiechnął się przepraszająco.
- Byłoby lepiej mieć przy sobie pieniądze. Zjedz na dół.
Spotkamy się w foyer.
Jego zaborczy ton brzmiał w jej uszach czarująco. Przynajmniej
w tej chwili. Znała siebie na tyle dobrze, by wiedzieć, że na dłuższą
metę nie zniosłaby chorobliwej zazdrości.
Justine uśmiechnęła się do kierownika hotelu i usiadła w fotelu.
Ku jej zaskoczeniu mężczyzna wyszedł zza kontuaru i ruszył w jej
stronę.
- Czy jest pani zadowolona z pobytu u nas, senhora!
- Bardzo. To piękny hotel.
- Sim. Proszę bez oporów prosić o wszystko, co pani potrzebne.
To pech, że ma pani złamaną rękę.
- Tak.
A ponieważ nie miała nic innego do roboty, zaczęła opowiadać,
na czym polegał ten wyjątkowy pech, co z kolei prowadziło do dalszej
wymiany uwag. Nim się zorientowała, gawędzili jak starzy
97
RS
przyjaciele. Nagle kątem oka zauważyła Kiela. Skończyła rozmowę i
podeszła do niego.
- Przepraszam. Długo czekasz?
- Całe wieki - odparł, biorąc ją pod ramię. - Czy już ktoś nowy
zajął moje miejsce w twoim życiu?
- Nie - powiedziała ze śmiechem. - Rozmawiałam z
kierownikiem o rezerwacjach. Z powodu łagodnej zimy bardzo mało
ludzi przyjechało na ferie.
Szli odrobinę pod górkę. Justine ciągnęła dalej:
- To zastanawiające, że przyjeżdża tu tak niewielu Anglików.
Szkoda. Mało jest krajów, w których Anglików darzy się sympatią, a
zwłaszcza angielskich turystów. Tutaj bardzo chętnie przyjęliby ich
więcej. To miłe.
- Norwedzy lubią Anglików - powiedział z uśmiechem. - Nasze
kraje łączą bliskie więzy.
Nutka humoru słyszalna w jego głosie nie pozostawiała
wątpliwości, że mówi o nich.
Ośmielona jego żartami, wzięła go pod rękę.
- Tu jest nawet pole golfowe. Szkoda, że mamy tak mało czasu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •