[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Isobel cofnęła się gwałtownie i uderzywszy się o kant stojącej za nią wielkiej doni-
cy, syknęła z bólu.
- Nie próbuj mi wmówić, że ci na mnie zależało. Ożeniłeś się z inną kobietą, Ale-
jandro, więc nie obrażaj mojej inteligencji, twierdząc, że nasz związek coś dla ciebie
znaczył, bo to nieprawda. Ani wtedy, ani teraz nic nas nie łączyło.
- Teraz na pewno nie - przyznał gorzko. - Nie jestem kompletnym głupcem.
- Słucham? - Isobel znów nic nie rozumiała.
Alejandro jak nikt inny potrafił namieszać jej w głowie.
R
L
T
- Przecież widzę, jak się odsuwasz w popłochu za każdym razem, gdy się bardziej
do ciebie zbliżę.
- Nic nie rozumiesz! - Isobel w żadnym razie nie chciała, by myślał, że uważa go
za odrażającego, ale nie była też gotowa wyjawić mu, że jest dokładnie odwrotnie.
Mógłby wykorzystać jej słabość i manipulować nią, a wtedy mogłaby narazić na niebez-
pieczeństwo przyszłość Emmy. Do tego nie mogła dopuścić. Alejandro spojrzał na nią
smutno, biorąc jej milczenie za przyznanie mu racji.
- Czyżby? Zauważyłem to już wczoraj, kiedy nie mogłaś się doczekać, by się wy-
zwolić z moich ramion i uciec.
- Bo zaskoczyła nas senhora Silveira!
- I co z tego? - Alejandro wykrzywił usta z pogardą. - Nie uważasz, że jestem odra-
żający?
- Oczywiście, że nie!
- Oczywiście, że nie! - przedrzezniał ją. - Zapewne uważasz mnie za szalenie po-
ciągającego, prawda? - Przeciągnął prowokacyjnie palcem po bliznie przecinającej jego
policzek.
Widząc, jak Isobel potrząsa przecząco głową, posmutniał jeszcze bardziej.
- No właśnie.
- Nic nie rozumiesz - powtórzyła bezradnie Isobel.
- Wszystko świetnie rozumiem. - Podszedł do niej blisko, prawie przyciskając ją do
stojącej przy szezlongu wielkiej donicy z drzewkiem pomarańczowym.
Isobel zebrała wszystkie siły, by nie próbować się wymknąć.
- Alejandro... - Zanim zdołała cokolwiek powiedzieć, Alejandro nachylił się i za-
krył jej wargi swoimi.
W jego pocałunku nie było ani grama delikatności. Zmusił ja do otwarcia ust i wci-
snął język między jej zęby, trzymając ją mocno za ramiona. Kiedy poczuł smak jej krwi
płynącej z przygryzionego przez niego języka, zaklął paskudnie.
- Niech cię diabli. - Z ustami tuż przy jej ustach, z zaciśniętymi mocno oczyma,
zsunął ręce na jej biodra i przycisnął je mocno do swego podnieconego ciała. - Pragnę cię
R
L
T
tak samo mocno jak wtedy, czyż to nie szaleństwo? - Na jego twarzy malowała się roz-
pacz i pogarda dla własnej słabości.
- Alejandro...
Przerwał jej odgłos zbliżających się męskich zdecydowanych kroków. Alejandro
odsunął się i wcisnął mocno zaciśnięte pięści do kieszeni.
- Carlos! - przywitał przyjaciela nieco zdławionym głosem. - Przyszedłeś w samą
porę. Myślę, że pani Jameson nie może się już doczekać obiecanej wycieczki po ranczu.
R
L
T
ROZDZIAA JEDENASTY
- Podobała się pani posiadłość Alejandra?
Mimo że Isobel wróciła z Montevista wcześnie i czekała na obiecane spotkanie z
Anitą, gospodyni po raz kolejny wymówiła się bólem głowy. Isobel zaczęła podejrzewać,
że w jakiś tajemniczy sposób jej obecność w Porto Verde przyczyniła się do zwiększenia
częstotliwości ataków migrenowych nękających pisarkę. Jednak następnego dnia po po-
łudniu Anita wysłała bez zapowiedzi Ricarda, który wezwał raczej, niż zaprosił Isobel do
ponurego gabinetu w prywatnej części domu.
Anita przyglądała się swojemu gościowi przenikliwie.
- Tak, proszę pani. Bardzo. - Isobel postanowiła odpowiadać zdawkowo i jak naj-
szybciej zmienić temat, zwłaszcza że nie wiedziała, czy Alejandro rozmawiał z teściową
i co jej powiedział.
- Nie wydaje się pani, że to strasznie odludne miejsce, tak wysoko w górach? - nie
poddawała się Anita.
- Nie, raczej nie. Uważam, że to bardzo piękne miejsce.
Zniecierpliwiona starsza dama cmoknęła z dezaprobatą.
- Piękne, piękne. Mój dom też określiła pani jako piękny. - Anita zaakcentowała
ostatnie słowo z wyrazną kpiną. - Ze względu na dobro wywiadu mam nadzieję, że ma
pani w zanadrzu jeszcze jakieś inne eufemizmy.
Isobel aż się zagotowała ze złości, ale udało jej się zachować zimną krew.
- To nie jest eufemizm, tylko zwykły przymiotnik.
- Cóż, może niezbyt szczery? - Anitę zaskoczyła asertywność młodej kobiety, która
do tej pory wydawała jej się raczej potulna i zahukana. - Jak dobrze poznaliście się z
Aleksem w Londynie? Czy przyjęła pani to zlecenie tylko ze względu na niego?
Nagła zmiana tematu wytrąciła Isobel z równowagi i na twarzy gospodyni ukazał
się tryumfalny uśmieszek.
- Nie, oczywiście, że nie - odpowiedziała Isobel niepewnie. - Nie miałam pojęcia,
że jest pani zięciem.
R
L
T
- Ale teraz już pani wie. Czy czuje się pani rozczarowana, że tak bardzo się zmie-
nił?
Isobel nie miała pojęcia, o co chodzi w tej skomplikowanej grze, którą z nią pro-
wadzono.
- Nie znałam go dobrze, trudno mi więc ocenić, jak bardzo się zmienił.
- Nie udawaj głupiej, moja droga. Mówię o jego wyglądzie. Czy nie uważasz, że
wygląda teraz odrażająco? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •