[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tak jest, szefie. - Zniosła talerze i sprawunki na dół, po czym zaraz się pojawiła z
powrotem, żeby przejąć ster, kiedy on stawiał żagle.
Port, do którego chciał dopłynąć, był o godzinę lub dwie na południe. Nadszedł
szkwał i wzmógł się po godzinie z okładem. Zbliżali się do celu, kiedy poczuli pierwsze
krople deszczu. Anny pojawiła się na schodkach.
- Pomóc ci?
- Podpłynę tam - powiedział, wskazując osłonięty port niedaleko.
Miał nadzieję, że uda mu się to, zanim lunie. Dobił do brzegu, opuścił żagle, wyłą-
czył silnik, ale nie zdołał zacumować przed deszczem. Anny, która zeszła pod pokład po
opuszczeniu żagli, znowu się pojawiła, woda ściekała jej po twarzy. Koszulka i szorty
zniknęły, miała na sobie dwa kawałeczki materiału i nic więcej.
- Do diabła, co ty wyprawiasz? - krzyknął.
Zaczęła się wspinać w stronę dziobu.
- To, co zawsze, kiedy zawijamy do portu. - Chwyciła linę cumowniczą.
- W tym stroju?
- Ciuchy były mokre i ciężko je było włożyć. Nie jest wcale zimno, a bikini łatwiej
wysuszyć.
- Zabieraj się stamtąd. To zbyt niebezpieczne.
Aódz podskakiwała na falach, które z każdą chwilą robiły się wyższe.
R
L
T
- To jak zacumujemy?
- Ja to zrobię.
- I to nie będzie dla ciebie niebezpieczne? - Nie czekając na jego odpowiedz, za-
częła się czołgać w stronę dziobu, a on złapał się na tym, że wpatruje się w kształtne,
prawie nieosłonięte królewskie pośladki.
- Do diabła, Anny, przypnij się! - wrzeszczał do niej. Chociaż Bóg jeden wiedział,
do czego mogłaby się przypiąć. Serce miał w gardle, patrząc, jak balansowała na wzno-
szącej się i opadającej lodzi. - Anny! - Boże, proszę.
Odetchnął, widząc, że zdołała się w jakiś sposób przypiąć. Zaczęła dawać mu znaki
ręką. Demetrios próbował przybliżyć łódz tak szybko, jak mógł, możliwie najbliżej i naj-
sprawniej, żeby tylko mieć ją bezpiecznie z powrotem. Aódz zanurzała się i pochylała.
Anny pośliznęła się, wypuściła linę z rąk. Demetrios zamarł. Chciał, żeby wróciła, żeby
była bezpieczna. Przykucnęła, uklękła i...
- Mam ją! - Słowa były ciche na wietrze. Wstała i prześlizgnęła się do niego.
Demetrios zgasił silnik i wciągnął ją do kokpitu. Wprost w swoje ramiona. Jego serce
biło jak szalone.
- Nigdy. Więcej. Tego. Nie. Rób. - Trzymał ją kurczowo, obejmując ciasno ramio-
nami. Kolana wciąż mu drżały na wspomnienie jej tam na zewnątrz, chwiejącej się, w
niebezpieczeństwie. - Obiecaj mi. - Patrzyła na niego ze zdumieniem, deszcz nadal spły-
wał jej po policzkach. - Cholernie mnie przestraszyłaś.
- To nie było wcale trudne.
- Nie. Trudno byłoby mi opowiadać twojemu ojcu, dlaczego pozwoliłem ci utonąć.
- Nie miałam zamiaru się topić. Robiłam dokładnie to, co do mnie należało. Ty
musiałeś stać za sterem. Ale - przerwała i rozjaśniła się - dziękuję, że się o mnie martwi-
łeś.
- Martwiłem się o siebie - zrzędził. - Twój staruszek prawdopodobnie kazałby mnie
zgilotynować. Albo zgilotynowałby mnie osobiście.
- Papa jest bardzo ucywilizowany.
Stała tam przemoczona w samym bikini. Deszcz był zimniejszy i jej naprężone
sutki uwypuklały się przez mokrą tkaninę.
R
L
T
- Ubierz się, na litość boską!
