[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Na dłu\sze zbieranie myśli nie miałam czasu, więc zaczęłam działać całkiem impulsywnie.
Wykorzystując swoje obcasy zakończone cieniutkimi, metalowymi szpilkami nadepnęłam z całej
siły Krzyśkowi na nogę, po czym zrobiłam skręt tułowia i ju\ zbiegałam schodami na dół. Miałam
zamiar dotrzeć do sali wypełnionej gośćmi, tam raczej nic by mi nie zagra\ało. Niemo\liwe było,
\eby wszyscy ci ludzie byli świadomi, co działo się  za kurtyną"...
105
Szkoda, \e w egipskich ciemnościach wpadłam na współpracowników Glorii. Jednym z nich
był Marcin. Marcin Głowacki - osobisty ochroniarz. Dalej uciekać nie było sensu. Bez zbędnej
szarpaniny wróciłam do punktu wyjścia.
- Uuu, widzę, \e się pani nie udało. Tak mi przykro - przebiegła kobieta dawała mi do
zrozumienia, \e tryumfuje.
- Mo\e mi pani wreszcie wytłumaczy, co pani robi? I po co? Ja nic nie rozumiem - udawałam
idiotkę.
- Nie myśl tyle, artystko. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to zawsze idzie o pieniądze.
Zapamiętaj sobie to. Posiedzisz tu troszkę, bo ja muszę zejść do przyjaciół. Czeka nas pyszny
wieczór. Pózniej do ciebie wrócę i zastanowię się nad twoją przyszłością.
Nie broniłam się, kiedy zdjęła z mojej szyi perły. Bałam się. Oplatała je na dekolcie,
przejrzała się z samouwielbieniem w lustrze i następnie zwróciła się do swoich podwładnych.
- Wy idzcie na dół, a ty - wskazała na Marcina - zostaniesz i będziesz jej pilnował. Tylko
skutecznie, zresztą nie muszę ci mówić, co się stanie, je\eli nie wywią\esz się ze swoich
obowiązków - pogroziła mu i wyszła.
Błyskawicznie doszłam do wniosku, \e ani stryj, ani Jacek szybko mnie tu nie znajdą. Nie
miałam mo\liwości ucieczki.
W sali byli Marcin i Krzysztof. Ten drugi podszedł do mnie i mimo \e odwróciłam się z
obrzydzeniem, pocałował mnie w policzek. Potem powiedział sucho:
- Przepraszam.
W oczach zakręciły mi się łzy. Zaufałam mu, a on mnie wykorzystał. Nie wytrzymałam i
uderzyłam go dłonią w twarz. Nale\ało mu się! Zdrajca nie zareagował, tylko skierował się do
wyjścia, rzucając ochroniarzowi na odchodnym:
-Pilnuj jej!
Znalazłam się w potrzasku i nie wiedziałam, jak odnalezć wyjście z niego. Nie miałam nici,
po której wydostałabym się z opresji niczym Tezeusz z labiryntu.
Wystraszona i oszołomiona nadmierną dawką adrenaliny, opadłam na sofę. Docierało do
mnie jedynie szybkie bicie mojego serca.
Marcin odczekał chwilę po tym, jak za synem pani Vherstugh zamknęły się drzwi i zbli\ył się
do mnie. Odruchowo dałam susa na bok. Niepotrzebnie - Marcin wyjął z wewnętrznej kieszeni
garnituru legitymację Interpolu.
- Spokojnie, jesteś bezpieczna, bo ja jestem z policji.
Ul\yło mi, ale dalej byliśmy w epicentrum zła. Zresztą tak naprawdę nigdy wcześniej nie
widziałam słu\bowej legitymacji pracowników Interpolu, więc nie potrafiłam potwierdzić
autentyczności dokumentu Marcina. Ale w takim momencie po prostu w coś uwierzyć trzeba...
- Nie mamy czasu na wyjaśnienia. Wychodzimy stąd, dopóki jesteśmy tu sami, mogę cię
bezpiecznie wyprowadzić na dwór.
- Ale perły... -jęknęłam. Marcin
nie zwrócił na to uwagi:
- Poczekaj, owiń się tym kocem - podał mi kapę z sofy.
- Nie przesadzaj z tą nadopiekuńczością, spróbuję nie zamarznąć. Na dworze jest ciepło.
- Nie w tym rzecz. Twoja sukienka cała się mieni, takie iskierki widać z daleka, zwłaszcza w
blasku świec. Okryj się. A i jeszcze jedno. Zdejmij buty, bo na schodach narobisz hałasu.
Marcin widocznie był doświadczonym agentem, bo jego rozkazy wydawały się być logicznie
106
uzasadnione. Facet był niezwykle spostrzegawczy.
Cichcem udało nam się przemknąć klatką schodową i wymknąć na powietrze. Resztę
przedstawienia obejrzeliśmy ju\ z zewnątrz, zaglądając do sali balowej przez boczne okno.
I wtedy do akcji wkroczył stryj. I... BATURA!
Widziałam, jak dwuskrzydłowe drzwi pomiędzy holem a salą balową otworzyły się na całą
szerokość. Stanęło w nich dwóch wrogów - znakomitych znawców dzieł sztuki - stryj Tomasz i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •