[ Pobierz całość w formacie PDF ]
– Nie wiem... Czuję, że... Boję się.
– Wiem o tym. Ale nie powinnaś. – Delikatnie gładził ją po głowie, a potem łagodnie,
lecz stanowczo zmusił ją do spojrzenia na siebie. – Elizabeth, nie stanie się nic, czego byś
sama nie chciała...
Patrzyła mu głęboko w oczy. Zrozumiał, że próbuje mu uwierzyć.
– Culley, muszę cię o coś spytać.
– Pytaj, o co tylko chcesz.
Zamknęła oczy i przełknęła ślinę, tak jakby przygotowywała się do decydującego
występu.
– Co miałeś na myśli... – Jej palce dotknęły złotego zapięcia na szyi. Były jak motyl
dotykający płatka kwiatu.
– Dając mi ten medalion i opowiadając tamtą historię?
– Dobry Boże! – głos Culley a był pełen zdziwienia. – Naprawdę nie wiesz?
– Jesteś czarnoksiężnikiem...
– A ty księżniczką, której oddałem serce...
„Tak prosto, jednocześnie tak cudownie i romantycznie”
– pomyślała Elizabeth. Prawda jego słów przekonała ją. Zachowywał rezerwę w stosunku
do niej, ponieważ sądził, że ona tego potrzebuje. Czekał, aż minie jej żałoba. Żałoba! Dobry
Boże, co by pomyślał, gdyby znał prawdę?
Zamknęła oczy i objęła go za szyję. Czuła, jak topnieje w żarze jego ciała... ale to jej już
nie wystarczało. Pragnęła czuć go każdym skrawkiem swojej skóry i zatracić w pieszczocie
tak, aby nie pamiętać nic oprócz cudownych chwil miłosnego spełnienia.
Rozpiął zamek i zsunął z niej sukienkę. Stęsknionymi dłońmi gładził jej biodra, plecy,
delikatne krągłe piersi.
– Elizabeth – wyszeptał – chcę się z tobą kochać. Chcę być dzisiaj z tobą całą noc, ale...
nie chcę cię do niczego zmuszać. Nie zrobię nic, jeśli nie jesteś gotowa... Rozumiesz?
Elizabeth potrząsnęła przecząco głową. Nie chciała już dłużej rozmawiać, myśleć,
pamiętać, czuć się winną. Pragnęła tylko C u 11 e y a, jego rąk i ust oddanych bez reszty
namiętności, pieszczących ją do utraty tchu, odbierających świadomość. Gzuć ciężar jego
ciała wypełniającego ją wielką rozkoszą...
– Mogę przestać, jeśli tego chcesz – szepnął Culley. – Ty pójdziesz do swojego łóżka, a ja
do swojego...
Elizabeth nie mogła już dłużej znieść napięcia w swoim ciele.
– To byłoby śmieszne.
– Tak, to byłoby... – Nie skończył, tylko z uśmiechem schylił głowę i dotknął ustami jej
lekko rozchylonych warg.
Zaniósł ją na górę. Nigdy nie przypuszczała, że będzie tak odprężona i zrelaksowana.
Wszystkie jej niepokoje i zahamowania po prostu zniknęły.
Gdy ją rozbierał, odpowiadała na jego dotyk z nie ukrywaną przyjemnością. Leżała w
bladym świetle lampy, nie wstydząc się swojej nagości, i czekała na niego. Kiedy zbliżył się,
wyciągnęła do niego ramiona, mówiąc mu bez słów, drżeniem swego ciała, jak bardzo go
pragnie.
Culley dziwił się, dlaczego tak długo opierał się temu cudownemu zjawisku –
[ Pobierz całość w formacie PDF ]