[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jedenastej. Wyskoczę z biura.
- Dobrze, będę o jedenastej - odparła.
- A gdyby mnie albo pani coś wypadło, to jak się spotkamy?
- Dam panu swój telefon - odparła bez namysłu.
- Już piszę. - W pośpiechu wyciągnął notes i długopis.
Rozstali się; Magda poszła w kierunku czytelni. Miała ochotę zaraz pojechać do domu
i natychmiast zadzwonić do wydziału. Wiedziała jednak, że tego zrobić nie może.
Dopiero póznym wieczorem, po powrocie do domu, podniosła słuchawkę i złożyła
majorowi relację z przebiegu pierwszego spotkania.
Sekretarka nacisnęła guzik przełącznikowego aparatu. Usłyszała glos majora.
- W biurze przepustek jest pani Zgierska - poinformowała szefa. - Mówi, że otrzymała
list od córki.
- Proszę dać jej przepustkę i przyprowadzić ją tutaj. Jest Ciszkowski? - zapytał.
- Zaraz sprawdzę.
- Niech też przyjdzie do mnie.
Podczas gdy sekretarka pobiegła po Zgierską. Ciszkowski zameldował się u majora
Bielaka.
- Siadaj. Zaraz przyjdzie Zgierska. Otrzymała Ust od córki. Możesz być potrzebny.
- Jestem ze sprawy wyłączony. - Ciszkowski nie patrzył na przełożonego.
- Nie bądz taki hardy. - W glosie majora czuło się zdenerwowanie. - Obraziłeś się.
Poczekaj jeszcze trochę: z tobą nie taka prosta sprawa. Gdyby nie było wątpliwości, byłbyś
już dawno ukarany. Przerwało mu pukanie do drzwi.
- Proszę - odpowiedział major.
Do pokoju weszła Zgierska,
- Panie majorze - zaczęła od drzwi - pan Ciszkowski zapewniał mnie, że u mojej córki
jest wszystko w porządku. Mówił mi, że nie dzieje się jej żadna krzywda. To dlaczego z
każdym listem muszę biegać do komendy? Powiedzcie mi, panowie, co się za tym kryje?
- Czy córka pisze coś, co by panią mogło zaniepokoić?
- Nie, teraz listy są takie, jak dawniej, jak na początku.
- No to, czemu pani się denerwuje? Chcemy upewnić się, czy nie ma powodów do
obaw. Jeśli coś zauważymy, od razu powiemy pani. Może być pani tego pewna. Można prosić
o ten list?
Zaczęła grzebać w torebce. Podała go majorowi.
- Proszę - powiedziała. - Tylko jednej rzeczy nie mogę z niego zrozumieć. Pisze, żeby
zaopiekować się czarnym kotem, który biegał po naszej klatce schodowej i przychodził do
nas od czasu do czasu na spodeczek mleka. Ten kot nie był wcale czarny, ale biały, i już go
dawno nie widziałam. Co jej się przypomniało? Nic mogę tego zrozumieć.
- Zwyczajnie, zapomniała, jakiej był maści; można to jej wybaczyć - powiedział
spokojnie major.
- Już nie wiem, co się ze mną dzieje. Raz jestem spokojna, kiedy indziej
najdrobniejsze głupstwa denerwują mnie i Wytrącają z równowagi.
- Niech się pani zwróci do lekarza. Potrzebny jest pani spokój, odpoczynek.
- Jedyne lekarstwo to zobaczyć Jankę. Gdybym mogła z nią porozmawiać. -
Westchnęła.
- Proszę nam zaufać. Chcemy, żeby to nastąpiło jak najszybciej. Jestem przekonany,
że niedługo zobaczy pani córkę.
Podczas gdy major rozmawiał ze Zgierską, kapitan Ciszkowski czytał list. Coś
notował, porównywał, zastanawiał się. Major spostrzegł w jego twarzy zainteresowanie.
Widać znalazł zakodowaną informację dla siebie. Pochłonięty lekturą listu, nie zwracał uwagi
na toczącą się rozmowę w pokoju. Oderwał wzrok, kiedy Zgierska podniosła się, aby wyjść.
Oddał jej list. Zostali w pokoju sami z majorem.
- No, co tam wyczytałeś? - zapytał Bielak z zainteresowaniem.
- Tak jak przypuszczaliśmy, należy spodziewać się przyjazdu Turysty . Sygnał o
zaopiekowaniu się czarnym kotem mówi sam za siebie.
- Miejmy nadzieję, że zbliżamy się do końca tej sprawy. - Major był zadowolony.
