[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Przecież ci wszystko jedno, czy mówisz tu, czy w hotelu. Tutaj ludzie
przechodzą.
- No dobrze, ale tylko chyba na chwileczkę.
- Naturalnie, jak będziesz chciała, to zaraz pójdziesz. Szedł z nią na górę po
schodach i był zawstydzony. Wyglądało,
jakby w biały dzień prowadził sobie "dziewczynę". W numerze Justyna postawiła
koszyk przy drzwiach na ziemi,
spojrzała lękliwie w lustrzaną szafę i, ponieważ krzesło stało daleko,
usiadła na brzegu łóżka.
- No widzisz, teraz możemy swobodnie porozmawiać, nikt nam się tu nie kręci...
- Gdyby umarła - mówiła Justyna - i gdyby tak przy niej zwyczajnie siedzieć w
jakim swoim kącie, toby nie było tak smutno. Ale ją w tym szpitalu zabrali,
zanim przyszłam. I zanim przyszłam, już była nieżywa. Pózniej ją znowu wzięli i
leżała tam między trupami samiut-ka, bez nikogo swojego.
Wyjęła chusteczkę z torby, zatkała nią oczy i płakała głośnym dziecinnym
płaczem.
87
- Tylko ciszej, kochanie, troszeczkę ciszej - prosił Zenon z uwagi n;
sąsiadów. Usiadł przy niej na łóżku, głaskał ją po plecach i pocieszał
- No, nie płacz, już nie płacz - mówił serdecznie. - Nie płacz, t( trudno, tak
nie można....
^łowa_nie_pomogły. Więc objął ją przez ramiona_i_przytulił-d( .siebie. Zdjął jej
z głowy brzydką czapeczkę i pocałował we włosy a pózniej w czoło i w mokrą
twarz. ~~ "'Wtedy się uspokoiła i znów zaczęła opowiadać,
jak wyjeżdżafe z Boleborzy, jaka pani Ziembiewiczowa była dobra, jak mamy
żałowała, sama ją poszła pożegnać. Dała im pieniądzy, ale to wszystko poszło na
pogrzeb i Justyna została bez niczego. Miała pózniej napisać o resztę, żeby jej
pani Ziembiewiczowa przysłała, ale naprzód była u Jasi, teraz jest w służbie,
znowuż we dnie i w nocy przy tej chorej pani - nie może się i nie może zebrać,
żeby napisać. Nie ma ani czasu, ani papieru.
Zenon odsunął się trochę i z głęboką przykrością spytał:
- To w Boleborzy nie wypłacili ci wszystkiego? Justyna poważnie zaprzeczyła
głową.
- Nie, drugie tyle jeszcze zostało. Ale pani powiedziała, że zara^ odeśle, żeby
jej tylko z miasta napisać adres, gdzie ma odesłać.
- Poczekaj - powiedział prędko myśląc - jutro nie, lepiej pojutrze, żebyś tu
przyszła o tej samej porze, to będę ci mógł oddać te pieniądze. Będziesz w
mieście?
Justyna powiedziała, że może przyjść w poniedziałek, jak będzie tędy znowu
wracała z targu. Targ jest zawsze w czwartek i w poniedziałek, a w takie dnie to
się co bądz kupuje w sklepiku.
- No więc w poniedziałek^ opamiętaj, o tej samej porze tu do mnie wstąpisz i ja
to załatwię. Nie ma sensu, żebyś czekała i miała tu kłopoty, kiedy ci się
pieniądze należą. Dziś mogę ci dać tylko trochę
- Teraz to nie pilne - powiedziała - bo teraz mam i gdzie spać, i co jeść. Tylko
z początku było mi ciężko, teraz nie.
Uśmiechnęła się i z wdzięcznością na niego popatrzyła. Jej młoda twarz nie
zbrzydła od płaczu, tylko zrobiła się pełniejsza i różowa Jasne, proste i suche
włosy zesypywały się na czoło i skronie, jaL dawniej,
q
- A ja wiedziałam, że się wrócisz - powiedziała z cichą radością
- Ciągle o tobie wtedy myślałam, nawet w sam dzień maminej śmiem
mi się śniłeś. Wiedziałam, że się wrócisz, że już nie będę taka sama na świecie.
Teraz znowu ona przysunęła się i przytuliła do niego.
- No co mi powiesz, Zenon, co mi powiesz. Nie było ci nic żal, jak wtedy^
pojechałeś z Boleborzy, co, no powiedz! Nie było ci żal?
-JByło mi żal, naturalnie - odpowiedział. - Tylko widzisz, Justyno, teraz już
wiele rzeczy się zmieniło, już dzisiaj... H
Chciał mówić dalej, ale nie mógł. Justyna dawnym, znajomym gestem objęła go
mocno w pasie obiema rękami i małą głowę z całej siły przyciskała mu do piersi.
- Ty mój kochany - mówiła - ty mój kochany, jak już ty jesteś, to już teraz
wszystko jest dobrze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]