[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jego większa część kryła się pod powierzchnią ziemi. Guziki na tablicy wskazywały, że pod
powierzchnią kryje się siedem kondygnacji. Zjechałem. W podziemiu ponownie sprawdzono
moje dokumenty, po czym małomówny strażnik poprowadził mnie betonowym korytarzem.
- Co tu się mieściło dawniej? - ze zdumieniem popatrzyłem na zainstalowane na
ścianach rury do nawiewu powietrza oraz masywne drzwi zaopatrzone uszczelkami i stalowe
grodzie gotowe do opuszczenia.
- Tajemnica państwowa - huknął i nagle się zreflektował. - A, wcześniej? Tu był tajny
rządowy bunkier przeciwatomowy. I zapasowe centrum dowodzenia dla wojsk Układu
Warszawskiego... Ten korytarz był przygotowany do zalania wodą w razie czego, stąd te
grodzie i uszczelki przy drzwiach...
Uznałem, że nie należy zadawać więcej pytań. Zatrzymał się przy pancernych
drzwiach i wystukawszy kod wsunął kartę do czytnika. Powoli i majestatycznie odjechały w
bok. Wszedłem. W pomieszczeniu było chłodno. Rozejrzałem się wokoło. W półmroku stały
wielkie, metalowe szafy. Banki pamięci... Skorliński czekał na mnie.
- Chodzmy - powiedział.
Poprowadził mnie wąskim przejściem.
- Gdzie jesteśmy? - zainteresowałem się.
- Nieważne - uciął.
Technik w masce na twarzy siedział przed komputerem.
- Mamy filmy z Okęcia - oznajmił nadkomisarz. - Przejrzymy je wspólnie, może
mignie panu jakaś znajoma twarz... Zrobiliśmy billing rozmów wychodzących i wiemy, z
której budki do pana dzwoniono...
Puścił film. Pan Samochodzik stał przy automacie. Wsunął kartę w szczelinę i przez
chwilę mówił do słuchawki. Potem ruszył w stronę wyjścia. Wokoło nieustannie przewalał się
tłum ludzi.
Technik stuknął w kilka klawiszy. Stopklatka. Pan Samochodzik trzyma w ręce
słuchawkę. W polu widzenia kamery masa ludzi. Nieoczekiwanie ruszył jakiś program.
Wykadrowane twarze zaczęły pojawiać się obok, a pod nimi numery systemu ewidencji
PESEL.
- Lista nazwisk będzie gotowa za pięć minut - odezwał się informatyk.
- O rany - zdumiałem się - i wy możecie tak zidentyfikować każdego?!
- Każdego na razie nie - westchnął Skorliński - około piętnastu procent... Prawdziwą
moc system osiągnie za kilka lat...
- Identyfikacja następuje ze zgodnością około czterdziestu pięciu procent - dodał
technik. - Trzeba jeszcze wiele pracy. Ale gdy już skończymy... - oczy mu zabłysły.
- Stop - zerwałem się.
Niepozorny człowiek stojący na końcu pomieszczenia był zbyt daleko, kamera nie
miała wystarczającej rozdzielczości, ale rozpoznałem kurtkę.
- Malinowski - mruknąłem.
- Ten fałszerz dzieł sztuki? - zdziwił się nadkomisarz.
- Jestem pewien. Prawie pewien. A więc pracuje teraz dla Stadelmanna... Nie,
niemożliwe.
- Co jest niemożliwe? - podchwycił.
- Oni nie mogli wiedzieć, że pan Tomasz przybędzie tym lotem. Nikt nie wiedział.
Nawet ja... Pojawił się zupełnie niezapowiedziany. Zadzwonił do mnie z lotniska. Nawet jeśli
podsłuchali jakimś cudem jego rozmowę ze mną, to nie zdążyliby zastawić na niego pułapki...
- Mogli mieć przeciek z Rosji - powiedział poważnie Skorliński.
- A pułapkę zastawili wcześniej, niezależnie od wszystkiego... Przeciek musiał być
bardzo poważny - zapewne wiedzieli, że nie wraca z pustymi rękami. Poinformowano ich, co
wiezie, kiedy wraca... Gdyby nie zadzwonił, nadal sądzilibyście, że przebywa w Rosji.
- Ktoś go im wystawił - mruknąłem. - Zapewne ktoś z Tobolska. Tylko skąd wiedział
komu?
Zapikał telefon komórkowy Skorlińskiego. Odebrał i słuchał przez chwilę.
- Rany boskie - wyszeptał.
Spojrzał na mnie dzikim wzrokiem.
- Co się stało? - zapytałem.
- Pański szef... właśnie się znalazł. Leży na oddziale intensywnej terapii szpitala
neurochirurgicznego.
- Co się stało?!
- Postrzał w głowę. Ktoś strzelił do niego z karabinu snajperskiego, gdy jechał
taksówką. Dokumenty przepadły...
***
Pędziłem przez miasto jak wariat. Cud prawdziwy, że nikogo nie przejechałem.
Wpadłem do holu szpitala.
- Paweł Daniec, Ministerstwo Kultury i Sztuki - pokazałem recepcjoniście
legitymację. - Przywieziono tu mojego zwierzchnika...
- Ach, to pan - lekarz z notatnikiem w ręce wyszedł mi na spotkanie.
- Właśnie skończyliśmy go operować.
- %7łyje?!
- %7łyje... Pański szef miał nieprawdopodobne szczęście. Czaszka jak u słonia,
nawiasem mówiąc. Ktoś usiłował go rąbnąć w potylicę. W tym momencie się pochylił,
pewnie chciał coś poprawić przy bucie. Kula zahaczyła tylko o sam czubek czaszki. Wyrwała
mu trochę włosów, ale ominęła kości...
- Jakie rokowania?
- Nic mu właściwie nie jest. Potrzymamy go na obserwacji kilka dni. Będzie miał
paskudną bliznę na głowie, ale miejmy nadzieję, że się dobrze zagoi. Zaraz po operacji, w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •