[ Pobierz całość w formacie PDF ]
trudniejsze, niż myślała. Wiedziała, że powinna się odsunąć, przerwać tę
chwilę, zanim będzie za pózno. Nie zrobiła tego jednak.
Ten pocałunek był słodszy i powolniejszy. Pod dotykiem J. C. opór
Grace rozwiał się bez śladu. Było tak samo cudownie jak za pierwszym
razem. A nawet lepiej. Grace musiała przestać sobie wmawiać, że
podkoloryzowała obraz J. C. Był idealny we wspomnieniach i w
rzeczywistości. Dotykał jej tak, jak lubiła. Całował ją tak, jak tego pragnęła.
Chciała znów znalezć się z nim w łóżku... I właśnie na tym polegał problem.
Rozdzwięk pomiędzy tym, czego pragnęła, a tym, co powinna. Z wielkim
trudem odsunęła się.
Wciąż to robimy, a nie powinniśmy powiedziała, walcząc z
pożądaniem. Powrót do przeszłości byłby błędem.
Tę pomyłkę już popełniliśmy. Patrzył jej prosto w oczy. Ale masz
racjÄ™.
Dobrze, że się ze mną zgadzasz. Mimo tych słów, nie czuła żadnej
satysfakcji. Skupmy się więc na festiwalu. Wyciągnęła nieodłączny notes
i pióro. Chciałabym z tobą o czymś porozmawiać.
Jeśli ten nagły zwrot sprawił mu przykrość, nie okazał tego w żaden
sposób, co dodatkowo wytrąciło ją z równowagi. Powinna jednak wykazać
się rozsądkiem, przestać roztrząsać zachowanie J. C. i zająć się pracą.
Wiesz co? Jakoś nie mam ochoty na omawianie służbowych spraw.
Wolałbym się trochę zabawić. Na jego ustach pojawił się kpiący uśmiech,
83
R
L
T
który tak dobrze pamiętała. Spotkajmy się tu za godzinę. Tylko włóż
cieplejsze spodnie!
84
R
L
T
ROZDZIAA ÓSMY
Henry stał na szczycie wzgórza. Ledwie mógł się ruszać w puchowym
kombinezonie, jednak z jego buzi nie schodził uśmiech. J. C. czuł, że po raz
pierwszy od miesiąca może swobodnie oddychać.
Matka jeszcze nie potrafiła się w pełni zaangażować w opiekę nad
wnukiem, ale zaczęła przygotowywać święta, a kiedy J. C. wychodził rano, w
kuchni unosił się smakowity zapach. Krok po kroku życie wracało do normy.
Najważniejsze, że zafascynowany świętami Henry znów się uśmiechał, a
oczy błyszczały mu figlarnie. J. C. ciężko na to pracował.
Grace również wdrapała się na stok. Nawet w granatowej puchowej
kurteczce, ocieplanych spodniach i śniegowcach wyglądała seksownie. Buty
we wzór naśladujący paski zebry sięgały prawie do kolan i miały sztuczne
futerko pasujące do tego przy kapturze kurtki. Były dziwne, ale zabawne.
Jazda na sankach? O to chodziło?
Tak
Skoro ja jadę, to ty też. Popatrzyła z powątpiewaniem na spore
drewniane sanki.
Nie jestem w tym najlepszy.
Też mi coś! Jeden mały wypadek, i to sto lat temu. Jestem pewna, że
od tamtej pory poprawiła ci się koordynacja.
Wujku, możemy już jechać? zapytał Henry, ciągnąc go za rękaw.
J. C. zaprosił Grace w nadziei, że to ona pozjeżdża z małym, a on w tym
czasie zadzwoni w kilka miejsc. Chociaż chciał, nie mógł brać udziału w
zabawach na śniegu. Zbliżająca się fuzja przedsiębiorstw powodowała, że
prawnicy, księgowi i szefowie innych działów krążyli nad nim jak sępy.
85
R
L
T
Wybacz, smyku, ale nie mogę. Grace będzie z tobą zjeżdżać.
Chcę, żebyś pojechał z nami prosił Henry ze smutną minką.
Też głosuję za. Grace spojrzała na niego podejrzliwie.
Chyba masz stracha, co?
Ja mam stracha?! zawołał, sadowiąc się na sankach.
Wskakuj, mały!
Henry usadowił się za nim, obejmując go mocno w pasie.
Grace roześmiała się wesoło. Jej spojrzenie zdradzało, że myśli o innej
zimie i innej przejażdżce. Miała szesnaście lat i przyjechała na święta do
babci. Całowali się na tym wzgórzu. Zjechali na sankach prosto w zaspę,
lądując w plątaninie rąk i nóg. J. C. dostrzegł w niej kobietę i od tamtej chwili
ich przyjazń uległa metamorfozie.
Jesteś pewien, że mogę ci zaufać jako kierowcy? Ostatnio
wylądowałam pod śniegiem i pod... tobą dokończyła ściszonym głosem.
Pamiętam każdą sekundę, Grace.
Ja też. Posłała mu znaczący uśmiech.
Jedziemy? zapytał Henry, popatrując na nich.
No to Jazda! wykrzyknÄ…Å‚ J. C. Gotowa? ZerknÄ…Å‚ na Grace.
Już bardziej gotowa nie będę odparła cicho, siadając za Henrym i
obejmujÄ…c J. C. nogami.
Był to tak intymny gest, że na chwilę stracił oddech. Jednak zebrał się w
sobie i ruszyli w dół. Sanki pomknęły, mijając wspinające się rodziny. Mróz
szczypał policzki i palił w płucach. J. C. skierował sanki na łagodniejszą
część stoku, zakończoną długim płaskim terenem. Przejażdżka skończyła się
równie szybko, jak się zaczęła.
Ale fajnie! Jeszcze raz! darł się Henry, zeskakując z sanek.
86
R
L
T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]