[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozpoczyna się turniej. Jutro Syrenka" zagra pierwszy mecz, a on nie stanie na
lewym skrzydle ataku. Im dłużej myślał, tym większy ogarniał go smutek. Monotonny
szum deszczu splatał się z jego myślami, wszystko wydawało mu się nagle smętne,
pozbawione sensu.
Nie wiadomo, jak długo leżałby w stogu, gdyby nie głód, który odezwał się
burczeniem w brzuchu. Wyczołgał się z dziury, oczyścił ubranie ze słomy, a potem,
skuliwszy się poszedł w kierunku przystani.
Było zimno. Zmoczona koszula kleiła się do ciała. W rozczłapanych trampkach
bulgotała woda. W taki dzień nie było widoków na beztroską włóczęgę. Usiadł pod
daszkiem hangaru kajakowego i tępym wzrokiem śledził przejeżdżający właśnie
statek.
Ech, gdyby tak być teraz na tym statku i popłynąć daleko, daleko, hen do
morza..." myślał drżąc z zimna.
Naraz zobaczył, że ktoś skrada się do hangaru. Był to chłopiec jego wzrostu,
chudy, przygarbiony, ubrany tak jak on w niezbyt eleganckie łachy. Na koszulę
narzuconą miał podartą wiatrówkę. Gdy zobaczył Maniusia, przystanął, chciał się
wycofać, ale nie spostrzegłszy z jego strony wrogich zamiarów, kilkoma susami skrył
się pod daszkiem.
Ty też po kajak? zapytał patrząc nieufnie na Paragona.
97
" Ja?... zdziwił się Maniuś. Ja legalnie czekam, aż się warunki atmos
feryczne zmienią.
" Eeee... w głosie chłopca zadzwięczała nuta rozczarowania. My
ślałem, że po kajak. Ja to, bracie, zawsze przychodzę, jak deszcz pada. Można
ściągnąć kajak na wodę i popływać trochę. Wiosła mam schowane w krzakach...
W oczach Maniusia pojawiło się zainteresowanie. To musi być jakiś morowy
pętak, skoro ma takie pomysły" pomyślał. Przyjrzał mu się dokładnie. Zauważył,
że był garbaty, a spod starej czapki wymykały się rude kosmyki włosów.
" Na taką pogodę nie warto powiedział splunąwszy. Reumatyzmu moż
na dostać. Po chwili zagadnął szybko: Toś ty, bracie, kajakowiec, co?
" A jakżeś myślał? odrzekł z dumą rudy chłopiec. A ty?
" Ja też jestem sportowcem, piłkarzem, bracie. To przynajmniej morowy
sport. Jak się nazywasz?
" Milek. A ty?
" Maniek, ale w klubie nazywają mnie Paragon.
Milek parsknął śmiechem.
" Paragon? To strasznie śmieszne!
Maniuś wydął wargi.
" To wcale nie śmieszne. Kiedyś w szkole pani pytała mnie z rachunków.
Wchodzisz do sklepu i prosisz o dwie bułki po osiemdziesiąt groszy, dajesz ka
sjerce dwa złote, ile kasjerka wyda ci reszty?" A ja na to: Proszę pani, kasjerka
wyda mi paragon". No i od tego czasu nazywają mnie Paragon. Morowo, co?
" Morowo Milek uśmiechnął się przyjaznie.
" Z tymi przezwiskami różnie bywa ciągnął poważnie Maniuś. Mamy
w drużynie takiego chłopca, co się nazywa Boguś Albinowski. Bramkarz, bracie.
Wszyscy wołali na niego Boguś. Ale raz, bracie, jego ojciec się zalał i wołał na
niego Perełko moja najdroższa!" Od tego czasu nikt nie powie na niego inaczej
jak Perełka.
" A mnie nazywają Rudy Milek wtrącił z zażenowaniem amator kajakar
stwa.
" No tak, to rzecz naturalna, bo z ciebie legalny rudzielec, bracie.
Rudy Milek uśmiechnął się kwaśno. Widocznie nie lubił swego przezwiska.
Chwilę patrzył na Maniusia. Potem nagle ożywił się.
Te szepnął tyś widać morowy chłopak, może byśmy zorganizowali
razem podróż?
Maniuś świsnął przez zęby.
" Niezła rzecz, tylko dokąd, człowieku?
" Wezmiemy kajak i popłyniemy do morza, a potem może nam się uda dostać
na jakiś okręt. Ja czytałem książkę... O takich dwóch chłopcach, którzy zameli
nowali się na statku angielskim i popłynęli na Madagaskar...
Maniuś fachowo strzyknął śliną przez zęby.
98
" Dobra rzecz powiedział przeciągle tylko nie teraz. Teraz mam waż
niejsze sprawy, turniej, mój bracie.
" Turniej dzikich" drużyn? Będziesz grał?
Pytanie to zbiło nieco z tropu dzielnego lewoskrzydłowego Syrenki". Długo się
namyślał, wreszcie wypalił:
To, bracie, najgorsze, że mogę grać, a właściwie nie mogę i w barwnych
słowach opowiedział Rudemu Milkowi swoją tragedię.
Milek słuchał z otwartymi ustami. Zdawało mu się, że ktoś opowiada mu o pełnej
przygód książce. A gdy Maniuś zakończył słowami: Tak już jest, bracie. %7łycie nie
jest kolorowym filmem" zawołał dygocąc z podniecenia:
Nie przejmuj się! Jakoś damy sobie radę.
Maniuś przyjął ten okrzyk bardzo chłodno.
Aatwo ci tak mówić. Jutro pierwszy mecz. Nasi chłopcy będą się męczyć,
a ja co? Mówię ci, że jak o tym myślę, to mi się legalnie nie chce żyć. W jego
słowach było tyle goryczy, że obaj na chwilę zamilkli.
Deszcz bębnił o daszek hangaru. Drobniutkie krople rozpryskiwały się na sre-
brzystą mgiełkę, za którą sunęła mętna, ziemista rzeka. Na wodzie przy brzegu
ścigały się bańki. Gdzieś daleko we mgle tkwiło czółno rybackie, a jeszcze dalej
widać było zamazaną linię lewego brzegu Wisły.
" I co teraz zrobisz? zapytał Rudy Milek.
Maniuś z rezygnacją uniósł ramiona.
" A bo ja wiem...
Milek chwycił go za ramiona.
" Słuchaj, nie martw się. Pójdziesz do mnie. Powiem dziadkowi, żeś mój
kolega.
" Niezła myśl Paragon jakoś łaskawiej spojrzał na Rudego Milka.
Trudności mieszkaniowe rozwiązane, ale co będzie z wyżywieniem? Ja nie chcę
za darmochę.
" To głupstwo. Ja też, bratku, zarabiam. Po południu sprzedaję Express".
" O! zdziwił się Maniuś. Ciekawe, ile na tym można zarobić.
" Jak poleci. Express" kosztuje pięćdziesiąt groszy. Ale porządni goście nie
dadzą ci mniej jak złocisza. A jak facet podchmielony, to i piątaka wyjmie. Niezły
interes.
Maniuś przeciągłym gwizdnięciem zaznaczył swe zadowolenie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]