[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kiem zimnym, wymagającym, obojętnym na cierpienie słowem, nie wiedziała, że Tackleton
jest Tackletonem; żyła natomiast w przeświadczeniu, iż jest on ekscentrycznym żartowni-
siem, który lubi sobie z nimi podworować, a choć jest ich Aniołem Stróżem, wzbrania się
przecie przyjąć od nich jedno jedyne słowo podzięki.
Wszystkiego tego dokonał jej ojciec; wszystkiego dokonał jej nieuczony ojciec. Lecz on
także miał swojego świerszcza za kominem; a kiedy osierocona przez matkę, ociemniała
dziewczyna była jeszcze bardzo maleńka i pogrążony w smutku Kaleb przysłuchiwał się
świerszczowym świerkotom, ów duch domowego ogniska podsunął mu myśl zbawienną, że
za pomocą tego tak prostego środka straszne kalectwo stać się może nieomal dobrodziej-
stwem, które zapewni dziewczynie szczęśliwość. Albowiem plemię świerszczów jest plemie-
niem duchów obdarzonych czarodziejską mocą, nawet jeśli ludzie z nimi obcujący nic o tym
nie wiedzą (co w istocie często się zdarza). W całym zaś świecie niewidzialnym nie ma gło-
sów łagodniejszych i bardziej szczerych, głosów, na których z taką ufnością można polegać i
które tak prosto z serca płynącej udzielają rady, jak głosy duchów domowego ogniska, gdy
przemawiają do rodzaju ludzkiego.
70
Kaleb i jego córka siedzieli w swej pracowni, która służyć im musiała także jako pokój
mieszkalny; trzeba rzec, iż osobliwe było to pomieszczenie. Stały tam wykończone i nie wy-
kończone domki dla lalek z najróżniejszych sfer. A więc podmiejskie jednorodzinne domki
dla lalek średniozamożnych; po jednym pokoju z kuchnią dla lalek z warstw niższych; wspa-
niałe rezydencje miejskie dla lalek bogatych. Niektóre z tych budowli były już umeblowane
wedle kosztorysu, zgodnie z wymaganiami lalek o skromnych dochodach; inne mogły być na
żądanie wyposażone w sprzęty wedle najdroższego cennika, gdyż na półkach piętrzyły się
stosy krzeseł i stołów, kanap, łóżek i foteli. Arystokracja i szlachta i w ogóle szary tłum
wszystko to leżało tu i tam w koszach, spoglądając szeroko rozwartymi oczami w sufit. Ale
przy określaniu ich stanowiska w społeczeństwie i zamykaniu w granicach własnej klasy (co,
jak doświadczenie wykazuje, w życiu prawdziwym okropnie jest trudne) twórcy zabawek
poprawili naturę, która częstokroć bywa przewrotna i krnąbrna; albowiem nie poprzestawszy
na tak dowolnych znamionach, jak atłasy, perkale i strzępki gałganów, obdarzyli lalki cecha-
mi fizycznymi, które wykluczały wszelkie pomyłki. Tak więc lalka-dama wytworna miała
członki z masy woskowej, nadzwyczajnie kształtne; ale tylko ona i osoby jej stanu. Niższa
warstwa społeczna wykonana była ze skóry, jeszcze niższa z grubego płótna. Jeśli zaś idzie
o pospólstwo, miało ono ręce i nogi zrobione ze zwykłych zapałek. No i proszę wyznaczono
im miejsce w hierarchii społecznej, poza które żadną miarą nie mogły się wydostać!
Prócz lalek znajdowały się tam, w pokoju Kaleba Plummera, inne jeszcze wytwory jego
rąk. A więc arki Noego, na których ptaki i zwierzęta w sposób zapewniam was prawdziwy
dorównywały sobie wzrostem; chociaż z drugiej strony, można je było wszystkie stłoczyć na
pokładzie i wepchnąć do środka, gdzie naprawdę niewielką zajmowały przestrzeń. Dzięki
zastosowaniu śmiałej licencji poetyckiej większość tych arek miała kołatki u drzwi. Zbędne i
zgoła nie na miejscu urządzenie, powiecie, jako że przywodzące na myśl gości i listonosza;
jakże jednak bardzo zdobiło ono te budowle od zewnątrz! Były też w pracowni Kaleba dzie-
siątki małych melancholijnych wózeczków, których koła wydawały z siebie najżałośniejsze
na świecie dzwięki. Były małe skrzypki, bębny i tym podobne narzędzia tortur; i bez liku ar-
mat, tarcz, mieczy, włóczni, strzelb. Były maluchne pajace w czerwonych majteczkach, wspi-
nające się niezmordowanie na wysokie przeszkody z czerwonej tasiemki i spadające głową w
dół na drugą stronę; i mnóstwo staruszków o szacownym, jeśli nie zgoła czcigodnym wyglą-
dzie, którzy, istni szaleńcy, przewracali się o poziome belki wbite specjalnie w tym celu u drzwi
własnych ich domów. Były też zwierzęta najrozmaitszych gatunków; zwłaszcza konie przeróż-
nych ras, od nakrapianego kucyka na czterech kołkach zamiast nóg, z śmiechu wartym kołnie-
rzykiem w miejsce grzywy, do pełnokrwistego ogiera na biegunach. Podobnie jak trudno było-
by zliczyć wszystkie spośród dziesiątków postaci, które za naciśnięciem sprężyny gotowe były
w każdej chwili zachować się w sposób najbardziej niedorzeczny, tak że niełatwo byłoby wy-
mienić jakoweś ludzkie szaleństwo, wadę lub słabostkę, która nie znalazłaby odpowiednika,
bliższego lub dalszego, w pokoju Kaleba Plummera. I nie myślcie, że w formie przejaskrawio-
nej, albowiem niekiedy za bardzo lekkim naciśnięciem sprężyny mężczyzni i kobiety gotowi są
robić rzeczy dziwniejsze, nizli jakakolwiek zabawka robiła z racji swego przeznaczenia.
Pośród rozmaitych tych przedmiotów Kaleb i jego córka siedzieli przy pracy. Niewidoma
dziewczyna szyła sukienki dla lalek; Kaleb malował i lakierował ośmiookienny fronton sym-
patycznego domu rodzinnego.
Troska widoczna w jego rysach, a także zatracenie się w pracy i rozmarzenie, które byłyby na
miejscu u jakiego alchemika lub badacza wiedzy tajemnej, na pierwsze wejrzenie w dziwnej stały
sprzeczności z pracą przez Kaleba wykonywaną i otaczającymi go błahostkami. Lecz rzeczy mało
ważne, wymyślone i wytwarzane dla chleba nabierają ogromnej wagi; a zresztą jeśli o mnie idzie,
wcale nie jestem pewien, czy gdyby Kaleb był lordem kanclerzem albo członkiem parlamentu, albo
adwokatem, albo wielkim graczem na giełdzie czy wtenczas z mniejszym przejęciem zajmowałby
się błahostkami; z drugiej strony, ośmielam się wątpić, czy byłyby one równie nieszkodliwe.
71
Więc wczoraj wieczór, ojczulku rzekła córka Kaleba byłeś na deszczu w swoim
pięknym nowym płaszczu?
Tak, byłem w moim nowym pięknym płaszczu odparł Kaleb spoglądając na sznur od
bielizny rozpięty w pokoju, na którym pieczołowicie rozwieszony suszył się opisany powyżej
strój uszyty z worka.
Jakże się cieszę, ojczulku, żeś go kupił!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]