[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ujął jej ręce, umieścił je nad jej głową i splótł palce z jej palcami. Isobel poszamo-
tała się chwilę, próbując się uwolnić, ale szybko skapitulowała.
- Co powiesz na porannego całuska? - zapytał rozbawiony i pocałował ją w szyję i
w usta.
- Teraz już możemy wstać - zdecydował, gdy przestali się całować. - Ubierzemy
się i, jeśli pozwolisz, zabiorę cię na śniadanie. Szkoda tracić tak cudowny dzień na leże-
nie w łóżku.
Gdy Marco zaproponował wspólne śniadanie, Isobel była przekonana, że wyskoczą
do jakiejś kafejki obok biura, szybko coś przegryzą i przyjdzie czas na pożegnanie. Tym-
czasem, gdy wyszli przed bramę, na podjezdzie czekał sportowy czerwony samochód ze
zwiniętym dachem.
- Przepiękne auto - zachwyciła się Isobel, gdy Marco otworzył jej drzwi, by mogła
swobodnie usadowić się w skórzanym fotelu.
Miała wrażenie, że śni. Wszystko wydawało jej się nierealne, jakby z innego świa-
ta. Czuła się cudownie, siedząc obok Marca i jadąc z nim Promenade des Anglais.
Był wczesny ranek. Miasto dopiero budziło się do życia. Ulice, domy, rośliny i
samochody błyszczały w słońcu, jakby wczorajszy deszcz zmył z nich pył i znój ostat-
nich tygodni i całkowicie je odnowił. Znad morza wiała ciepła, orzezwiająca bryza.
Isobel podziwiała widoki, a Marco opowiadał jej o historii miasta, raz po raz wska-
zując ręką ciekawsze miejsca. Najpiękniejszy wydał jej się hotel Negresco. Jego imponu-
jący rozmiar i wygląd zapisały się w jej pamięci na całe życie.
- Pomyślałem, że zjemy śniadanie w restauracji usytuowanej przy najpiękniejszej
drodze na całym wybrzeżu, Corniche d'Or, a potem pojedziemy do Saint Tropez.
- Brzmi fantastycznie! - odparła wesoło Isobel. - O której musisz być z powrotem?
Marco zaśmiał się, odchylając głowę do tyłu.
R
L
T
- Och, Izzy! Ja mogę nigdy nie wrócić! Co by to była za frajda być szefem, skoro
nie można by było sobie wziąć wolnego, kiedy się chce?
Isobel zrobiła zaskoczoną minę.
- O, proszę! A ja myślałam, że masz trochę papierów do przerzucenia.
- Mam, ale to akurat może zaczekać. Wczorajsza finalizacja transakcji z Cheri Bon
odciążyła mnie nieco i mam więcej wolnego czasu. Chyba zadzwonię na jacht i powiem
załodze, żeby przypłynęli po nas w okolice Cannes. Moglibyśmy resztę trasy do Saint
Tropez przepłynąć wzdłuż brzegu, zahaczając o Wyspy Leryńskie.
- Całkowicie oddaję się w twoje ręce - odparła Isobel i od razu się zaczerwieniła,
bo zdała sobie sprawę z sensu swoich słów. - Wiesz, co mam na myśli...
- Oczywiście, że wiem, co masz na myśli. - Marco uśmiechnął się łobuzersko, ale
nie ciągnął wątku, bo skupił się na prowadzeniu auta na autostradzie.
Po kilkudziesięciu minutach dojechali do zjazdu na Cannes i wjechali na promena-
dę wysadzoną po obu stronach wielkimi palmami. Wzdłuż ulicy wisiały plakaty zapo-
wiadające festiwal filmowy. Isobel przyglądała im się z zainteresowaniem, odczytywała
znane nazwiska i tytuły najnowszych filmów.
- Zupełnie zapomniałam, że lada moment zaczyna się festiwal filmowy i całe mia-
sto zaroi się od sław.
- Masz rację. Jak zwykle będzie gwarno i wesoło - odparł i ruchem głowy wskazał
budynek po lewej. - To jest festiwalowy pałac, gdzie się wszyscy zbierają na uroczystej
gali.
Isobel ujrzała rozwinięty czerwony dywan, cierpliwie czekający na gwiazdy i bły-
ski fleszy. Ten widok od razu przypomniał jej Marca i Lucindę, którzy trzy lata temu
przybyli razem na festiwal. Uśmiechnięci pozowali do zdjęć i obejmowali się. Było wi-
dać, że są zakochani.
Mimo że Isobel była bardzo ciekawa, co się stało z jego małżeństwem, ugryzła się
w język, gdy poczuła chęć zapytania go o to. Nie chciała, by magiczny nastrój prysł. Po-
nadto czuła, że Marco coś ukrywał. Czy nadal kochał byłą żonę?
Przez jej wnętrzności przeszło nieprzyjemne drżenie. Była na siebie zła za to od-
czucie, bo wiedziała, że nie miało to znaczenia. Jej romans z Markiem był wybrykiem
R
L
T
losu, niczym poważnym i mającym przyszłość. Dlatego postanowiła zmusić się do sku-
pienia na pracy. Musiała zebrać materiał na artykuł, by jej czas spędzony z włoskim mi-
lionerem nie okazał się zmarnowany. Zmarnowany z punktu widzenia jej kariery, oczy-
wiście.
- Czemu tak nagle ucichłaś? - zapytał Marco i spojrzał na nią z ukosa.
Isobel wzruszyła ramionami.
- Właśnie sobie przypomniałam, że trzy lata temu byłeś tutaj z Lucindą na festiwa-
lu.
- Zgadza się. Film, w którym występowała Lucy, miał kilka nominacji - odparł.
Doskonale pamiętał tamten dzień. Byli tacy szczęśliwi. Snuli plany na przyszłość,
bo właśnie dowiedzieli się, że Lucinda zaszła w ciążę.
- To było bardzo dawno temu - dodał po chwili zamyślenia, choć miał wrażenie,
jakby tamten moment przyśnił mu się tylko albo jakby przeżył go w poprzednim wciele-
niu.
Milczenie Isobel zaskoczyło go. Marco był przekonany, że za chwilę posypią się
pytania o jego byłą żonę i rozwód. Zmarszczył brwi i spojrzał przełomie na pasażerkę.
Isobel odchyliła głowę, zamknęła oczy, a ciepły wiatr i słońce muskały jej twarz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]