[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ławeczki, asfaltowe alejki. Pod ścianą mę\czyzni grali w karty, kilku kibicowało,
kobieta w kufajce zamiatała chodniki. Nie słyszałam, \eby pod jej miotłą
brzęczały puste butelki po denaturacie. Mo\e tu mieszkają spokojni, bogobojni
ludzie, którym po prostu nie powiodło się w \yciu? Wygrzewają się na słońcu,
rozgrywają partyjki szachów, wspominają lepsze czasy i bardzo się ze sobą
z\ywają. Widziałam taki amerykański film. Wprawdzie gdy go oglądałam, wydawał mi
48
się nieprawdziwy, ale teraz nabierał w moich oczach wiarygodności.
- Gdzie mogłabym znalezć tutaj kogoś, kogo szukam? - zapytałam enigmatycznie
sprzątającą kobietę. Nie zamierzałam zapytać enigmatycznie, ale tak mi wyszło.
Dr\enie w brzuchu nie pozwalało na sformułowanie szczerego, otwartego pytania.
Oparta na miotle, przyglądała mi się, mru\ąc oko przed dymem papierosa, którego
nie wyjmowała z ust. Miała tyle zmarszczek, \e wyglądała, jakby nosiła na twarzy
siateczkową pończochę.
- Ju\ tu jego nie ma.
- Kogo?
- Pedra.
Na chwilę znów poczułam się u wró\ki. I to spojrzenie, jakbym miała rozmazany
tusz. Czy\by wiadomość o infantylnym zauroczeniu pewnej polonistki rozniosła się
po mieście? Uczniowie naśmiewają się za moimi plecami, a ja nieszczęsna
pozostaję w słodkiej nieświadomości? Mo\e moja twarz jest tak przejrzysta, \e
nie ukryje najbardziej \enującej myśli? Chryste, mam to od dawna, od zawsze?
Je\eli tak jest, zabiję się. Mój charakter z taką twarzą to byłby koszmar!
- Skąd pani wie, \e szukam Pedra?
- A kto tu więcej jest? - odpowiedziała pytaniem, zataczając ręką poglądowy krąg.
Zmieściły się w nim obłuszczone z farby ławki, murszejący mur i zarośnięci po
oczy faceci w zaniedbanej odzie\y, drapiący się ze znudzeniem, popluwający przed
siebie, które to zachowania brałam dotychczas - z niewiadomych przyczyn - za grę
w oczko. Mo\e kobieta z miotłą lepiej ni\ leśna wró\ka wywró\yła mi za sprawą
kobiecej intuicji, \e pasuję tylko do Pedra, a on do mnie?
Ale jak on mo\e tu być dla mnie jedyny, kiedy ju\ go tu nie ma?
-Wyniósł się. Co tu trzyma fajnego chłopaka? Poszukał lepszego \ycia.
Nie wierzyłam własnym uszom. Więc miał ambicje, choć podejrzewałam go o ich brak.
Tylko co to za \ycie, do którego odszedł? A zwłaszcza z kim dzielone? Nie
przesadzałabym na razie ze szczęściem.
4. Mę\czyzna...
49
- O\enił się, tak? - wygarnęłam wprost, bo nie miałam sił na
dyplomację.
- Z kim niby?
Chryste! To jednak nie ma się z kim o\enić. Chyba zwariuję
z radości!
- Gdzie mieszka?
- Tego nie wiem.
Przeczuwałam, \e w beczce miodu pojawi się w końcu ły\ka dziegciu. Jej  nie
wiem" mogło równie dobrze oznaczać, \e wyemigrował do Australii. Lepsze \ycie,
które znalazł, to posada postrzygacza owiec.
- Nie wie pani?
-Na Topolowej, ka\dy u nas wie. Ale gdzie detalicznie, to
się nie spowiadał.
Nie zwierzył się nikomu? Są granice tajemniczości nawet w Krainie Deszczowców.
Czy\by nie miał powiernika oprócz mnie? Czy\bym istotnie była mu przeznaczona?
Czy\by w moje \ycie niepostrze\enie wkroczył przynoszący szczęście jednoro\ec,
choć wydawało mi się, \e zadusiła go swoimi rajstopami redaktorka z wydawnictwa?
Na Topolową pofrunęłam na skrzydłach euforii. Wracałam ju\ autobusem, gdy\
niczego nie ustaliłam. Ulica nale\y do najdłu\szych w mieście. W ka\dym razie
nie rozglądałam się za klęczącym na chodniku czyścibutem. Coś mi mówiło, \e
Pedro naprawdę zmienił tryb \ycia. Ambicja pozwoliła mu wyrwać się szczebelek
wy\ej, mo\e dwa, z tego dna, gdzie go spotkałam. Nie szkodzi, \e nie wiem, gdzie
się podziewa. Będę chodziła ulicą Topolową dzień po dniu, a\ wpadnę mu prosto w
ramiona.
śeby wpaść w ramiona, nie wystarczy jednak, niestety, zapał i uroda. Tak uczyło
\mudnie zdobywane doświadczenie. Przez parę dni odwiedziłam Topolową więcej razy
ni\ w ciągu całego dotychczasowego \ycia. Po trzech dniach umiałabym z pamięci
narysować jej plan. Na początku, za torami, stały cztery wie\owce, w których
łącznie mogło mieszkać z pół tysiąca osób. Potem była nieczynna cegielnia sprzed
wojny, jednorodzinny domek ze sklepem spo\ywczym na parterze i skrzy\owanie z
Lemieszki. Dalej stał neoklasycystyczny pałacyk
50
fabrykanta, w którym miał siedzibę klub osiedlowy, naprzeciw elegancka
dwupiętrowa willa z 1920 roku, kiosk Ruchu, warzywniak i trzypiętrowy blok
mieszkalny. Potem było skrzy\owanie z Oryńskiego. Za skrzy\owaniem plac
porośnięty nędzną trawą, kolejne osiedle wie\owców, tym razem mogące pomieścić
nawet dwa tysiące mieszkańców, kino Oscar (grali  Raport mniejszości", a potem
 Ediego"), ciąg handlowy i carska rogatka, w której zainstalowała się
wypo\yczalnia kaset i płyt. Topolowa kończyła się zaniedbanym parkiem. Właściwie
tylko co do tego parku miałam pewność, \e Pedro tam nie mieszka. Skoro wybrał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •