[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 To znaczy gdzie?  nie wytrzymał Antek.
 Miałeś nie pytać.
 Ale ja nie rozumiem, o co panu chodzi.
 Tym lepiej.
 I po co to wszystko? Nie znam pana...
 Nie ma czasu na wyjaśnienia. Powiem ci tylko jedno: Musisz tam iść, bo to jest dla ciebie
bardzo wa\na sprawa. Dla ciebie! Pamiętaj hasło: Czy w tym domu jest magiel.
Z pobliskiego przystanku ruszył akurat tramwaj. Nieznajomy, nie \egnając się z Antkiem,
pobiegł w tamtym kierunku i wskoczył zgrabnie do drugiego wagonu. A Antek Gołąb stał
bezradny na środku trotuaru i długo nie mógł podjąć \adnej sensownej decyzji.
Gdy się trochę uspokoił, postanowił wrócić na podwórze i opo-
135
wiedzieć kolegom o tej dziwnej przygodzie. Ju\ nawet szedł w kierunku domu, ale w pewnej
chwili zmienił zamiar:  Lepiej będzie, gdy wszystko załatwię sam, bo jeśli ta wyprawa
pachnie niebezpieczeństwem, to po co mam wplątywać w to wszystko kolegów?  myślał.
Ró\ne rzeczy przychodziły mu do głowy; Ró\ne domysły. Jadąc tramwajem w kierunku ulicy
Mickiewicza zadawał sobie coraz bardziej niespokojne pytania: Kto mnie wzywa? Kto tam na
mnie czeka? Czego ode mnie chcą ci ludzie?
Wszystko było jakieś dziwne, tajemnicze, skomplikowane jak chorobliwy sen, ale było tak\e
podniecające, i dlatego gdy wysiadł z tramwaju, zaczął nagle iść tak szybko, jakby liczyła się
teraz ka\da minuta. Bał się tej tajemnicy i pragnął ją jednocześnie jak najszybciej rozwiązać.
 A jeśli to jakaś prowokacja?  pomyślał zatrzymując się przed szarą kamienicą.  Skąd
oni znali moje nazwisko?
Zawahał się, ale ciekawość była ju\ teraz silniejsza od wszelkich niepokojów. Wszedł do
bramy, rozejrzał się dyskretnie i natychmiast zobaczył dziewczynę w zielonym płaszczu. Nie
miała chyba więcej ni\ osiemnaście lat. Stała przy schodach i bawiła się spokojnie skórzanym
paskiem. Patrzyła na Antka raczej obojętnie, i to go najbardziej sprowokowało do
natychmiastowego działania. Podszedł do niej blisko i rzucił jednym tchem tajemnicze hasło:
 Czy w tym domu jest magiel?
Przez chwilę panowała cisza. Dziewczyna przyglądała się Uwa\nie Antkowi, a\ wreszcie
uśmiechnęła się, poprawiła niesforne czarne włosy, które zsunęły jej się na czoło, i
powiedziała cicho:
 Był w tamtym roku, ale się zepsuł.
 No więc klawo  Antka poniosły nerwy.  Był, zepsuł się i co dalej?
 Nie krzycz  upomniała go dziewczyna.  Nie potrafisz mówić ciszej? Chodz ze mną.
Zaczęli się wdrapywać po dość stromych schodach. W pewnej chwili dziewczyna zatrzymała
się i zapukała energicznie w masywne drzwi. To pukanie było tak\e hasłem. Antek na wszelki
wypadek zanotował w pamięci: Trzy wolne puknięcia, dwa szybkie i znowu trzy wolne.
136
Zatrzeszczała podłoga po tamtej stronie drzwi i zaraz rozległ się lekko zachrypnięty męski
głos.
 Kto tam?
 W sprawie brudnej bielizny  powiedziała dziewczyna i mrugnęła do Antka wesoło,
jakby chcąc mu dodać odwagi.
Usłyszeli szczęk przekręcanego w zamku klucza i w uchylonych drzwiach pojawił się wysoki,
dobrze zbudowany mę\czyzna. Wpuścił Antka do przedpokoju.
 No, więc jesteś  powiedział jakby z ulgą i poklepał Antka po plecach.
 Jestem, i co z tego?  nastroszył się Antek.  Co to za
heca? Przecie\ ja pana nie znam.
 Ale ja ciebie znam. Przynajmniej z opowiadania  mę\czyzna popchnął go lekko w
stronę oszklonych drzwi.  Wejdz do pokoju. Ktoś tam czeka na ciebie. No, wejdz i nie gap
się na mnie jak na szpicla. Jesteś wśród swoich.
I w tym momencie Antek zaczął się wszystkiego domyślać. A\ mu nogi zdrętwiały z nagłego
podniecenia i nie mógł się zdobyć na ten jeden krok, dzielący go od tych oszklonych drzwi,
za którymi... Nie, czy to mo\liwe? Czy to czasami nie sen? A mo\e wszystko się rozwieje,
rozleci się w drobny pył, gdy wkroc?y do pokoju?
 Proszę pana, czy tam jest, czy tam jest...  zaczął szeptać łamiącym się od wzruszenia
głosem i nie potrafił dokończyć zdania, jakby się bał nazwać szczęście po imieniu.
 Wejdz, zobacz i zachowuj się dzielnie, bo twój ojciec nie czuje się jeszcze najlepiej.
Pokój był du\y i bardzo zagracony. W połowie przegradzała go wysoka oszklona szafa
wypełniona ksią\kami. Tu\ za szafą, na niskiej kozetce le\ał kapitan Gołąb. Miał przymknięte
oczy i w pierwszej chwili Antkowi wydało się, \e jego ojciec śpi. Zatrzymał się więc w
połowie drogi i nawet wstrzymał oddech, aby ojca nie zbudzić, ale w tej samej chwili doktor
Gołąb zerwał się z kozetki i bez słowa podbiegł do syna.
Ile\ słów mieli sobie do powiedzenia, ile nocy marzyli o takim spotkaniu... A teraz stali
nieruchomo i w milczeniu przyzwyczajali się do swego wielkiego szczęścia.
 No, ju\ dobrze, ju\ wszystko w porządku  wykrztusił
137
wreszcie doktor Gołąb.  Cieszę się, synu, \e jesteśmy razem. Chodz, usiądz tutaj, będzie ci
wygodnie... Albo nie, stań na środku pokoju, niech ci się dokładnie przyjrzę.
A Antek tak\e chciał się dokładnie przyjrzeć swemu ojcu. Ju\ dostrzegł, \e ojciec jest bardzo
blady, jakby w ogóle nie wychodził na ulicę. I od ostatniego spotkania przybyło mu sporo
siwych włosów. I utyka na lewą nogę, chocia\ widać, \e chciałby bardzo ukryć to przed
synem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •