[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To dobrze - odparł i oczy znów zaszły mu łzami.
Rozdział 15
Bladym świtem cała Shibuya wygląda niczym olbrzym odsypiający kaca. Wciąż można wyczuć tam rozbawienie i
beztroski śmiech minionej nocy. Słychać go nawet w dziwnie cichych zaułkach i na pustych skwerach, w plątaninie
uliczek na tyłach dzielnicy. Podpite głosy  chórzystów" z karaoke, piskliwe krzyki panienek z baru, szepty kochanków
trzymających się za ręce niby umilkły, lecz w jakiś tajemniczy sposób, przez kilka krótkich godzin rannej ciszy, wciąż się
błąkają na podobieństwo cieni, jak duchy, które wciąż nie wierzą, że noc odeszła i że przyjęcie też dobiegło końca.
W towarzystwie tych duchów szedłem alejkami, biegnącymi mniej więcej równolegle do Meiji-dori, głównej arterii,
łączącej Shibuyę z Aoyamą. Wstałem wcześnie rano i jak najciszej wypełzłem z łóżka, żeby nie obudzić Midori. Ale ona
i tak otworzyła oczy.
Zabrałem płytę do tokijskiej mekki elektroniki, do Akihabary. Próbowałem jąuruchomić w jednym z ogromnych,
bezimiennych sklepów komputerowych. Nic z tego. Była zakodowana.
Potrzebowałem więc pomocy Harry'ego. Nie bardzo mi się to uśmiechało, zwłaszcza po rozmowie z Bulfinchem,
który twierdził, że na CD są informacje o zabójcy specjalizującym się w przypadkach śmierci  z przyczyn zupełnie
naturalnych". To mogło wskazywać na mnie.
Zadzwoniłem do Harry'ego z budki w Nogizace. Mruczał coś prawdopodobnie wyrwałem go z łóżka - ale otrzezwiał,
kiedy wspomniałem o budowie na Kokaigijido-mae. To był nasz znak, że musimy się jak najprędzej spotkać. Posługując
się ustalonym szyfrem, powiedziałem mu, że przyjdę do kawiarni Doutor na Imoarai w Roppongi.
Z domu miał tam blisko, więc mógł się zjawić w miarę szybko.
Czekał na mnie, kiedy dotarłem do kawiarni dwadzieścia minut pózniej. Siedział w głębi sali i czytał gazetę. Był
bardzo blady i miał oklapnięte włosy z jednej strony.
- Przepraszam, że cię obudziłem - powiedziałem, siadając naprzeciw niego.
Pokręcił głową.
- Co ci się porobiło z twarzą?
- Lepiej nie pytaj o tamtego gościa. Zamówimy śniadanie?
- Wystarczy mi sama kawa.
- Naprawdę nie chcesz jajecznicy albo czegoś takiego?
- Nie, tylko kawę.
- Oj, chyba miałeś ciężką noc - mruknąłem. Ciekawe, co to znaczy w przypadku Harry'ego?
Spojrzał na mnie. - Daj spokój tym głupim gadkom. Podałeś hasło, więc to musi być coś grubszego.
- W przeciwnym razie nigdy byś mi nie wybaczył, że cię wyciągnąłem z wyra - odparłem.
Zamówiliśmy kawę i śniadanie, a potem opowiedziałem mu o wszystkim, co się wydarzyło po naszym ostatnim
spotkaniu. Zacząłem oczywiście od randki z Midori, potem bójka w jej domu, nalot na moje mieszkanie, rozmowa z
Bulfinchem i CD... Pominąłem jedynie wypadki poprzedniej nocy. Wspomniałem, że ukrywaliśmy się w love hotel.
Chłopak najwyrazniej przejął się tym, co usłyszał. Można mu było ufać. Nie dlatego, że z technicznego punktu
widzenia nie mógł mi zaszkodzić, ale dlatego że po prostu był godzien zaufania. I że chciałem mu zaufać.
- Sam sobie nie dam rady - przyznałem. - Potrzebna mi twoja pomoc.
Ale... najpierw musisz dobrze poznać tak zwane drugie dno tej opowieści.
A może nie masz ochoty, żeby cię w to wciągać? Zwyczajnie powiedz.
Zaczerwienił się lekko i już po tym wiedziałem, że jest dumny z tego, iż proszę go o pomoc i go potrzebuję.
- Mów- mruknął.
Powiedziałem mu o Holtzerze i roli Benny'ego w knowaniach CIA.
- Szkoda, że wcześniej do mnie z tym nie przyszedłeś - odparł, kiedy skończyłem. - Mógłbym ci bardziej pomóc.
Wzruszyłem ramionami.
- Im mniej wiesz, tym mniej mamy powodów do zmartwień.
Skinął głową.
- Typowe podejście CIA.
- Przyganiał kocioł garnkowi.
- Nie, nie. Pamiętaj, że pracowałem w Puzzle Palące*(* Amerykańska Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (przyp. tłum.)). To
właśnie oni są najbardziej dumni z własnej paranoi. Przecież naprawdę nic do ciebie nie mam.
- Zwykła ostrożność, chłopcze - odparłem. - Nic osobistego.
- W Roppongi uratowałeś mi tyłek. Myślisz, że o tym zapomniałem?
- Ludzie zapominają różne rzeczy.
- Ale nie ja. Nigdy nie przyszło ci do głowy, że też darzę cię zaufaniem, skoro tego wszystkiego słucham? Przecież w
ten sposób się odsłaniasz. Wiem, że musisz wciąż uważać... i wiem, do czego jesteś zdolny.
- Chyba nie bardzo zrozumiałem.
Harry przyglądał mi się dłuższą chwilę.
- Od dawna strzegę twoich tajemnic i będę to robił nadal. Wystarczy?
Nie doceniałem cię, pomyślałem, kiwając głową.
- Wystarczy? - powtórzył. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •