[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pogodzić, Ed, dopóki nie znajdę wszystkich odpowiedzi.
Starał się za wszelką cenę patrzeć na to realnie.
- Odnalezienie zabójcy twojej siostry, to nie jest twoja robota,
tylko moja.
- Twoja robota, tak. Ale dla mnie to jest potrzeba. Możesz to
zrozumieć?
130
- To nie jest kwestia tego, co ja rozumiem, tylko tego, z czego
każdy policjant świetnie zdaje sobie sprawę.
Zmięła pustą torebkę, zanim Ed zdążył odłożyć ją do powtórnego
użycia.
- To znaczy?
- Cywile nie mogą brać udziału w śledztwach, Grace. Zazwyczaj
wszystko psują. I może im się stać coś złego.
Dotknęła końcem języka górnej wargi i podeszła do niego.
- Co ciÄ™ bardziej martwi?
Miała niesamowite oczy. Takie, w które można się wpatrywać
godzinami. Teraz patrzyły prosto na niego z wyrazem oczekującym,
pytającym. Zafascynowany, ostrożnie przejechał kciukiem wzdłuż jej
policzka.
- Nie wiem. - Wiedziony impulsem i lekkim drgnięciem jej ust
pochylił się i pocałował ją.
Miało to właśnie taki smak, jakiego się spodziewał. Przycisnął
palce do jej twarzy. Czuł się dokładnie tak, jak sobie to wyobrażał.
Wiedział, że to głupie. Ona była z Nowego Jorku, miasta jasnych
świateł i hucznych przyjęć. On był z małego miasteczka i w każdej
chwili mógł mieć znowu krew na rękach. Ale czuł, że to jest to.
Gdy ich usta się rozłączyły, powoli otworzyła oczy. Westchnęła i
uśmiechnęła się.
- Wiesz, robisz naprawdę niezłe wrażenie, gdy tak całujesz. Może
mógłbyś to robić częściej. - Przywarła do niego i odszukała jego usta.
Poczuła jego ręce na swoich biodrach i westchnęła. Minęło dużo
czasu, zbyt dużo od momentu, gdy ostatni raz pozwoliła się skusić.
Splotła ręce na jego szyi i z zadowoleniem poczuła, że ich serca biją
jednakowo mocno. - To zamierzasz zabrać mnie do łóżka, czy nie?
Całował jej szyję i zapragnął więcej. To byłoby takie łatwe,
naprawdę łatwe, podnieść ją, zanieść do sypialni i po prostu
pozwolić, by to się stało. Tak jak to bywało już wcześniej. Ale coś
mu mówiło, że z nią to nie mogło być takie łatwe. Z nią nie powinien
wylądować przypadkowo w łóżku, nie myśląc, co będzie jutro.
Przycisnął usta do jej czoła i puścił ją.
- Zamierzam cię nakarmić.
- Och. - Grace zrobiła krok do tyłu. Nieczęsto oferowała coś
takiego mężczyznie. Nieczęsto oferowała siebie. To wymagało
czegoś więcej niż tylko seksualnego pociągu, to wymagało uczucia i
131
zaufania. I o ile ją pamięć nie myliła, to nigdy jeszcze nie spotkała się
z odmowÄ…. - JesteÅ› pewien?
-Tak.
- W porządku. - Odwróciła się i wzięła do ręki kalafiora. Może
dałoby jej chwilową satysfakcję, gdyby nim w niego rzuciła, ale
zrezygnowała z tej myśli. - Skoro nie jesteś zainteresowany, to...
W ciągu sekundy odwrócił ją do siebie. Tym razem odkryła, że
zderzenie z jego piersią to tak jak zderzenie z kamienną ścianą.
Chciała coś powiedzieć, ale on już zajął się jej ustami.
Tym razem nie był delikatny. Czuła przypływy pasji i uniesienia.
To sprawiło, że poczuła się szczęśliwa. Potem przez chwilę czuła
tylko jego usta, ręce i swoją własną nasilającą się namiętność. Chciał
jej tak bardzo, że zapragnął wziąć ją teraz, natychmiast, tak jak stali
w kuchni. Ale chciał czegoś więcej niż tylko rozkosz.
Chciał więcej niż błysk jednej chwili. I potrzebował czasu, by
dowiedzieć się, czego tak naprawdę chce.
- Myślisz, że nie jestem tobą zainteresowany?
Grace stanęła z palców na całe stopy i szybko wypuściła
powietrze.
- Mogłam się pomylić. - Odchrząknęła i potarła palcami swoje
usta, które wciąż jeszcze pulsowały od pocałunków. - Czy jeszcze
stojÄ™ na nogach?
- Na to wyglÄ…da.
- To dobrze. Jak otworzymy okno i pozbędziemy się stąd trochę
tego gorąca, to czym zamierzasz mnie nakarmić?
Uśmiechnął się i dotknął jej włosów.
- Faszerowanymi karczochami à la Bordelaise.
- Aha - powiedziała po pauzie. - Chyba sam tego nie robisz,
prawda?
- To zajmuje tylko pół godziny.
- Nie mogę się doczekać. - Grace usiadła na krześle, a Ed zaczął
gromadzić składniki. - Ed?
- Tak?
- Czy planujesz ze mną jakiś dłuższy związek?
Spojrzał na nią przez ramię płucząc warzywa pod zimną wodą.
- Myślałem o tym.
132
- W takim razie jeśli to wypali, to chcę zawrzeć z tobą układ. Za
każdym razem, gdy będziemy jedli karczochy, to następnego dnia
zjemy pizzÄ™.
- Ale ciasto będzie z pełnego ziarna.
Podniosła się, by znalezć korkociąg.
- Porozmawiamy o tym.
Ben przesiadł się na siedzenie obok kierowcy i patrzył na
czerwone światło. Siedząca obok niego Tess stukała palcami w
kierownicę. Wiedziała, że racja jest po jej stronie, ale chodziło o to,
że teraz musiała brać pod uwagę nie tylko swoje uczucia.
- Mogłam dojechać sama - zaczęła. - Nie będziesz miał
samochodu. - Zwiatło zmieniło się na zielone. Tess ruszyła razem z
ospałym, porannym ruchem ulicznym. - Przykro mi, że jesteś tym
taki zmartwiony. Ale spróbuj mnie zrozumieć, to nie jest coś, co
robię tylko pod wpływem impulsu.
Rozdrażniony przełączył radio na inną stację.
- Moje zdanie o twoim udziale w innych sprawach się nie liczyło.
Widzę, że i tym razem nie mam nic do powiedzenia.
- Wiesz, że to nieprawda. Twoje zdanie bardzo się dla mnie liczy.
- To podrzuć mnie i idz do swojego biura. I nie mieszaj się w to.
Nie odzywała się przez pełne trzydzieści sekund.
- Dobrze.
- Dobrze? - Jego ręka zatrzymała się, kiedy sięgał do
samochodowej zapalniczki. - Tak po prostu?
- Tak. - Poprawiła we włosach poluzowaną spinkę i skręciła na
posterunek.
- %7ładnej kłótni?
- Kłóciliśmy się wczoraj wieczorem. Nie ma sensu teraz do tego
wracać. - Tess wjechała na parking i zatrzymała wóz. - Zobaczymy
się wieczorem. - Pochyliła się i pocałowała go.
Ujął ją za brodę, zanim zdążyła się pochylić.
- Stosujesz wobec mnie tę cholerną psychologię odwrotności,
tak?
Jej jasne, fiołkowe oczy uśmiechnęły się do niego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]