[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nastroju. Nie z powodu pogody, bo wysoko ponad pułapem chmur
słońce jasno świeciło. Nawet Marla wyjątkowo nie przysporzyła mu
zmartwień. Powitała go z rana uśmiechem, jakiego nie widział od lat.
Nie narzekała, że ją więzi, nie wyklinała na strażnika", jak nazywała
poczciwego Jake'a. Nie drażniła go nawet konieczność uczestniczenia
w imprezie dobroczynnej, chociaż w ostatnich latach odrzucał
większość zaproszeń. To artykuły, które przeczytał poprzedniego
dnia, popsuły mu humor. Zamierzał tylko na nie zerknąć, by znalezć
dowody potwierdzające jego podejrzenia, ale te teksty go wciągnęły.
Już pierwszy, portret Ralpha Schneidera, jednego z szefów
Banku Zwiatowego, przykuł jego uwagę. Aleks spotkał go kilka razy.
Spodziewał się powierzchownych spostrzeżeń, pustych frazesów, a
znalazł solidną, napisaną z talentem charakterystykę ciekawej
osobowości - błyskotliwego człowieka interesu o wielkim sercu.
56
R S
Może użyłby nieco innych określeń, lecz w ogólnych zarysach
mógłby się pod nią podpisać.
Lecz może wybrał zbyt łatwy cel? Na wszelki wypadek
przerzucił kartkę. Trafił na opis działalności angielskiego dewelopera,
który kiedyś w Sydney złamał warunki zawartej z nim umowy. Liczył
na to, że tutaj przyłapie Saskię na nierzetelności. Oczekiwał grzecznej
laurki na cześć miliardera znanego z hojnych dotacji na cele
dobroczynne. Tymczasem Saskia umiejętnie wplotła pomiędzy
komplementy ostrzeżenia czytelne dla każdego ewentualnego
wspólnika czy klienta. Zaimponowała mu talentem dyplomatycznym.
Sięgnął dalej w poszukiwaniu plotek czy niesprawdzonych
informacji, ale nic takiego nie znalazł. Nie ulegało wątpliwości, że
każdą publikację poprzedzały solidne badania. Naprawdę znała swój
fach. Dokonywała trafnych ocen, wyciągała właściwe wnioski. Nie
wspominała o kochankach ani o odmiennej orientacji seksualnej, ale
też nie nazywała wiarołomnych mężów kochającymi". Po prostu
ograniczała do minimum informacje o życiu osobistym opisywanych
osób. Nic dziwnego, że z wściekłością odłożył teczkę. Zyskał dowód,
czarno na białym, że fałszywie ją ocenił.
Zerknął ukradkiem na Saskię. Akurat wyglądała przez okno.
Przez większą część lotu coś notowała. Dręczyła go niepewność, jak
go opisze po tym, jak ją potraktował. Raczej nie spodziewał się
pochwał. Nie zasłużył na nie. Wolałby, żeby skoncentrowała się jak
zwykle na interesach, ale nie bardzo na to liczył. Powiedział sobie, że
nie ma to większego znaczenia. Po weekendzie w Nowym Jorku
57
R S
wrócą nad Tahoe. Da jej obiecany tydzień na zebranie danych, a
potem pożegna na zawsze. Ale najpierw muszą odegrać przekonujące
przedstawienie, by odwrócić uwagę od Marli. Decydujący moment
nadchodził wielkimi krokami. Wynajęty na ich wyłączny użytek
odrzutowiec już schodził do lądowania. Aleks wyjął z kieszeni
niewielki przedmiot.
- Załóż to.
Saskia z ociąganiem oderwała wzrok od szyby. Aż jęknęła,
ujrzawszy na wyciągniętej dłoni pierścionek z kwadratowym
brylantem, otoczonym szeregiem mniejszych, owalnych
diamencików.
- Wykluczone!
- Nie pytałem cię o zdanie. Rób, co każę. To konieczne.
Z trudem przełknęła kłamstwo o wzajemnym uczuciu, lecz
oficjalne noszenie symbolu wzajemnych zobowiązań uznała za zbyt
daleko posuniętą mistyfikację. Rzadka uroda dwubarwnego arcydzieła
sztuki jubilerskiej ze złota i platyny nie robiła na niej wrażenia. Nie
chciała nim świecić ludziom w oczy.
- Nie podoba ci się? - spytał Aleks na widok jej zbolałej miny.
- Czy moje odczucia mają jakiekolwiek znaczenie? - odburknęła.
- Rzeczywiście, żadnego. - Z tymi słowy ujął jej nadgarstek,
zanim zdążyła cofnąć rękę.
