[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zawołaj go tutaj.
Nie może przyjść.
Dlaczego?
Jest bez nóg, jak ma chodzić?
Nie ma nóg.
Musieli mu obciąć obie nogi, kiedy stało się to nieszczęście - dodała kobieta.
O jakim nieszczęściu mówisz?
Siedział na traktorze i pracował na polu, ale traktor się przewrócił.
Kiedy to było?
Trzy lata temu. W dwa lata po naszym ślubie.
Pokaż mi go.
Kobieta podeszła do drzwi, otworzyła je i stanęła z boku. Komisarz wszedł i od razu
uderzył go mocny zaduch chorego ciała i zapach lekarstw. Pośrodku pokoju, na łóżku
małżeńskim, drzemał mężczyzna, ciężko oddychając. W kącie stał telewizor, a przed nim
fotel. Na nocnym stoliku przed łóżkiem leżała sterta pudełek z lekarstwami i zastrzykami.
Odcięli mu także lewą rękę - powiedziała cicho kobieta. - Cierpi po całych
dniach i nocach, wszystko go boli.
Nie byłoby lepiej oddać go do szpitala?
Tak, jak ja dbam o niego, tam by nie dbali. Tylko że lekarstwa w domu drogo
kosztują. A musi je mieć, nie darowałabym sobie, gdyby czegoś zabrakło, już lepiej żeby
mnie spotkało coś złego. Godzinę temu płakał tak żałośnie jak Matka Boleściwa, prosił,
żebym mu odebrała życie. Już nie wytrzymuje. To w takich dniach daję mu zastrzyki.
Montalbano rzucił okiem. Morfina.
Wychodzimy.
Wrócili do pierwszego pokoju.
Słyszałaś, że porwali dziewczynę?
Słyszałam, mówili w telewizji.
A nie działo się ostatnio coś dziwnego w tych stronach?
Nie, o niczym nie wiem.
Na pewno?
Kobieta zawahała się.
Zeszłej nocy... Ale to chyba nie ma nic do rzeczy.
Zobaczymy. Co chciałaś powiedzieć?
Zeszłej nocy nie spałam i usłyszałam, że zajeżdża tutaj samochód... Myślałam,
że ktoś wybrał się do mnie, i wstałam z łóżka.
Nawet po nocach przyjmujesz mężczyzn?
Tak, w nocy także. Ale to są zawsze osoby przyzwoite, uprzejme, a
przyjeżdżają w nocy, bo w dzień ktoś mógłby je zobaczyć. Zanim się zjawią, zawsze
wcześniej telefonują. Dlatego się zdziwiłam, słysząc jakiś samochód, bo nikt mnie o niczym
nie uprzedzał. Ale samochód tylko zajechał pod dom, zakręcił i odjechał z powrotem. Tutaj
można zawrócić tylko na naszym placyku.
To niemożliwe, żeby ta biedaczka i ten nieszczęsny kaleka leżący jak kłoda w łóżku
mieli coś wspólnego z porwaniem. Do tego domu zresztą był łatwy dostęp i wciąż kręcili się
tu obcy, w dzień i w nocy.
Posłuchaj - powiedział Montalbano. - Tam, gdzie zostawiłem auto,
znalezliśmy coś, co chyba należy do porwanej dziewczyny.
Kobieta zbladła, zrobiła się biała jak prześcieradło.
My z tym nie mamy nic wspólnego - powiedziała stanowczo.
Wiem, że nie o was chodzi. Ale na pewno przyjedzie tu policja, zechcą cię
przesłuchać. Opowiedz o tym samochodzie, ale nie przyznawaj się, że nocami przyjeżdżają
do ciebie mężczyzni, i nie pokazuj się policji tak ubrana jak teraz, zmyj makijaż i schowaj te
buty na szpilkach. Tę leżankę też wynieś do drugiego pokoju. Ty tutaj tylko sprzedajesz jajka,
rozumiesz?
Usłyszał nadjeżdżające auto i wyszedł przed dom. Przyjechał policjant, ten, którego
wezwał Galio i który miał tu zostać na straży przy kasku. A razem z nim przybył też Mimi
Augello.
Miałem tam jechać, żeby ciebie zmienić - powiedział do niego Montalbano.
To już niepotrzebne - odparł Mimi. - Przysłali Bonolisa, żeby koordynował
pracę w terenie. Widocznie kwestor nawet na minutę bał się oddać kierownictwo w twoje
ręce. Zatem obaj możemy już wracać do Yigaty.
Kiedy Galio pokazywał koledze, gdzie leży kask, Mimi z pomocą Montalbana
przesiadł się do służbowego auta.
Jeszcze nie wiem, co ci się stało.
Wpadłem do rowu prosto na kamienie. Chyba złamałem żebro. Już
zameldowałeś, że znalazłeś kask?
Montalbano uderzył się mocno w czoło.
Na śmierć zapomniałem.
Augello za dobrze znał Montalbana, by nie wiedzieć, że on tylko wtedy o czymś
zapomina, kiedy nie chce się tym zająć.
Wolisz, żebym to ja zadzwonił?
Dobrze by było. Zadzwoń do Minutola i opowiedz o kasku.
Ruszyli w stronę Vigaty, kiedy Augello zapytał na pozór obojętnie:
A wiesz jeszcze o j ednym?
Chyba się ze mną drażnisz.
%- Ani mi w głowie, coś ty!
Pytasz, czy o czymÅ› wiem. A takie pytania zawsze mnie rozjuszajÄ….
Nie przejmuj się. Dwie godziny temu karabinierzy dali mi znać, że znalezli
plecaczek dziewczyny.
Na pewno jej?
Na pewno. W środku był jej dowód.
I co jeszcze?
Nic, plecak był pusty.
Tym lepiej - powiedział komisarz. - Jeden do jednego.
Nie rozumiem.
Jedno znalezliśmy my, jedno karabinierzy. No to mamy remis. Gdzie leżał ten
plecaczek?
Przy drodze do Montereale. Za słupkiem kilometrowym z numerem cztery.
Był dobrze widoczny.
To znaczy przy całkiem innej trasie wylotowej z Vi - gaty niż kask?
Otóż to.
Zapadło milczenie.
To twoje otóż to pewnie znaczy, że myślisz o tym dokładnie to samo co ja.
Otóż to.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]