[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czego pragniesz, kochanie.
Broda zaczęła jej dr\eć. Zacisnęła zęby, \eby jakoś się opanować.
 Proszę cię, Susan. Daj nam jeszcze jedną szansę.  Pochylił głowę i
zbli\ył usta do jej warg. Poczuł ich delikatne muśnięcie, ale kiedy chciał pogłębić
pocałunek, szarpnęła głowę do tyłu.
 Spokojnie, Hank  ostrzegła.  Spokojnie i powoli. Hasło  Postępuj
ostro\nie stało się \yciową dewizą Susan. Matka byłaby z niej dumna, gdyby
kilkanaście lat temu córka kierowała się podobną zasadą. Susan z pewnym \alem
myślała o tym, co ją niewątpliwie ominęło.
Wtedy oboje z Hankiem byli bardzo młodzi i niecierpliwi. Zanadto się
śpieszyli, \eby mogli poznać wszelkie tajemnice miłości i jej ró\ne oblicza.
Dopiero teraz potrafili docenić rozkoszny smak oczekiwania. Zwłaszcza Susan
cieszyła się ka\dą taką chwilą. Wspólne wyprawy do kina, muzeum, czy ZOO, a
czasem romantyczna kolacja poza domem sprawiały jej ogromną radość.
Umo\liwiały równie\ poznanie własnego mę\a od zupełnie innej strony.
Najczęściej towarzyszyły im dzieci, ale Hank zawsze potrafił tak
zorganizować ka\dy wyjazd, \eby mogli przynajmniej kwadrans spędzić tylko
we dwoje. Potrafili wykorzystać te minuty. Szybkie pieszczoty robiły się coraz
bardziej śmiałe. Od czasu do czasu Kim i Jake zostawali w domu, a oni wybierali
się gdzieś sami.
Wczorajszego wieczoru. Hank jeszcze raz spróbował wykorzystać
wspomnienia. Zawiózł ją na Drogę Króliczków. Jak zwykle stało tu kilka
samochodów. Zakochane pary wcią\ lubiły to miejsce. Pod tym względem nic się
nie zmieniło. Tylko widok był inny. Dwa nowe mosty spięły potę\nymi klamrami
brzegi Missisipi, a jasno oświetlone drapacze Memphis odbijały się w ciemnej
rzece.
 To wygląda jakoś inaczej, prawda?  szepnęła Susan, patrząc na lśniące
miasto.  A mo\e po prostu zapomniałam, \e tu jest tak pięknie?
 Szczerze mówiąc, nie podziwiałem wtedy krajobrazu. Zajmowaliśmy się
całkiem czym innym, pamiętasz?
 Uhm. Ciekawe, co jeszcze dzięki temu przegapiliśmy  odparła z
westchnieniem.  Dojrzałość nie jest taka zła. Mo\emy zwolnić tempo i wreszcie
docenić wszystko bez tego niepotrzebnego pośpiechu.
 Mo\liwe.  Odpiął pas i przysunął się do niej. Otoczył ją ramieniem i
lekko przytulił. Nie cofnęła się. Jego bliskość wydawała się tutaj zupełnie
naturalna.  Ale ten pośpiech miał równie\ swoje dobre strony  szepnął jej do
ucha.  Z chęcią bym ci przypomniał te najbardziej smakowite.
 Po tylu latach, Hank?  Zachichotała.  To zupełnie co innego. Jaką
atrakcją mo\e być odrobina pieszczot w porównaniu do wielkiego, mał\eńskiego
łó\ka i całej nocy? Na pewno byś się rozczarował.
 A chcesz się przekonać? Sama zobacz.
Powoli przesunęła dłoń w górę umięśnionego uda. Skoro miała sprawdzić,
czy nie kłamał...
 O, rzeczywiście  zamruczała.  Chyba masz rację. Wiem, \e ci jest
niewygodnie. Powinnam odpiąć ten guzik.
Schwycił ją nagle za przegub i przytrzymał, nie pozwalając na nic więcej.
 Przestań, Susan. Nie rób nic, czego nie masz zamiaru skończyć. Nie
zniosę tego.
 Och, zniesiesz, na pewno.  Rozpięła suwak o kilka centymetrów.
 Proszę cię, Suz.  Jego głos dr\ał od tłumionego pragnienia. Zamęczysz
mnie, jeśli będziesz się tak znęcać.
 Bzdura  zapewniła, rozpinając suwak na całej długości.  To tylko
przesądy.
 Jesteś potworem. Robisz to specjalnie, \ebym cierpiał. O\eniłem się z
sadystką. Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem?
Jej palce wsunęły się teraz głębiej i uwolniły go od bielizny.
 Chcesz, \ebym przestała?
 Nie  jęknął, bo uwięziła go w ciepłym uścisku swojej ręki.  Zrób to,
Suz. Nie czekaj.
Przyglądała się uwa\nie jego twarzy, podczas gdy jej dłoń zaczęła
delikatnie się poruszać. Hank zamknął oczy i odchylił głowę. Jego ciałem raz po
raz wstrząsały dreszcze. Siła po\ądania odbierała mu niemal całą przyjemność z
pieszczoty, którą Susan rozmyślnie go torturowała.
Ka\da jego reakcja napawała Susan nieznaną do tej pory satysfakcją. Miała
nad nim władzę. Zamierzała doprowadzić go nad samą krawędz  i jeszcze dalej.
Przywarła ustami do jego szyi, zręcznie poradziła sobie z guzikami koszuli.
Całowała jego pierś i brzuch, a\ jej wargi znalazły się tu\ obok dłoni, którą nie
przestawała go pieścić.
 Zlituj się  szepnął ochryple, gdy się zawahała.  Nie mo\esz teraz
przestać.
Rozchyliła dłoń i natychmiast zmieniła jej dotyk na ciepłą wilgoć swoich
ust. Hank szarpnął się gwałtownie. Chwycił kurczowo kierownicę, rozpaczliwie
szukając oparcia. Pełna rozkoszy eksplozja sprawiła, \e na chwilę zapomniał o
całym świecie. Ka\dy kolejny spazm dawał zaspokojenie, jakiego jeszcze nigdy
nie doświadczył.
 Jeszcze \yję?  spytał, gdy otworzył oczy.
 Bez wątpienia  odparła z uśmiechem.
 To dobrze. Bałem się, \e umrę i stracisz okazję do rewan\u.
 Nie ma sprawy. I tak przeło\ymy to na kiedy indziej. Ju\ pózno.
 Zostańmy jeszcze trochę.
 Wykluczone. Wiesz, jak Jake przestrzega naszej godziny policyjnej.
 Odpłacę mu za to w swoim czasie.
Była prawie północ, gdy odprowadził Susan pod same drzwi. Uniósł jej
twarz, \eby otrzymać ostatni ju\ dziś pocałunek.
 Kiedy będę mógł się odwdzięczyć?
 Och, potraktuj to jako darmową przysługę.
 Chciałbym ci udowodnić, \e jestem zachwycony.
 Udowodniłeś to dzisiaj całkiem dobrze.
 Susan...
 No i zaplanowałam ju\ następną randkę.
 Naprawdę?
 Tak. Wpadnij do redakcji o pierwszej.
 Do redakcji? Co będziemy robić?
 Przyjdz, to się dowiesz.
 Tutaj mamy odbyć naszą randkę?
Zostali sami. Maszyny do pisania stały rzędem, przykryte pokrowcami,
\eby się nie kurzyły. Prasy drukarskie zostały wyłączone. Ich wibracje nie
zakłócały spokoju.
 Niech zgadnę. Zwabiłaś mnie tutaj w niecnym celu. Na dole, w piwnicy,
pewnie masz salę tortur. Chcesz mnie tam wrzucić, a pózniej wykorzystać.
 Teraz wiadomo, kto ma wybujałą fantazję  odparła ze śmiechem.  Ale
tym razem trafiłeś kulą w płot. Widzisz, Hank, pragnę, \ebyś zrozumiał moją
pracę.  Pocałowała go szybko w usta.  Nie chcę, \eby  Gazette znów stanęła
między nami. I nie chcę wybierać między mał\eństwem a karierą.
 Nigdy tego nie wymagałem.
 Ej\e? A czemu słu\yły te wybuchy złości?
 Wcale nie wybuchałem.
 Mo\e i nie. Ale byłeś ciągle zdenerwowany. Miałeś mi za złe, \e tu
siedzę. Nie mo\emy wrócić do siebie i powtarzać tego schematu. Jeśli mamy
znów być razem, musisz zaakceptować to, co robię.
 Zgadzam się. Oczywiście nie lubię, kiedy odwołujesz urodziny, ale... 
Wiedział, \e palnął głupstwo.  Do licha, Suz! Jestem cholernie dumny z ciebie i
z tego, co robisz, Jak myślisz, czym zwróciłaś moją uwagę?
 Nie mam pojęcia  przyznała.  Dlaczego zaprosiłeś mnie wtedy do
tańca?
 Dlatego...  zaczął i zawahał się, szukając odpowiednich słów. Zanim je
znalazł, w drzwiach stanęło dwoje wyrośniętych nastolatków.
Mieli na sobie identyczne, spłowiałe d\insy i kurtki oraz czyste, białe
podkoszulki. Oboje uzbrojeni w ołówki i notatniki, ka\de z aparatem
fotograficznym przewieszonym przez ramię. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •