[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tament dla obław na te zwierzęta, który zajmuje się również ich oswajaniem, tresurą
i wysyłką w różne strony państwa.
Kala Nag miał, licząc od samego tylko grzbietu, przeszło óiesięć stóp wysokości,
a kły podcięto mu do połowy i, aby się nie kruszyły, zaopatrzono w mieóiane kapsle,
ale słoń władał onymi resztkami lepiej może niż niejeden óiki słoń swymi długimi,
ostrymi kłami.
Obława trwała zazwyczaj całe tygodnie, zanim udało się kilkaóiesiąt rozpierz-
chłych po górach słoni zapęóić do zagrody z olbrzymią bramą z grubych belek.
Kiedy miano ją zamknąć, na dane hasło do piekła tego wkraczał Kala Nag, rzucał się
na największego samca i póty go bił, kopał i dręczył, aż óikus musiał ulec, a tym-
czasem luóie, sieóÄ…cy na innych sÅ‚oniach, nakÅ‚adali pÄ™ta na nogi sÅ‚abszym. òiaÅ‚o
się to zawsze w nocy, przy migotliwym świetle pochodni, aby słonie nie mogły zdać
sobie sprawy z przestrzeni, wśród jakiej się znajdują.
Wszystkie arkana walki znał mądry Kala Nag, czyli Czarny Wąż. Nieraz bojował
z rannym tygrysem, zadarłszy w górę trąbę, baróo wrażliwą na uszkoóenie, prze-
wracał go na ziemię właściwym sobie, okrężnym uderzeniem głowy w samej chwili
skoku, a potem, ukląkłszy na nim, dusił go swym ciężarem, gdy zaś życie uleciało
z rabusia, wlókł za ogon w triumfie bezkształtną, pręgowatą masę.
 Tak jest, prócz mnie, Czarny Wąż nikogo i niczego się nie boi!  zwykł
był mawiać Gruby Tumai, syn Czarnego Tumaja, który odbył ze słoniem wyprawę
abisyńską, a wnuk Tumaja, Przyjaciela Słoni, który był świadkiem schwytania go 
Tak jest!  dodawał  Karmimy go i pielęgnujemy już od trzech pokoleń, a dożyje
on jeszcze czwartego!
 I mnie się też boi Czarny Wąż!  twieróił mały Tumai, óiesięcioletni chło-
piec w przepasce na biodrach, służącej mu za cały kostium, prostując się w całej swej
półtorałokciowej okazałości. Chłopiec ten, stosownie do rodowej tradycji, miał, gdy
Księga dżungli 69
dorośnie, zająć na grzbiecie Kala Naga miejsce swego ojca i wziąć w rękę wypole-
rowany dłońmi óiada i praóiada ankus, ciężki, żelazny hak, służący do kierowania
słoniami.
Chłopiec wieóiał, co mówi. Uroóił się w cieniu Czarnego Węża, bawił się koń-
cem jego trąby, a gdy nauczył się choóić, prowaóił olbrzyma do boju i nigdy by
nie przyszło do głowy Kala Nagowi opierać się rozkazom, wydawanym cieniutkim,
óiecięcym głosikiem. Wieóiał, co znaczy mały Tumai od dnia jego uroóin, kiedy
to gruby Tumai podniósł maleńką, brunatną istotkę do oczu słonia, rozkazując mu
pozdrowić niemowlę jako swego pana.
 Tak twieróił mały Tumai  On mnie się boi!  Na dowód tego szedł do Kala
Naga, wymyślał mu od opasłych wieprzów i kazał raz po raz podnosić na przemian
nogi.
 Waa!  chwalił go czasem  Jesteś wcale óielne słonisko!  A potem,
potrząsając kudłatą głowiną, opowiadał mu, powtarzając za ojcem, różności:  Wi-
óisz, staruchu! Chociaż rząd za grube pieniąóe kupuje słonie, są one własnością nas,
a u . Gdy bęóiesz już stary, Czarny Wężu, zjawi się tu jakiś wielki radża i, wi-
óąc jak jesteś wielki i roztropny, odkupi cię. Wtenczas przestaniesz pracować, a tylko
ubrany w złote kolczyki, ze złocistym palankinem na grzbiecie i w szkarłatnym, tka-
nym złotem czapraku bęóiesz kroczył na czele orszaku królewskiego. Ja wówczas
bÄ™dÄ™ sieóiaÅ‚ na twym karku ze srebrnym ankusem w rÄ™ku, a lauÊîzy z bÅ‚yszczÄ…cymi
halabardami biec będą przed nami, wołając: Z drogi przed pierwszym słoniem Jego
Królewskiej Mości! To bęóie wielka przyjemność, Kala Nagu, ale zawsze nie to, co
polowanie wśród dżungli& prawda?
 Gadasz głupstwa!  oburzał się zazwyczaj Gruby Tumai  Jesteś mądry,
jak bawolątko miesięczne. Czyż uważasz za coś przyjemnego uganianie się po górach
z rozkazu rządu? Stary jestem i nie cierpię obław! Wolę stokroć patrzeć na długie
szeregi stajen murowanych, z przegrodami na każdego słonia osobno, z porządnymi
słupami do przywiązywania ich, z szerokimi, ubitymi placami do tresowania. Koszary
w Canporze& w to mi graj! Jest człowiek w samym niemal środku miasta i ma
zaledwo trzy goóiny zajęcia óiennie!
Mały Tumai wióiał koszary w Canporze, ale nie lubił płaskich, szerokich ulic,
nudnego wydawania paszy z magazynów i długich goóin bezczynności, kiedy to
przywiązany do pala Kala Nag, kołysał się jednostajnie w miejscu w prawo i lewo.
Bez porównania lepiej odpowiadało mu wóieranie się na stronie, słoniom tyl-
ko dostępne, ścieżyny i szalony pęd z góry na dół, podglądanie stad óikich słoni,
pasących się w oddali, zrywanie się spod samych nóg Kala Naga óików lub pawi,
nawalne, ciepłe ulewy, po których kłęby pary unoszą się z wszystkich gór i dolin
lub ponętne marsze, rozpoczynane o mglistym poranku, kiedy to nie wie się, góie
wypadnie nocować.
Chłopiec przepadał za wytrwałym, a ostrożnym tropieniem óikich słoni i roz-
koszował się ich szalonym pędem wśród strzałów i wrzasków ku rozwartym drzwiom
zagrody otoczonej palisadą. Zwierzęta wpadają jak lawina do środka, a spostrzegłszy,
że nie ma wyjścia, miotają się jak opętane, rzucając się na pale, od których odstraszają
je łyskające pochodnie i ślepe strzały.
Jest to chwila nader ważna, a nawet mały chłopiec przydać się na coś może. Tumai
porywał pochodnię, machał nią, wrzeszczał i pracował za czterech.
Najprzyjemniejszym dlań momentem było kiełznanie złapanych słoni, kiedy to
zagroda, czyli dda, wyglądała jak w dniu końca świata, a ogłuszeni straszliwym
wrzaskiem luóie porozumiewali się na migi. Wówczas sadowił się na szczycie pala
chwiejącego się od ciągłych uderzeń w palisadę i tam w świetle pochodni, z rozwianą,
Księga dżungli 70
płową czupryną wyglądał jak młody szatanek. Kiedy hałas przycichał, rzucał pracują-
cemu w pocie czoła Kala Nagowi słowa zachęty, tonące za moment w huku strzałów,
świście powrozów i trzeszczeniu ścian.
 ail ail Kala ag (Pręóej, ruszaj się, Czarny Wężu. an d (Koln3no
go, a dobrze!) al al (Powoli!) a a (Daj mu po łbie!) Przyciśn3
go do ściany! ai a Kiaaa
Wykrzykiwał tak, gdy tymczasem przyjaciel jego uganiał się po całej dda za
opornym óikusem, a starzy, doświadczeni łowcy spoglądali z życzliwym uśmiechem
na tkwiącego u szczytu słupa malca.
Ale nie poprzestawał na tym. Pewnego razu skoczył do środka, prześliznął się po-
mięóy słoniami i pochwyciwszy koniec sznura, podał go poganiaczowi, który silił się
daremnie na spętanie młodego słonia. Wiadomo, że z młodymi słoniami jest zawsze
więcej niż ze starymi zachodu. Spostrzegł go Kala Nag i objąwszy trąbą, podał Gru-
bemu Tumajowi, który, wymierzywszy synowi kilka porządnych klapsów, posaóił
go z powrotem na palisaóie.
Na drugi óień zgromił go:
 Cóż to znowu? Wióę, że nie dość ci porządnych, murowanych stajen i nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •