[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lyddie znalazła się na progu domu i spojrzała na nieliczne przedmioty
pochodzące z jej dawnego życia, poczuła ukłucie wstydu.
Spędziła bezsenną noc i nazajutrz z samego rana poszła do Cowetta,
żeby mu powiedzieć, że to, co zdarzyło się raz, nie może się więcej
powtórzyć. Ale czekał na nią. Od razu zaciągnął ją do pokoju z wilgotnym,
skotłowanym posłaniem, a ona się nie wzbraniała, myśląc: jeszcze raz,
jeszcze ten jeden raz. Musiał to wyczuć, musiał wyczuć, że jest sztywna i
skrępowana jak tamta młoda dziewczyna, którą wiele lat temu Edward
posiadł w stodole. Odsunął się i spojrzał na nią.
- Co cię powstrzymuje?
Lyddie przypomniała sobie stawiane dawniej pytania, myśląc, że może
tym razem znajdzie inne odpowiedzi na każde z nich. Bez trudu uporała się
ze wszystkimi i znów ujrzała przed sobą twarz Ebena Freemana. Czy
okazała się jednak równie nędzna, jak tamta dziewczyna z tawerny? Czym
się teraz od niej różniła: tym, że tamta brała za to pieniądze?
Sam Cowett potrząsnął nią.
- Co się stało?
- Jest dziewczyna w osadzie, która zarabia na życie, zadając się z
przejezdnymi... - zaczęła.
- A więc chce pani za to liczyć tak samo, jak za gotowanie i
sprzątanie?
15
3
Lyddie spojrzała na niego. Przypomniała sobie czasy, kiedy uważała te
czarne oczy za niezgłębione; teraz śmiały się, kpiły z jej skrupułów
moralnych, które zniknęły jak porwane wiatrem.
36
Lyddie-grzesznica chodziła po mieście z bardziej hardą miną niż
Lyddie uczciwa, i może dlatego tajemnica pozostała tajemnicą. Przyczyniło
się do tego również to, że Nathan Clarke tak skutecznie walczył z dawnymi
plotkami po tym, jak postanowił ją z powrotem przyjąć na łono rodziny, że
gdyby teraz znów próbował je rozsiewać, ośmieszyłby siebie, a nie Lyddie.
Lyddie oficjalnie znów zaczęła pracować u Sama Cowetta, ale ponieważ nie
była to żadna nowina, ludzie nie interesowali się tym specjalnie i Lyddie
odkryła, że pod pretekstem pracy może swobodnie przebywać w jego domu.
Kiedy wracał z połowów, Lyddie spożywała z nim posiłki i często zostawała
na noc. O świcie budził ją pieszczotami. Nie chciała ściągać sobie na głowę
kłopotów, szła więc przez las, a nie drogą, wracając do siebie o takiej
dziwnej porze. Cowett nigdy nie odwiedzał Lyddie.
Kiedy nie spała, myślała wyłącznie o Samie Cowetcie, obydwoje
odczuwali rozpaczliwą potrzebę bliskości. Ale początkowo, kiedy budziła
się z ręką Indianina między swoimi udami, nie mogła się oprzeć wrażeniu,
że to ręka Edwarda. Albo kiedy czuła, jak delikatnie muska jej szyję
palcami, była pewna, że to dłoń Freemana. Za każdym razem, gdy otwierała
15
3
oczy i widziała obok siebie smagłą, jakby rzezbioną twarz, Lyddie ogarniała
panika, ale w miarę upływu tygodni zniknęły zarówno jej senne wizje, jak i
strach.
Cowett nadal płacił Lyddie za gotowanie i sprzątanie, osobno
uzgadniała z nim, na jakich warunkach dostarczy jej drwa.
Skrupulatnie dzieliła pieniądze, którymi dysponowała: to na siano, to
na mięso, to na ziarno.
Mijały tygodnie, dni stawały się chłodniejsze. Lyddie coraz częściej,
naprawiając spodnie Sama Cowetta albo opróżniając jego nocnik, albo
budząc się obok niego rozgrzana i naga, czuła się żoną tak samo jak wtedy,
kiedy żył Edward. Niekiedy nawet traktowała Indianina jak Edwarda,
szczególnie gdy razem spędzali czas pomiędzy jego nieobecnościami w
domu. Ale czasami ze zdumieniem odkrywała, że zupełnie nie zna Sama
Cowetta. Wtedy wkradał się do jej serca lekki niepokój, że odważyła się
związać swój los z tym człowiekiem, a zabrakło jej odwagi, by poślubić
Ebena Freemana. Lecz gdy w wyniku takich rozważań w Lyddie zaczynały
się rodzić wątpliwości, kobieta przypominała sobie zasadniczą różnicę
między obydwiema sytuacjami: nawet jeśli coś straciła, nadal dysponowała
jedną trzecią domu. Z resztą jakoś sobie poradzi.
*
Pewnego dnia pod koniec września Lyddie wydoiła krowę,
wyprowadziła ją na łąkę i już miała iść do Cowetta, kiedy ktoś gwałtownie
zapukał do jej drzwi. Otworzyła je pospiesznie i ujrzała na progu Nathana
Clarke'a.
- Dzień dobry, matko. - Wszedł do środka i dokładnie przyjrzał się
kuchni, wszedł do izby południowo-zachodniej i też się jej przyjrzał, potem
wbiegł zwinnie po schodach i obszedł poddasze. W pierwszej chwili Lyddie
15
3
pomyślała, że przyszedł odebrać swoje meble, ale on wrócił do kuchni i
oświadczył:
- Bardzo dobrze, matko. Cieszę się, że wszystko doprowadziłaś do
porządku. - Wyszedł i po chwili wrócił, trzymając za łokieć milczącego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]