[ Pobierz całość w formacie PDF ]

może to naturalne i nieuchronne zjawisko po tak burzliwej nocy, ale w głębi duszy wie-
dział, że to coś więcej. Od lat wiódł życie pozbawione umiaru, lecz nigdy dotąd nie czuł
takiej bliskości z kobietą.
- Przy tobie czuję, że żyję - wyznał jej kiedyś, lata temu, a ona się roześmiała.
Stała przed nim naga, piękna i zgrabna, a jej pogodna twarz zdawała się promie-
niować radością.
- Więc używaj życia - wyszeptała mu do ucha.
Nie musiała mu tego dwa razy powtarzać.
Tarik stracił rachubę, ile razy brał ją tej nocy w ramiona. Wiedział tylko tyle, że
prawie wcale nie spał, gdyż pragnął nasycić się Jessą, delektować się jej ciałem. Poznał
każdy skrawek jej skóry, każdy zakątek, wszystkie jej sekrety. Dostarczyła mu rozkoszy
tak zdumiewająco silnej, że nie mógł się pohamować. Wiedział, że jeśli przestanie, bę-
dzie musiał stawić czoło prawdzie, której dotąd unikał. Mijały godziny, a on był coraz
mniej zainteresowany nieuchronną rzeczywistością.
- To prawdziwa uczta - zauważyła w pewnej chwili Jessa, kiedy siedzieli w salonie,
zajadając się kosztowymi smakołykami.
Z uśmiechem potrząsnęła bujnymi lokami, które spływały na jej nagie ramiona.
Tarik zauważył, że wydawała się całkowicie odprężona.
- Istotnie - zgodził się, choć wcale nie miał na myśli posiłku.
Jego umysł zalały wspomnienia z czasów, o których pragnął zapomnieć. Od lat
starał się nie wracać myślami do dawno minionych chwil. Pewne sprawy wolał zachować
w ukryciu, nawet przed samym sobą.
Jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym, kiedy Tarik był jeszcze bardzo
mały. Pamiętał tylko migawki z czasów poprzedzających tragedię. Mógł odtworzyć z
pamięci rzadko widywany uśmiech ojca lub burzę ciemnych włosów matki.
Po śmierci rodziców do pałacu sprowadził go jedyny żyjący krewny, brat jego ojca
i zarazem król Nur. Tarik wychowywał się razem z kuzynami, książętami Nur. Stryj był
dla niego ojcem i matką w jednej osobie, lecz Tarik zawsze doskonale zdawał sobie
sprawę z tego, że nie jest jego synem. Wiedział także, że jego stryjeczni bracia zostaną w
przyszłości władcami kraju, gdyż od urodzenia sposobiono ich do tej funkcji.
- Twoi kuzyni są odpowiedzialni za nasz naród - powiedział mu kiedyś stryj.
- A za co ja jestem odpowiedzialny? - spytał mały Tarik prostodusznie.
Stryj tylko się uśmiechnął i poklepał go po głowie.
Tarik zrozumiał - nie był ważny, a już na pewno nie tak, jak jego kuzyni. Dlatego
robił to, na co mu przyszła ochota. Stryj często powtarzał, że Tarik ma więcej do zaofe-
rowania światu niż tylko życie pełne drogich samochodów i równie kosztownych mode-
lek, mimo to Tarik nigdy nie chciał sprawdzać, jaki mógłby być z niego pożytek. Grał na
giełdzie papierów wartościowych, bo to go bawiło i był w tym dobry, nie traktował jed-
nak tego zajęcia poważnie. Było ono czymś w rodzaju pokera na wielkie sumy, w które-
go grywał w prywatnych apartamentach w Monte Carlo.
Dawno temu przestał się przejmować swoimi dziecięcymi rozterkami, kiedy czuł
się wyrzutkiem wśród bliskich. Tolerowali go, ale nigdy nie stał się jednym z nich. Czuł,
że o niego dbają, lecz wiedział, że opiekują się nim z litości i z poczucia obowiązku.
Tarik usłyszał szelest od strony łóżka. Odwrócił się, żeby sprawdzić, czy Jessa
otworzyła oczy i czy nadszedł już czas na rozmowę, na którą wcale nie miał ochoty. Ona
jednak tylko przewróciła się na drugi bok i westchnęła z zadowoleniem.
Ponownie wyjrzał przez okno. Tak bardzo skupił się na wspomnieniach, że nawet
nie czuł chłodu. Tego samego lata, kiedy poznał Jessę, jego stryj postanowił wreszcie
tupnąć nogą. Rzecz jasna, nie mógł zagrozić bratankowi odebraniem dochodów lub wła-
sności, gdyż do tamtego czasu Tarik zdążył ponad czterokrotnie pomnożyć osobisty ma-
jątek. To jednak nie oznaczało, że stryj stał się kompletnie bezbronny.
- Musisz odmienić swoje życie - oznajmił leciwy król i z dezaprobatą zmarszczył
brwi.
Siedzieli naprzeciwko siebie, przy stole ustawionym na balkonie, wysoko ponad
urwiskiem skalnym. Władca ściągnął bratanka do rodzinnej willi na prywatnej wyspie na
Morzu Śródziemnym, nieopodal wybrzeża Turcji. Tarik nie spodziewał się, że jedzie na
miłą pogawędkę, jednak dotąd zawsze udawało mu się udobruchać stryja, zakładał więc,
że i tym razem jakoś sobie poradzi.
- Na jakie? - spytał i wzruszył ramionami, patrząc na głębokie, błękitne fale w dole,
które unosiły się i opadały. Miał wtedy trzydzieści cztery lata i czuł się zmęczony ży-
ciem, a do tego potwornie mu się nudziło. - Miliony ludzi chciałyby żyć tak jak ja.
- Twoje życie jest puste - odparł stryj. - Pozbawione sensu i znaczenia. - Z niesma-
kiem machnął ręką i obrzucił uważnym spojrzeniem modny strój Tarika. - Co z ciebie za
człowiek? Jesteś tylko jeszcze jednym szejkiem-playboyem, który spogląda z góry na
cały świat. Ludzie patrzą na ciebie, i czują, że potwierdzają się ich najgorsze podejrzenia
na temat naszego narodu.
- Chyba że potrzeba im moich pieniędzy - zauważył Tarik chłodno. - Wtedy zdu-
miewająco szybko nabierają do mnie szacunku. Powiedziałbym, że często stają się wręcz
służalczy.
- I to ci wystarcza? Nie zależy ci na niczym więcej? Przecież w twoich żyłach pły-
nie błękitna krew. Jesteś członkiem rodziny królewskiej władającej Nur.
- Stryjku, czego ode mnie oczekujesz? - spytał Tarik ostrożnie.
Szybko tracił cierpliwość, ale wolał tego nie okazywać. Tego typu rozmowy prze-
prowadzali co roku, odkąd Tarik rozpoczął studia na uniwersytecie. Ku konsternacji
stryja Tarik nie podchodził do nauki z takim samym zaangażowaniem jak do podrywania
kobiet, które uczęszczały z nim na zajęcia.
- Nic nie robisz - podkreślił stryj rzeczowo. Tarik nie przypominał sobie, żeby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •