[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się trafić, to w znacznym stopniu byłby to przypadek.
Naprawdę obawiała się tylko napastników na ziemi. Bez wątpienia co naj-
mniej kilkunastu kryło się za drzewami. Mogli pojawić się z każdej strony. Wsu-
nęła strzałkę w dmuchawkę, a trzy następne naszykowała w prawej ręce.
Od liny dzieliło ich jeszcze jakieś kilka metrów, kiedy zza drzew wyłoniło się
czterech mężczyzn. Ustawili się pośrodku drogi, za liną. Stali pewnie, z uśmie-
chem na ustach, przekonani, że ich ofiary nie mają szans. Jeden postąpił krok do
przodu, jakby chciał przemówić. Patience wiedziała, że w tym czasie inni mają
ich otoczyć. A więc nie pozwoli mu nic powiedzieć. Dmuchnęła w rurkę. Celo-
wała w szyję, ale rzutka poszybowała wyżej i trafiła napastnika prosto w usta.
Mężczyzna stał jak zamieniony w słup soli. Jego kompani nie zauważyli strzałki.
Dzięki temu miała czas na załadowanie następnej i na kolejny strzał, zanim pojęli,
co się dzieje. Druga strzałka trafiła kolejną ofiarę w czoło. Pierwszy mężczyzna
zacharczał i upadł, powalony trucizną, która właśnie dotarła do jego mózgu. Drugi
cofnął się o krok, jakby zdziwiony, że niespodziewanie odebrano mu inicjatywę.
Sken poruszała się powoli, zbierając się do skoku, i nagle jednym ruchem
topora przecięła linę. W tym samym momencie Angel pogonił konia, a Sken jed-
nym susem dopadła powozu. Patience biegła przez chwilę obok, a potem również
wskoczyła. Powóz przetoczył się po leżących ciałach. Ktoś ukryty w krzakach
80
powiedział:
Chłopak dostał Druciarza. Strzelił mu prosto w usta.
Przez moment wydawało się, że uda im się przedrzeć przez zasadzkę, ale za-
raz rozległy się krzyki. Za powozem posypał się grad strzał. Angel zaciął konie,
wrzaskiem zmuszając je do biegu, lecz nagle sam zacharczał i zadławił się. Strzała
utkwiła mu w karku. W tej samej chwili liczne ręce chwyciły konie i zatrzymały
powóz.
Patience nie miała czasu martwić się Angelem. Szczęśliwie rabusie tracili cen-
ne minuty, odcinając uprząż koni. Patience krzyknęła do Sken, by nie zwracała
uwagi na zwierzęta. Kobieta zajęła lewą stronę powozu, wywijając toporem. Do-
okoła tryskała krew. Napastnicy odstąpili od Sken, wyraznie z nadzieją, że zajmie
się nią łucznik. Patience wydmuchiwała jedną po drugiej śmiercionośne strzałki
na taką odległość trudno było nie trafić i ci z mężczyzn, którzy nie zostali
uderzeni toporem, skręcali się teraz w agonii. Reszta napastników wyraznie oka-
zywała mniejszy zapał do walki. Ich dowódca został przecież zabity i do tej pory
stracili już kilkunastu mężczyzn, a jeszcze paru odniosło poważne rany od topo-
ra, zaś każda strzałka niosła śmierć kolejnemu z nich. Wykrzykiwali straszliwe
grozby i przekleństwa, ale widząc, że zapas strzałek jest niewyczerpany, zaczęli
wreszcie uciekać.
Sken została poważnie zraniona w ramię.
Nic mi nie będzie powiedziała. Tylko musimy się stąd wydostać. Nie
możemy się zatrzymywać.
Trzeba pociągnąć wóz. Czy dasz radę?
Zostawmy powóz i uciekajmy. Na cóż zdadzą się nam pieniądze, kiedy
będziemy martwi?
Angel żyje. Jak inaczej zdołamy go stąd wydostać?
Sken spojrzała na strzałę tkwiącą w szyi Angela, odchrząknęła i przejęła rolę
koni.
A ty dobrze rozglądaj się na boki poleciła.
Rana nauczyciela nie krwawiła zbytnio. Patience wiedziała, że lepiej zostawić
grot w ciele, dopóki nie można będzie założyć porządnego opatrunku. Najlepiej
byłoby dotrzeć do jakiegoś miasta i powierzyć Angela opiece doświadczonego
lekarza, ale na to nie miała nadziei. Powinna jak najśpieszniej zawrócić do Straż-
nicy Wodnej, gdzie na pewno znalazłby się medyk. A kiedy Angel poczułby się
lepiej, kontynuowaliby podróż wodą.
W tej samej chwili poznała, że jest to myśl przesyłana jej przez Nieglizdaw-
ca. A może nie? A jeśli był to po prostu głos rozsądku? Swoim uporem mogła
doprowadzić do śmierci Angela. Przecież nawet nie wie, czy przed nimi jest ja-
kaś wioska, a jej oddany przyjaciel, jej wychowawca, właściwie jedyny ojciec,
jakiego kiedykolwiek miała, umiera w powozie.
Naprzód. Odrzuciła wszystkie inne myśli. Naprzód. Rozejrzała się wzdłuż
81
drogi i po bokach, wypatrując bandytów lub koni. W pewnej chwili na drodze
za nimi pojawił się mężczyzna z łukiem w ręku. Zginął, zanim naciągnął cięciwę.
Innych nie było widać. Może zrezygnowali. To nieważne. Teraz one nie mogły
już zwolnić biegu ze względu na Angela.
Chciała dołączyć do Sken i pomóc jej ciągnąć powóz.
Odejdz krzyknęła kobieta. Mylisz mi rytm. Pilnuj nas. Wreszcie
drzewa rozrzedziły się i pojawiły się sady oraz pola. Na widok powozu wieśniacy
zaczęli krzyczeć i zbierać się w gromadę.
Druciarz pozwolił wam tędy przejechać? zdziwiło się jakieś dziecko.
Czy macie tu medyka? spytała Sken.
Ale nie chodzi nam o wioskowego znachora dodała Patience.
Ci czasami wiedzą więcej niż miejscowi lekarze odparła Sken. Jeśli
ktoś taki tu mieszka, tym lepiej dla starego człowieka.
Mamy medyka powiedział jakiś mężczyzna. Geblinga. Jest bardzo
dobry w swoim fachu.
Czy możecie pociągnąć powóz? zapytała Sken. Zaciągniecie go do
lekarza? Zapłacimy.
Druciarz zostawił wam pieniądze?
Patience miała już dość ciągłego wypytywania o rabusia.
Druciarz nie żyje wyjaśniła. Zabierzcie nas do medyka.
Aadny chłopak zauważyła jedna z dziewcząt, niezwykle szpetna i o nie-
równych zębach. Patience westchnęła i wdrapała się do powozu. Angel miał
otwarte oczy. Ujęła go za rękę, by złagodzić lęk, który niewątpliwie go męczył.
Jesteśmy u przyjaciół powiedziała.
Kilku wieśniaków ujęło dyszle wozu, inni pchali go z tyłu. Sken z uczuciem
ulgi wdrapała się do środka. Kiedy powóz zaczął się toczyć, Patience ogarnęło
jakieś dziwne uczucie. Słodyczy i spokoju. Ból, który zadawał jej Nieglizdawiec,
gdzieś zniknął. Za to pojawił się znowu zew Spękanej Skały. Przynaglał ją do
podróży na północ. Tam oczekiwał ją kochanek, marząc o czułych pocałunkach,
gotów wypełnić jej łono nowym życiem. Patience pokonała tę nową kuszącą wi-
zję, podobnie jak wcześniej poradziła sobie z cierpieniami. Nieglizdawiec chce,
by teraz śpieszyła dalej. Z czego wniosek, że znalazła się we właściwym miejscu.
W drodze do medyka-geblinga, w wiosce odciętej od świata przez bandę rabu-
siów. Nieglizdawiec nie mógł kierować nią lepiej niż dokładna mapa. Czyżbym
pomyślała pomimo wszystko zrobiła dokładnie to, czego życzy sobie mój
wróg? Czy też go pokonałam?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]