Chwała Bogu, zrobiła to, choć nie bez uniesienia brwi i zamyślonego spojrzenia
przez długą minutę, zanim wyszła. Nie chciał rozmawiać ani mierzyć się z emocjami,
jakie w nim wzbierały. Oczywiście musiał pójść w jej ślady, nie miał pretekstu, żeby po-
zostawać na pokładzie w strugach deszczu. Na szczęście była w swojej kajucie. Wszedł
do swojej. Zostałby tam przez cały wieczór, gdyby nie zastukała do jego drzwi godzinę
pózniej.
- Kolacja gotowa.
Poderwał się z koi, gdzie zupełnie bez powodzenia próbował się skupić na swoim
scenariuszu. Uchylił drzwi tylko na kilka centymetrów.
- Już jedliśmy.
- Okej, skoro nie jesteś głodny. - Nadal patrzyła na niego w zadumie. - Przygoto-
wałam bruschettę. - Zrobiła pauzę. - Przepraszam, jeśli cię przestraszyłam.
- Po prostu nie rób tego więcej - wyszeptał pod nosem.
Wyszedł i usiadł przy stole. Deszcz nadal padał, ale wiatr ucichł. Demetrios nie-
specjalnie był głodny. Dręczył się tym, o czym myślał, i tym, co czuł. Anny siliła się na
konwersację. Potem zacznie go pewnie pytać, o czym myśli. A tego z pewnością by jej
nie powiedział.
Wstał od stołu, niemal zanim przełknął ostatni kęs.
- Posprzątam. Ty idz popracować.
- Popracować? - zdziwiła się.
- Nie piszesz dysertacji?
Zdziwiła się jeszcze bardziej. Zmrużyła oczy i spojrzała na niego tak jak kiedyś je-
go matka, kiedy był szczególnie marudnym chłopcem. Wrzuciła talerz do zlewu.
- W razie czego wiesz, gdzie mnie znalezć.
Poszła prosto do swojej kajuty i zamknęła drzwi.
Z trzaskiem. Co go ugryzło? Słyszała, jak rzucał talerzami i sztućcami w kambuzie.
Jak tak dalej pójdzie, stłucze coś, pomyślała. Cokolwiek to było, co go gnębiło, nie była
to jej wina.
R
L
T
On był rozdrażniony? Myślała, że wypadł za burtę! A on po prostu wskoczył sobie
do wody.
- Co ty, do diabła, wyprawiasz?
Miał mokre włosy przylepione do głowy, krople spływały mu po brodzie. Patrzył
na nią do góry i nie zamierzał wspinać się na pokład.
- Pływam - powiedział, jak gdyby to była najbardziej logiczna rzecz pod słońcem.
- Teraz? Po ciemku? Sam? Przy takiej pogodzie? - Jej głos brzmiał ostro.
- Potrzebowałem trochę ruchu.
- Powinieneś mnie uprzedzić - powiedziała przez zęby. - Przyszłabym tu z tobą.
Zamruczał coś, czego nie dosłyszała.
- Co by było, gdybyś utonął? - powiedziała z naciskiem.
- Nie utonąłbym. - Jego głos brzmiał pewnie. - Pływam przez całe życie.
- Demetrios? - Jej cichy głos dobiegł zza drzwi. - Musimy porozmawiać.
O nie, to była ostatnia rzecz, jakiej potrzebowali.
- Idz spać - zawołał.
- Nie mogę.
- Ja w każdym razie idę spać. - Wyłączył pstryknięciem światło, przewrócił się na
brzuch i okrył prześcieradłem. Zapukała znowu. I znowu.
- Do diabła, księżniczko!
- Proszę cię. - Ach, ta jej nieustanna królewska grzeczność. Demetrios przewrócił
się na plecy i zmierzwił włosy. - Zaczekaj.
Zaświecił światło, wciągnął bokserki i parę szortów, nałożył przez głowę koszulkę,
wziął głęboki oddech i uchylił drzwi.
- Czego chcesz?
Patrzyła na niego nieomal z bólem. Widok zbolałej kobiety to była ostatnia rzecz,
jakiej chciał w tym momencie.
- Jestem zdezorientowana - powiedziała z tą swoją elokwencją rodem z prywatnej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •