[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaatakuje z nagła i niespodzianie, będzie mógł oderwać od siebie obie armie i pojedynczo je
rozgromić. Przede wszystkim tedy ściąga w jeden korpus 20 000 konnicy; szable jej mają za
zadanie rozciąć na pół węża, którego oddzielne części natychmiast pragnie zdeptać.
Gdy plan bitwy został nakreślony, Napoleon wydaje dalsze rozkazy, po czym dalej
zajmuje się badaniem terenu i wypytywaniem szpiegów. Wszystko umacnia go w
przekonaniu, że pozycje nieprzyjacielskie są mu doskonale znane, nieprzyjaciel natomiast nie
ma najmniejszego wyobrażenia o rozmieszczeniu naszych wojsk. Wtem nadjeżdża galopem
adiutant generała Gérarda przynosząc wiadomość, iż generał-porucznik Bourmont oraz
pułkownicy Clouet i Villoutrey z czwartego korpusu przeszli na stronę wroga. Napoleon
przyjmuje tę wiadomość ze spokojem człowieka przywykłego do zdrady podwładnych, po
czym zwraca się do stojącego obok marszałka Neya ze słowami:
– No i cóż, marszałku, słyszał pan? To pański protegowany, o którym słyszeć nie
chciałem, a za którego pan mi ręczył. Przyjąłem go jedynie przez wzgląd na pana. Teraz
przeszedł do nieprzyjaciół!
– Sire – odparł marszałek – proszę mi wybaczyć, uważałem go jednak za tak oddanego, iż
przysiągłbym zań tak jak za samego siebie.
– Panie marszałku – rzecze Napoleon, wstając z miejsca i kładąc Neyowi dłoń na ramieniu
–kto jest niebieski, zostaje niebieski, a kto jest biały, pozostaje biały!
Następnie siada z powrotem, by natychmiast dokonać zmian planu koniecznych wskutek
tej zdrady.
Jeszcze tego samego wieczoru cała armia francuska przekracza Sambrę. Wojska Blüchera
cofają się do Fleurus, pozostawiając między sobą a armią angielsko-holenderską wyłom na
przestrzeni czterech godzin marszu.
Napoleon dostrzega ten błąd taktyczny i spieszy z wykorzystaniem go. Ney otrzymuje od
cesarza ustny rozkaz wyruszenia na czele 42 000 ludzi szosą brukselską do Charleroi.
Zatrzymać się ma dopiero w Quatre-Bras, ważnym węzłowym punkcie na skrzyżowaniu dróg
z Brukseli, Nivelle, Charleroi i Namur. Tam też ma zamknąć drogę Anglikom, podczas gdy
on sam z resztą armii w sile 72000 ludzi pobije Prusaków. Marszałek Ney natychmiast
wyrusza w drogę.
Przypuszczając, że rozkazy jego zostały wykonane, Napoleon rozpoczyna rankiem 16
czerwca pochód i napotyka na armię pruską, uformowaną w ordynku bojowym między Saint–
Amand i Sombreffe. Pozycja nieprzyjaciela jest wysoce nieodpowiednia, prawe bowiem
skrzydło odsłania Neyowi, który o tej porze, stosownie do otrzymanego rozkazu, powinien
znaleźć się w Quatre-Bras, czyli w odległości dwóch godzin marszu od tyłów
nieprzyjacielskich. Polegając na tym, Napoleon wydaje dalsze zarządzenia. Ustawia armię
równolegle do armii Blüchera, by zaatakować ją z przodu, a zarazem posyła zaufanego
oficera do Neya z rozkazem, by pozostawił w Quatre-Bras korpus obserwacyjny, sam zaś
pospiesznie skierował się na miejscowość Bry, by uderzyć na tyły pruskie. W tej samej chwili
wybiega inny oficer, by zatrzymać w Villers-Perruin korpus hrabiego d'Erlona, stanowiący
tylną straż. Korpus ten ma się odwrócić i pomaszerować również do Bry. Nowe zarządzenie
przyspiesza sprawę o godzinę, wzmacniając w dwójnasób szansę udania się manewru. Jeśli
bowiem jeden się nie zjawi, przybędzie niezawodnie drugi, gdyby zaś obaj stosownie do
rozkazu przybyli po sobie do Bry, wówczas cała armia pruska musiałaby zostać rozbita.
Pierwsze strzały armatnie, które usłyszy Napoleon od strony Bry lub Vagnelée, mają być
hasłem do ataku dla całego frontu. Wydawszy wszystkie zarządzenia, cesarz zatrzymuje się i
czeka.
Czas upływa, nic jednak nie słychać. Dwie, trzy, cztery popołudniowe godziny mijają i
wciąż ta sama cisza. Dzień jednak zbyt jest kosztowny, by go można było tracić. Jutro już
56
nieprzyjaciele mogą połączyć się, a wówczas cesarz musiałby opracować nowy plan, by
odzyskać szczęśliwą szansę. Daje tedy rozkaz do ataku. Jakkolwiek bądź, Prusacy, zajęci
bitwą, odwrócą uwagę od Neya, który bez wątpienia zjawi się przy pierwszym strzale
armatnim.
Napoleon rozpoczyna walkę ogólnym atakiem na linię nieprzyjacielską. Bój toczy się już
dwie godziny, a wciąż jeszcze nie ma żadnej wieści ani od Neya, ani od Erlona. Cesarz musi
więc sam próbować zwycięstwa. Noc jednak zapada i cała armia Blüchera maszeruje przez
Bry, która to miejscowość miała być obsadzona przez Neya na czele 20 000 ludzi. Mimo to
bitwa jest wygrana: 40 dział wpada w nasze ręce, 20 000 ludzi spośród wojsk
nieprzyjacielskich niezdolnych jest do dalszej walki, armia pruska zaś znajduje się w takim
nieładzie, że o północy jej generałowie mogą skupić zaledwie 30 000 ludzi, choć pierwotnie
składała się z 70000 żołnierzy. Sam Blücher spadł z konia w czasie bitwy i bardzo potłuczony
uciekł pod osłoną ciemności na koniu jednego ze swych dragonów.
Wśród nocy nadchodzi wreszcie wiadomość od Neya. Okazuje się, że powtarzają się błędy
popełnione w roku 1814. Zamiast wyruszyć o świcie, jak brzmi rozkaz, na słabo przez
Prusaków obsadzoną miejscowość Quatre-Bras i zająć ją, Ney wyruszył dopiero w południe z
Gosselies, tak że w Quatre-Bras, które tymczasem oznaczył Wellington jako punkt zborny dla
wciąż nadciągających korpusów, zastał marszałek 30000 zamiast 10000 nieprzyjaciół. A
jednak Ney nie zawahał się rozpocząć ataku, tym bardziej że przypuszczał, iż ma za sobą 20-
tysięczną armię Erlona. Jakież było jego zdumienie, gdy przekonał się, że korpus, na który
liczył, nie przyszedł mu z pomocą. Rzuca się tedy z furią na nieprzyjaciela. W tej samej
chwili jednak nadchodzą nieprzyjacielskie posiłki w sile 12000 ludzi pod Wellingtonem i Ney
[ Pobierz całość w formacie PDF ]