[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tym granice rozsądku. Stracił panowanie nad sobą i nic nie zapowiadało tego, by miał je odzyskać.
Zanim wrócili z koncertu, Brad myślał już wyłącznie o tym, żeby wysłać Meg do jej pokoju. Miał ochotę
kochać się z Allison przynajmniej przez pół nocy, choć zdawał sobie sprawę, że nic z tego nie będzie.
_ Nadal mamy towarzystwo - powiedziała Allison, zerkając ku furgonetce, która stała zaparkowana w pewnej
odległości od domu. Megan pobiegła przodem i była już w połowie drogi od furtki do drzwi.
_ To dobrze - odparł Brad. Naprawdę był z tego zadowolony. Pod obserwacją musiał trzymać ręce z dala od
AlIison.
Wziął od niej klucz i otworzył drzwi.
- Och, Brill! - zawołała Megan, gdy znalezli się w środku, i zarzuciła mu ręce na szyję. - W życiu się tak
dobrze nie bawiłam.
- To wspaniale. - Odwzajemnił uścisk dziewczynki. Bardzo się ucieszył, że sprawił jej tyle radości. Megan nie
była złym dzieckiem, tylko trochę rozwydrzonym. Ale ostatecznie czegóż można by się spodziewać po córce
doktora Douga?
- Dochodzi północ. Lepiej idz się położyć - poradziła córce Allison.
Mała zmarszczyła nos, jakby chciała zaprotestować, ale tylko wzruszyła ramionami.
- Niech ci będzie. - Uściskała mamę na dobranoc i popędziła na górę.
- Czy jej się zdarza normalnie chodzić? - spytał Brad, obserwując Megan.
- Owszem. Jak miała dziesięć miesięcy, zrobiła trzy zwyczajne kroki, zanim zaczęła biegać.
- Och, młodość to jest żywioł.
Na górze Megan trzasnęła drzwiami. Zostali sami.
- To był interesujący wieczór - powiedziała Allison, stając tuż przy nim.
Sprawdził, czy znajdzie w jej oczach dowód na ukryte znaczenie tych słów.
- Owszem, bardzo interesujący. Nigdy dotąd nie byłem na koncercie rockowym. Poza tym muszę przyznać,
że ten koncert miał bardzo, hm, podniecające chwile.
- Mhm, kilka. Ale mimo wszystko cieszę się, że mieliśmy zatyczki do uszu.
Brad skinął głową.
- Lepiej już pójdę.
Gdy Allison szła z nim do drzwi, czuł się bardzo niezręcznie.
Jakby znów miał szesnaście lat i odprowadzał sympatię, i miał dziesięć par rąk, z którymi nie wiadomo co
zrobić. Wreszcie jedna z tych dwudziestu rąk samowolnie dotknęła ramienia Allison.
Odwróciła się i nagle, jakby wcześniej się umówili, ich ciała połączył namiętny uścisk. Brad wiedział, że
popełnia głupstwo, ale
pragnienie, które nim owładnęło, było niezależne od woli, nie uznawało zastrzeżeń rozumu.
Dotknął warg Allison. Smak pocałunku był równie oszałamiający, jak za pierwszym razem, gdy pozwolili się
ponieść szaleństwu. Wyobraził sobie, że oto spełniają się marzenia, które snuł w chwilach nieostrożności.
Kiedy jęknęła i przywarła do niego jeszcze mocniej, stracił resztki panowania nad sobą. Przez chwilę pieścił
jej wargi, potem wdarł się językiem w głąb ust. Cofnął go i zaraz ponownie poszukał języka Allison.
Dłońmi obejmował jej kształtne pośladki. Z całej siły przyciskał ją do siebie, chcąc, by poczuła siłę jego
pożądania. Było to jak wyzwanie: pokaż, czy potrafisz się jeszcze wycofać.
Na chwilę przerwał pocałunek, odchylił głowę i spojrzał jej w oczy. Z zachwytem stwierdził, że nie on jeden
przestał narzucać sobie ograniczenia. W ciemnych oczach Allison tańczył ogień, wilgotne, rozchylone wargi
zapraszały go do następnego pocałunku.
_ Allis? - szepnął, jakby chciał ją spytać, czy zna wszystkie powody, dla których nie powinni tego robić. Ale
pytania nie zadał. Wydawało mu się, że już nie zdołają się zatrzymać, jakby pędzili w dół w rozpędzonej
kolejce górskiej.
_ Musisz iść - szepnęła, ale dłoń, która znalazła się na jego karku, zaprzeczyła tym słowom.
Brad nie potrafił sobie odmówić jeszcze jednego pocałunku.
Postanowił, że potem ...
Podłoga na górze zaskrzypiała. Szybko odskoczył od Allison i gwałtownie łapiąc powietrze ustami, zerknął ku
schodom. Poczuł się jak winowajca złapany na gorącym uczynku.
- To tylko dach - zapewniła go Allison.
_ Nie idzie tu Megan? - W ogóle nie pomyślał o dziecku, które może w każdej chwili ich zobaczyć.
_ Na pewno już śpi jak suseł. Wyjdzie z pokoju dopiero jutro rano, jak wyciągnę ją stamtąd za uszy. - Allison
podeszła do drzwi, przez dłuższą chwilę jeszcze wpatrywała się w Brada, a potem wyciągnęła rękę, żeby
zgasić światło.
- Poczekaj. - Na chwilę odzyskał sprawność myślenia. - Nie możemy zgasić swiatła na dole, dopóki nasz
przyjaciel siedzi w furgonetce i obserwuje dom.
- Och, zdaje się, że o nim zapomniałam.
Prawdę mówiąc, zapomnieli oboje, i to właściwie o wszystkim, tylko nie o sobie. Znów poczuł się
niezręcznie. Nagle uświadomił sobie, że Allison jest dla niego bardzo ważna. Ważne jest to, co mówi, myśli,
jak reaguje.
Cicho odkaszlnęła.
- Tak ... - powiedziała i Brad pojął, że czar chwili pryska. Dwoma susami przebył pokój i znów ją objął.
- Możemy zostawić światło na dole i iść na górę. - Odchylił jej golf i zaczął pieścić czubkiem języka delikatną
skórę na szyi. Kwiatowy zapach perfum, który już zdążył poznać, działał na jego zmysły.
Allison mimowolnie jęknęła. Przez chwilę bała się, że Brad naprawdę wyjdzie, a tak bardzo go pragnęła.
Siedząc tuż przy nim podczas koncertu przeżywała rozkoszną mękę i aż do chwili gdy ją pocałował, nie
wiedziała, co będzie dalej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]