[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gorzej. Cały świat dokoła począł ciemnieć, a jednocześnie wirował coraz szybciej
i szybciej, coraz bardziej szaleńczo.
Niewiarowski nie bał się śmierci. Było już mu wszystko jedno. Ale do końca
życia chciał pozostać wierny swemu honorowi. I dlatego nawet nie dopuszczał do
siebie myśli, że mógłby zwrócić się w stronę Boga. . . %7łe mógłby prosić go o li-
tość, zwłaszcza po tym, co uczynił. Dlatego nawet nie złożył rąk do modlitwy. . .
Opadł twarzą w piasek i błoto i nawet nie czuł, że pochwyciły go czyjeś dłonie.
97
* * *
Gdy rozwarł zrenice, zobaczył nad sobą biały, czysty, belkowany sufit. Wró-
cił! Wyszedł z ciemności pełnej nieopisanych koszmarów, chłodu i grozy. Otwarł
zawarte nad nim wieko trumny, odepchnął klekocącą Zmierć, z którą jeszcze nie-
dawno tam, po drugiej stronie grał w kości o życie. Obudził się i nie wierzył
jeszcze w to, że żyje. Dziwna rzecz przecież mógł umrzeć. A Bóg, choć prze-
cież mógł wymierzyć mu sprawiedliwość, zemścić się za to, co kiedyś uczynił,
wypuścił go z rąk. Znaczyło to, że jednak czart był od niego znacznie mocniejszy.
Leżał na skromnym łożu w małym pokoiku. Zobaczył kilka sprzętów stół,
pęki zasuszonych kwiatów, niewielki kredens, stary, wypłowiały gobelin. Nie
znajdował się we wnętrzu szlacheckiego dworu, raczej w zwykłym niebogatym,
mieszczańskim domostwie. Niewiarowski wolno przesunął rękę, tak, aby dotknąć
biodra. Jego dłoń napotkała grube zwoje bandaża. A więc opatrzono go, przyjęto
po chrześcijańsku w jednym z domów, do których drzwi uparcie kołatał. Niewia-
rowski uśmiechnął się boleśnie. Nie dane mu jeszcze było umrzeć.
Obok łóżka siedział jakiś mężczyzna. Był bardzo młody, jego ogorzała od
słońca twarz budziła zaufanie. Jasne włosy opadały aż na ramiona.
Obudziłeś się wasza mość! zawołał, gdy dostrzegł, że Niewiarowski
podzwignął głowę. Znaczy się, wszystko będzie dobrze.
Gdzie jestem?
No, jak to gdzie, panie. U mnie, u Jaśka Bończy. Na przedmieściu. Okrutnie
ktoś waszą miłość w bok ciął. Na progu domu wasza mość leżał, w kałuży krwi.
Toś ty mnie wyciągnął?
Jako żywo.
Dobrze. Wynagrodzę cię sowicie, nie bój się. Złota mam dużo. Nie będziesz
stratny.
Wasza miłość! zakrzyknął zapalczywie młody. Ja nie %7łyd, co by
za taką rzecz pieniędzy żądać. Ja waszą wielmożność po chrześcijańsku zratowa-
łem, nie dla złota. Bo jakże to tak, rannego na progu domu ostawić? Nie lza tak!
W bitwach już bywałem i wiem co robić.
Znaczy się, Jaśko, swój honor masz mruknął Niewiarowski. Ayk
jesteś, co?
Jam nie szlachcic rzekł wolno Jaśko. Alem dobosz Jego Królewskiej
Mości. W rocie nadwornej pana Szarki służę. W hajdukach.
Widzę, żeś obyty ze służbą. Na wojnie bywałeś?
Pod królewiczem Władysławem skurwysynów moskiewskich biliśmy.
A potem byłem pod księciem Radziwiłłem w Inflantach.
Dobrze. . . Długo już tu jestem? Niewiarowski podzwignął się z trudem
i usiadł.
98
Znalazłem waszą miłość wczorajszego wieczora. Po prawdzie to szybko,
panie, oprzytomniałeś, ale i tak jeszcze niedawno leżałeś bezwładny jak kłoda. Aż
dziw, że tyle w waszej mości życia zostało. Zaraz po doktora poślę. . .
O, co to, to nie! zaoponował Niewiarowski. Jutro wieczorem będę
już prawie zdrów. Bylebym tylko poleżał.
Nie może to być! Wasza miłość, ja bym medyka wezwał. W waszej mości
żywot może być popsowany. Tak szybko wstać się po tym cięciu nie da. Znam tu
jednego uczonego Niemca. . . Jak tylko na gówno spojrzy, zaraz wie, co w człeku
złego siedzi. Zapisze waści lewatywę, krwie puszczać każe i wnet wasza miłość
ozdrowieje.
Znam ja te pludrackie driakwie i tynktury mruknął cicho Niewiarow-
ski. Wszystko to prędzej życia pozbawi niż choroby. Lepiej wez dwa patrony
z prochem, rozrób je w miarce gorzałki i daj pić. Stary to kozacki sposób na go-
rączkę.
A może babę wezwać? zapytał Jaśko. Jest tu jedna stara czarownica,
co zioła znamienite warzy.
Od ziół to tylko szybko członek wstydliwy odpadnie. A wiadomo, że każda
wiedzma czeka tylko, aby go mężczyzny pozbawić. Wierz mi, nie raz bywałem
w gorszych opałach.
Drzwi otwarły się. Do komnaty weszła cicho młoda czarnowłosa kobieta.
Właściwie. . . Właściwie nie było w niej nic nadzwyczajnego. Miała wąską
[ Pobierz całość w formacie PDF ]