[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Na szczęście znalazł się dla mnie wolny pokój na piątym piętrze. Kiedy
się rozpakowałam i poprawiłam makijaż, usiadłam na łóżku, żeby
zadzwonić do mieszkania Giny w Paryżu. Nurtowała mnie uporczywa
myśl, że po moim wyjezdzie mogła tam wrócić, ale podejrzenia okazały
się bezpodstawne, bo telefon nie odpowiadał. Candy-Anna
prawdopodobnie wyszła do pracy, a nikogo innego nie było. Upewniwszy
się, że Giny wciąż nie ma, zastanowiłam się, czy nie powinnam zadzwonić
do Scotland Yardu. Przypomniałam sobie, że dzwoniłam tam z Paryża i
prosiłam znajomego inspektora o telefon, może więc próbował mnie łapać
wczoraj wieczór, kiedy spędzałam miło czas z Garthem. Zawahałam się.
Może lepiej zaczekać, aż Garth porozmawia z Jantzenami? Jak dotąd,
miałam dla Scotland Yardu niewiele nowych informacji poza tym, że
Gina wcale nie była z Garthem, kiedy dzwoniła do mnie w sobotę. Ale na
czym opierałam tę pewność? Wyłącznie na słowie Gartha. Jeżeli znów
zadzwonię do Scotland Yardu, zaczną go przesłuchiwać, śledzić jego
kroki...
Uznałam, że lepiej poczekać. Poczekać, dopóki Garth nie porozmawia z
Jantzenami. Postawienie na nogi policji przysporzyłoby mu kłopotów, a
może też oddaliło ode mnie. Zresztą wierzyłam mu. Byłam
przeświadczona, że mówi prawdę.
Czy aby jednak na pewno?
Podeszłam nerwowo do okna i wyjrzałam na Soho. Wciąż krążyłam
myślami wokół Gartha, kiedy zadzwonił telefon.
Czy to pani Claire Sullivan? spytała telefonistka hotelowa.
Proszę czekać. Aączę Paryż.
Przez dłuższą chwilę serce łomotało mi z ulgą, po czym w słuchawce
rozległ się głos... lecz nie Giny, tak jak się spodziewałam, tylko Warrena
Mayne'a.
Claire? Cześć, pomyślałem sobie, że zadzwonię, żeby się
dowiedzieć, czy dojechałaś bez kłopotów i czy znalazłaś pokój. Jaką
miałaś podróż?
Dziękuję, dobrą. Miło z jego strony, że zadzwonił. Usiłowałam
zdobyć się na wesoły ton. Nawet bardzo dobrą.
To świetnie. Wiesz, udało mi się zarezerwować miejsce na samolot o
szóstej wieczorem. Powinienem dotrzeć do ciebie około wpół do
dziewiątej.
Ale ja...
Pytałem w recepcji twojego hotelu, zarezerwują dla mnie pokój.
Zadzwonię zaraz po przyjezdzie.
Tak, ale...
Posłuchaj, mam dla ciebie niespodziankę. Rano zadzwoniłem do
paryskiego biura Gartha Coopera, żeby się dowiedzieć, kiedy wraca do
Paryża, i tam mi powiedziano, że właśnie wyjechał do Londynu! Czyli
wczoraj był w Paryżu, przedwczoraj chyba też.
Owszem.
To znaczy, że już wiesz?
Spotkałam go dziś rano w samolocie.
Coś podobnego!
Tak, lecieliśmy razem. Garth...
Ale jak go poznałaś?
Nie rozumiem.
Jak go rozpoznałaś? Skąd wiedziałaś, że to on?
A... tak się składa, że poznałam go wczoraj wieczór. Zadzwoniłam,
żeby zasięgnąć języka na temat Giny, i spotkaliśmy się w jej mieszkaniu.
Doprawdy? Warren nie mógł w to uwierzyć.
Dlaczego mi o tym, na miłość boską, nie powiedziałaś?
Kiedy ostatnio z tobą rozmawiałam, dochodziła trzecia nad ranem, a
ty nie byłeś w nastroju do pogaduszek. Zresztą niczego się właściwie nie
dowiedziałam. Garth twierdzi, że nie widział Giny od obiadu w sobotę.
Warren już miał chyba zakląć siarczyście, ale na szczęście zrezygnował.
Być może tak rzeczywiście było rzuciłam obojętnym tonem.
Spotykam się z nim dziś na kolacji, spróbuję wyciągnąć od niego więcej
szczegółów.
Umówiłaś się na kolację? zapytał Warren jeszcze bardziej
zdziwiony. Z nim? Dziś wieczór?
Tak, dlatego mnie nie będzie, kiedy przyjedziesz. Jeśli się czegoś
dowiem, zadzwonię do ciebie do pokoju zaraz po powrocie.
Ale... Warrena dosłownie zatkało. Po chwili opamiętał się.
Uważasz, że mądrze robisz? zapytał. Do licha, nie chcę, żebyś i ty
znikła! Nie mogłabyś się umówić na drinka o dziewiątej? Poszedłbym
wtedy z tobą i dopilnował, żeby nic ci się nie stało...
Zaczęłam wierzyć, że Warren urodził się w niewłaściwym stuleciu.
Powinien być rycerzem, który ratuje damy z opresji.
Nie przejmuj się tak powiedziałam uprzejmie.
Dam sobie radę. Poza tym naprawdę nie wierzę, że pan Cooper trudni
się handlem białymi niewolnicami. Pogadamy wieczorem... życzę udanej
podróży. Dzięki za telefon.
Pozbyłam się go nawet dosyć grzecznie, ale wyczułam, że jego wiara w
moje zrównoważenie otrzymała śmiertelny cios. Zastanowiłam się, po
czym doszłam do wniosku, że moja wiara w siebie też się chwieje.
Czyżbym chwilowo straciła zdrowy rozsądek i popełniła haniebny błąd,
ufając Garthowi? Przebiegł mi po krzyżu mały dreszcz. Pogrzebałam w
torebce, wyciągnęłam wizytówkę Gartha, podniosłam słuchawkę i
poprosiłam telefonistkę o połączenie z jego biurem.
Słyszałam, jak po drugiej stronie dzwoni telefon. Potem odezwał się
kobiecy głos:
Dzień dobry, tu spółka Cooper-Jantzen. Czym mogę służyć?
Dzień dobry odparłam. Czy mogłabym się dowiedzieć, czym
zajmuje się państwa firma? Prowadzę ankietę dla ośrodka badania rynku.
Zajmujemy się importem oraz eksportem szkła i porcelany między
Anglią a Francją.
Rozumiem. Dziękuję.
Czy chciałaby pani rozmawiać z panią Jantzen?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]