[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Kłamczucha. Szkoda byłoby zmarnować tyle kobiecego
uwodzicielstwa, prawda? Tyle intryg i planów.
- Nie, wcale nie byłoby szkoda! Byłaby to ogromna ulga.
Jeśli oczekujesz, że będę się wyrywać i błagać, żebyś mnie
puścił, to poczekasz do sądnego dnia, bo nie dam ci tej
satysfakcji!
- Nie? Ale są też inne rodzaje satysfakcji, prawda? Ellie,
próbując pohamować złość i, musiała to przyznać, inne
niepokojące uczucia, odparła buńczucznie:
- Może dla kogoś takiego, jak ty. Nie dla mnie. - Była
nieznośnie świadoma jego ciała. Zmiało patrzyła mu w oczy.
- Piękna Ellie. Piękna kłamczucha Ellie. W takiej
konfrontacji jest coś podniecającego... - Błyskawicznie zadarł
jej bluzkę.
- Przestań - warknęła, usiłując ściągnąć ją w dół, ale
bezskutecznie.
- Mam przestać? - drażnił się z nią. - Przecież o to ci
chodziło. Inaczej włożyłabyś stanik.
- Rzadko go noszę. I nie rób tego! - krzyknęła, kiedy
przesunął kciukiem po jej odsłoniętej piersi. - Nienawidzę cię!
- Znowu kłamiesz.
Zacisnęła usta i oddychając szybko, odepchnęła jego rękę i
naciągnęła bluzkę na piersi. Jednak Feargal znowu chwycił jej
ręce w nadgarstkach i unieruchomił za jej głową, po czym
powoli pochylił się do jej ust.
- Przestań udawać, że tego nie chcesz - szepnął, gdy ich
wargi zetknęły się.
- Nie udaję! - chciała krzyknąć, ale straciła oddech. To
niesprawiedliwie! Gdyby jej sprawił ból, użył siły, mogłaby
walczyć. Ale on delikatnie całował jej usta. Mogła się szarpać,
nic by to jednak nie dało, a w każdym razie tak uznała. Ale nie
oddawała pocałunków - no, może tylko trochę, bo byty
naprawdę podniecające, dokładnie takie, jak w jej marzeniach.
Jeśli wierzył, że tego właśnie chciała, to po co wyprowadzać
go z błędu? To ona zyskiwała na tym niesamowitym
doznaniu. Będzie miała co wspominać. Nawet jego silne ręce,
które ją unieruchomiły, nie zadawały bólu. Wręcz przeciwnie
- kciuki delikatnie głaskały jej nadgarstki, od czego jej ciało
stawało się coraz gorętsze... Nie! Wrócił zdrowy rozsądek,
szarpnęła się i odwróciła głowę.
- Nie! - zaprotestowała głośno.
Otworzył szeroko oczy i zaśmiał się gardłowo.
- Posługiwanie się zmysłowością jako bronią jest
obrzydliwe! - prychnęła. - Poniżające. Wiesz, jakie wrażenie
wywierasz na kobietach i... bezwstydnie to wykorzystujesz!
- Usiłujesz mi wmówić, że kobiety nie używają tej samej
broni? Bezwstydnie? - drwił.
- Nic ci nie wmawiam! Złaz ze mnie! Nie lubię być
wykorzystywana.
- Uwielbiasz być wykorzystywana - poprawił z ironią. -
Twoja skóra jest ciepła i zarumieniona, serce wali szybko...
pragniesz mnie.
- Może bym cię pragnęła... ale w innych okolicznościach.
Z uśmiechem niedowierzania puścił ją i powoli wstał.
- W każdych okolicznościach - stwierdził. - Dług
spłacony - dodał z wyrazem twarzy, który nie był już drwiący
ani rozbawiony. - Spodziewam się, że już cię tu nie spotkam,
kiedy wrócę do domu.
- Z pewnością! - warknęła.
- A jeśli kiedykolwiek usłyszę, że ktoś rozpowiada jakieś
brednie o Phenie czy mojej rodzinie...
- To co? - spytała zadziornie.
- Każę ci za to zapłacić - odparł cicho. Zabrał koszulę i
wyszedł na zewnątrz, na słońce.
Drań. Wspaniały, doprowadzający do furii, cyniczny drań.
Pozbierała się jakoś, poprawiła ubranie i wyszła ze stodoły.
Pobiegła do pokoju, wzięła bagaże i pomaszerowała do
samochodu. Wrzuciła wszystko do bagażnika, zatrzasnęła go i
usiadła za kierownicą.
Jeśli on uważa, że Ellie zostanie w tym domu chociaż
minutę dłużej, by ją tu obrażano i wykorzystywano...
Przekręciła kluczyk w stacyjce, za pózno żałując, że w stodole
nie walczyła zacieklej, nie dokuczyła mu mocniej... Teraz, z
dala od niego, przychodziły jej do głowy dziesiątki
dowcipnych i celnych ripost - i co się, u Ucha, dzieje z tym
piekielnym samochodem? Wyjęła kluczyk, obejrzała go,
wepchnęła z powrotem do stacyjki i przekręciła. Nic.
Samochód nie reagował.
Drzwiczki auta otworzyły się. Podskoczyła nerwowo.
- Masz jakieś kłopoty? - zapytał Feargal zjadliwie. - Coś
ci się dzisiaj nie wiedzie, co?
- Och, zamknij się! Spróbuj choć raz się na coś przydać i
zobacz, co się dzieje z silnikiem!
Patrzył na nią, oparty o dach samochodu.
- Przecież wiesz. Nie przejdzie ci ten numer, Ellie.
- Nie mam pojęcia, co się dzieje z autem! - wycedziła. Z
niedowierzaniem wzruszył ramionami, podniósł maskę i
zerknął na silnik.
- No proszę, co za uszkodzenie! Mam nadzieję, że wiesz,
jak to naprawić, bo inaczej pójdziesz piechotą.
- Co takiego? - spytała, nic nie rozumiejąc. Pośpiesznie
wysiadła z samochodu. Stanęła obok niego i zajrzała do
silnika. - Dlaczego ten drucik jest oderwany? - spytała.
Powoli obrócił się w jej stronę. Zmarszczył czoło.
- Feargal!
Wyjrzeli zza maski i zobaczyli Terry. Stała w otwartych
drzwiach, przyzywając brata.
- Feargal, muszę ci coś powiedzieć! To pilne!
Ellie nie słyszała, co mówią, ale wyraznie się kłócili.
Potem Feargal z kwaśną miną wszedł do domu. Terry
podeszła do Ellie.
- Ja to zrobiłam - wyznała.
- Co takiego?
- Zepsułam samochód. Chcę, żebyś została na moim
ślubie! - oznajmiła stanowczo. - Przecież poprawiłaś mi
sukienkę i w ogóle byłaś taka miła! To niesprawiedliwe! To w
końcu mój dzień! Mogę zaprosić, kogo chcę - zakończyła
zdecydowanie.
- Och, Terry. Nie mogę zostać, naprawdę.
- Owszem, możesz! Mama też chce, żebyś została! A
poza tym Feargal się zgodził! Proszę! To tylko jeden dzień. A
Feargal zostanie na farmie, w ogóle nie będziesz go widzieć.
- Nie. Terry, napraw to i pozwól mi odjechać.
- Nie umiem! - uśmiechnęła się triumfalnie. - Declan
powiedział mi, jak zepsuć samochód, ale nie wspomniał, jak
go naprawić. Feargal to pózniej zrobi - wzruszyła ramionami.
- No, chodz.
- W takim razie będę musiała iść do wioski i znalezć
mechanika - westchnęła Ellie, zaciskając wargi.
- Nie chcesz zostać? - spytała żałośnie Terry.
- Nie chodzi o to, co ja chcę! Błagam, nie stawiaj mnie w
niezręcznej sytuacji...
- Ale ja cię tak lubię! No, przestań się wygłupiać. - Nie
czekając na odpowiedz, zaczęła wyciągać jej bagaż z
samochodu. - Naprawdę nie chcesz być na moim ślubie?
- Oczywiście, że chcę, ale...
- Feargal się zgadza, przysięgam.
W tej rodzime pewnie uczyli się manipulowania innymi
od kołyski. Czy Feargal znowu uzna, że wszystko
zaplanowała? Jasne, że tak.
- Jedz ze mną do Drogheda - namawiała Terry.
- A czym? - spytała sucho Ellie.
- Autobusem. Będzie fajnie. Możesz obejrzeć odciętą
głowę świętego Olivera Plunketta w kościele Zwiętego Piotra.
- Och, wielkie dzięki! Co za urocza rozrywka! Akurat
tego mi w tej chwili trzeba!
Rozchichotana Terry pomogła jej zanieść bagaże z
powrotem do pokoju, po czym zaciągnęła ją na przystanek
autobusowy. Ellie uznała, że najlepiej trzymać się z dala od
Feargala. Szkoda, że to nie jego odciętą głowę tam
wystawiają!
Dzień spędziła bardzo przyjemnie. Znowu zdumiało ją to,
że wszyscy są tak otwarci i życzliwi. W przerwie między
wizytami w kolejnych sklepach rzeczywiście obejrzała główną
atrakcję kościoła Zwiętego Piotra. Terry patrzyła na relikwię z
podziwem i zdumieniem, a Ellie uznała, że to okropne i
żałosne.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]