Dotyk długich, ciepłych palców przywołał wspomnienie
niedawnych, gorących pieszczot. Fala ciepła pomknęła w górę,
wzdłuż ramienia. Wkrótce ogarnęła całe ciało. Chyba drżały jej ręce,
58
R S
bo ścisnął je mocniej. Albo wyczuł pod opuszkami przyspieszony
puls. Czy wiedział, jak mocno bije jej serce? W każdym razie nie dał
nic po sobie poznać. Ze stoickim spokojem wsunął pierścionek na
serdeczny palec. Pasował jak ulał. Aleks dość długo przytrzymał jej
rękę. Pomiędzy jego palcami diamentowe oczka rzucały jasne błyski,
jakby mrugały porozumiewawczo, drwiąc z tej całej farsy. Aleks
wreszcie zwolnił uścisk. Rozparł się wygodnie w fotelu, zamknął
oczy, jak po wykonaniu ciężkiej pracy. Filigranowy klejnot ciążył
Saskii na palcu.
- Jakim cudem dobrałeś właściwy rozmiar?
- Nie dobierałem. Należał do mamy. Przeznaczyła go dla mojej
przyszłej narzeczonej.
Saskii zaparło dech. Gdyby kupił pierścionek w sklepie
internetowym albo u pierwszego lepszego jubilera, jakoś by to
zniosła. Lecz noszenie rodowych klejnotów nie wchodziło w grę.
- Nie mam prawa go nosić. Nie jestem twoją narzeczoną. -
Usiłowała zdjąć pierścionek, lecz Aleks ją uprzedził, łapiąc za obie
ręce.
- W oczach innych jesteś. Jeśli chcesz uczestniczyć przez kilka
dni w moim życiu zawodowym i towarzyskim, musisz odegrać swą
rolę do końca.
- Trudno, siła wyższa - westchnęła Saskia. - Tylko nie życzę
sobie powtórzenia takiego cyrku, jaki urządziłeś na lotnisku.
- Zrobię, co trzeba, żeby przekonać wszystkich, że planujemy
ślub. - Rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie. Czarne jak węgiel oczy
59
R S
sypały iskry. - Od ciebie oczekuję tylko współdziałania, a zadanie
stworzenia odpowiedniego wizerunku pozostaw mnie.
Samolot wylądował. Podwozie zazgrzytało przy zetknięciu z
pasem startowym, jakby maszyna protestowała przeciw nadmiernym
obciążeniom. Saskia słuchała zgrzytów i jęków, jakby pochodziły z
głębi jej własnej duszy. Narastał w niej bunt przeciwko traktowaniu
drugiego człowieka jako narzędzia do osiągnięcia samolubnych
celów. Jako istota ludzka zasługiwała na odrobinę szacunku.
- Mam nadzieję, że w końcu umieścisz mnie gdzieś, gdzie
można popracować. Zmitrężyłeś już mnóstwo czasu w samolocie.
Mogłeś mi odpowiedzieć na parę pytań - wytknęła z chmurną miną.
- Nie pali się.
Owszem, krew w moich żyłach - odpowiedziała jedynie w
myślach.
- Im prędzej skompletuję materiał, tym szybciej zakończymy tę
idiotyczną komedię i zniknę ci z oczu. Sądzę, że ci na tym zależy. Nie
rozumiem tylko, czemu do tej pory nie zrobiłeś nic, bym jak
najszybciej wykonała zadanie.
- Po co te nerwy? Nie zamierzam ci robić trudności. Ale na razie
lepiej skorzystaj z okazji do dobrej zabawy.
- Aadna mi zabawa! - Roześmiała się niewesoło. Nie widzę nic
zabawnego w udawaniu twojej narzeczonej. W ogóle nie wiem, po co
mnie tam ciągniesz. Marli na razie nic nie zagraża, a nasz rzekomy
związek to już przebrzmiała sensacja. Nawet nie mam pojęcia, po co
60
R S
cię zaprosili. Podejrzewam, że aukcja dobroczynna to ostatnia im-
preza, na jaką powszechnie znany odludek miałby ochotę.
- Racja - przyznał Aleks. - Właśnie dlatego zapewniłem sobie
miłe towarzystwo, by jakoś przetrwać ten wieczór - wycedził.
Samolot wreszcie zatrzymał się na końcu pasa startowego.
Po wejściu na Gwiezdny Dach hotelu Waldorf Astoria Saskia
zaniemówiła z wrażenia. Zachwycił ją już sam hol w formie
marmurowej rotundy, lecz na widok sali balowej zaparło jej dech z
wrażenia. Bywała w różnych wytwornych lokalach w towarzystwie
biznesmenów i polityków, ale takiego przepychu jeszcze nie widziała.
Chłonęła wzrokiem wysokie na dwie kondygnacje okna z jedwabnymi
storami, złocony sufit i kryształowe żyrandole z Austrii. Obserwując
[ Pobierz całość w formacie PDF ]