- Czy będę jeszcze potrzebny? - Dobry nastrój majora nie udzielił się Ciszkowskiemu.
Z jego głosu przebijała nuta goryczy.
- Zaczekaj - powstrzymał go major i podniósł słuchawkę.
Połączył się z pułkownikiem. Zameldował się i poprosił o rozmowę.
- Wrócę, to porozmawiamy - powiedział Ciszkowskiemu i obaj opuścili gabinet.
Gdy Magda wchodziła do kawiarni, Kowalski siedział już przy stoliku. Zobaczył ją z
daleka. Na jego twarzy zjawił się uśmiech. Skinieniem ręki powitał ją jak starą znajomą.
Gdyby nie znała zamiarów tego człowieka, zachowanie jego uznałaby za normalne. Ale
wiedziała, do czego on dąży. W tym geście czuło się pewność osiągnięcia bliskiego celu,
pewność - że ofiara już mu się z rąk nie wymknie.
Magda była ciekawa kolejnego spotkania. Co będzie mówił? Jakie wysunie
propozycje? Jakie szczegóły planu przewidział w tej rozgrywce? Nie ulegało wątpliwości, że i
on przygotował się do tej rozmowy dokładnie.
Usiadła na wskazanym krześle. Poprosiła o kawę i ciastko.
- Cieszę się z tego spotkania - powiedział jej na powitanie - bo mogę pani pożyczyć
powieść, którą wczoraj chcieliśmy oboje kupić. - Wyciągnął książkę z teczki i położył ją
przed Magdą.
- Jestem panu naprawdę wdzięczna. - Magda z zainteresowaniem oglądała książkę. -
Pan już przeczytał? - zapytała.
- Oczywiście, jeszcze wczoraj. Udało mi się ją pożyczyć od kolegi.
- Widzę, że z biblioteki. - Magda zauważyła, że książka ma pieczątkę biblioteczną i
numer.
- Najważniejsze, że można ją przeczytać - powiedział to tak, jakby się spodziewał
pochwały za swoje starania.
- Oczywiście, jestem panu naprawdę wdzięczna. - Magda w lot zorientowała się, o co
mu chodzi. Schowała książkę do siatki. - Miał pan mi opowiedzieć o Afryce, o swoich
podróżach. Umieram z ciekawości.
- A czy chociaż ma pani dzisiaj czas? - zapytał.
- Naturalnie. Muszę się panu przyznać, że zarezerwowałam sobie całe przedpołudnie
aż do obiadu.
- Cieszę się z tego - powiedział. - Ale co panią najbardziej interesuje?
Magda gruntownie przygotowywała się do swej roli: przeczytała kilkanaście książek o
Afryce. Zestaw literatury dobrała szczególnie starannie. I aczkolwiek temat nie był dla niej aż
tak frapujący, to jednak wszystkie książki przeczytała z niemałym zainteresowaniem.
Szczególnie zaciekawiły ją życie i obyczaje szczepu Masajów, żyjących w rejonie
Kilimandżaro, na pograniczu Tanzanii i Kenii. Członkowie tego szczepu wyglądem
zewnętrznym, karnacją skóry, budową ciała przypominali mieszkańców starożytnego Egiptu.
Zapytała więc o ten szczep.
Uśmiechnął się. Widać było, że temat ten nie jest mu obcy.
- Właściwie - zaczął - byłem tam tylko raz. Dwa lata temu - dodał. - Masajowie
zajmują się wypasem bydła. Ale nie dla mięsa i nie na sprzedaż: potrzebne im jest mleko i
krew, którą spuszczają po nacięciu szyi zwierzęcia. I w specjalnych tykwach sporządzają z
tych dwóch płynów cocktail, który uważają za najsmaczniejszy napój świata...
Magda bez trudu spostrzegła, że całe to opowiadanie jest powtórzeniem treści
odpowiednich rozdziałów książki Korabiewicza, który, podróżując po krainie Masajów,
opisał ich życie i zwyczaje. Gdy mówił o wojowniku lego plemienia - wiedziała, że powie,
jakim się cieszy szacunkiem i z jakich względów korzysta u pozostałej społeczności,
szczególnie młodych kobiet, bez względu na to, czy są mężatkami czy nie. Udawała
zainteresowanie,, od czasu do czasu stawiała jakieś pytania. Ale marzyła, żeby jak najszybciej
skończył. W tym spotkaniu nie wystawił sobie opinii człowieka inteligentnego. Nie mogła
zrozumieć, że młode dziewczyny nie zwróciły uwagi na jego ograniczoność. Jego sposób
[ Pobierz całość w formacie PDF ]