[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Będzieciejednak przesłuchiwani szczegółowo w następnych dniach.
Trzeba jeszcze szereg rzeczy wyjaśnić.
Może jesteście głodni?
Może chcecie napić się kawy?
- Wgruncie rzeczyprokurator żałował trochęswojego przyszłego
oskarżonego.
Gdy dyżurnymilicjant zabrał już Macioszka na dół, doaresztu
sądowego, gdzie miał czekaćna transportdoWięzienia Mokotowskiego,
prokurator spojrzałpytająco namajora.
Ten skwitował to spojrzenie krótkim zdaniem:
- Klapa!
Kompletna klapa!
- Tak - zgodził się prokurator - wydaje się, że on naprawdęnic nie wie
o czeku.
Ale gdzie on może być?
W czyich rękach?
Kto go porwał?
Ktozorganizował napad i wynająłRękawka?
- Dotychczas stawialiśmyna Macioszka jako najedynego
przywódcęgangu, który pozostał na wolności.
Tenślad okazał się fałszywy.
Musimy więc chwytać inne nitki- stwierdził major Krzyżewski.
- Cudów niema!
Krasnoludki nie zapłaciły Rękawkowi 12 000złotych za rozbiciegłowy
Kalinkowskiemu i za zabranie mu teczki z czekiem.
To zrobił żywy człowiek, doskonale poinformowany oda do zet o
całejsprawie.
Albo więc wy się mylicie i jeszczejakaś gruba ryba z gangujest na
wolności, albo.
- Na pewnonikt z przywódców"białego gangu" nieumknął przed
sprawiedliwością.
Wszyscy siedzą - odpowiedział prokurator.
- Albo?
Co masz na myśli?
Znowuwracasz do Kalinkowskiego?
85.
- Znowu wracam do tego, że ofiara napadu przesłuchiwana oficjalnie przez
organy MO składa fałszywe zeznaniai usiłuje wprowadzić milicję w błąd.
-To jest nonsens!
Ten chłopak jest niewinny.
- Nie mów tego zbyt pochopnie.
Kto wie?
Byćmoże, żeprzy tym samym biurkubędziesz niedługo podpisywał nakaz
aresztowania pana Kalinkowskiego.
- Nigdy wto nie uwierzę.
Na pewno się mylisz.
- Zobaczymy -powiedział major.
- Wiem jedno, terazgdypodejrzewanie Macioszka spaliło na panewce,
Kalinkowski jest jedyną osobą, przez którą uda się nam
wykryćprawdziwego sprawcę napadu.
Ciąglezapominasz, że chodzi tutaj oosiem milionów złotych.
Przy tej sumie wszelkie kryteria moralności, wychowanie i przyjaznie
musząbyćrozpatrywanepod innym trochę kątem.
W każdymrazie muszę cięo tym zawiadomić oficjalnie, od tej
chwiliuważam Kalinkowskiego za najbardziej podejrzanego.
Będzie ściśleobserwowany, poza tym wystąpię o uchylenietajemnicy
rozmówtelefonicznych i korespondencji.
Sądzawsze musi tłumaczyć wszystkieokoliczności na korzyśćoskarżonego.
My, milicja, przeciwnie.
Wszystkie niejasności, wszystkie sprzeczności i luki w zeznaniach
tłumaczymy odwrotnie:kłamie, ponieważ jest winny albo wie więcej i
usiłuje osłonić winnego.
Dlatego właśnie muszę wpisać aplikanta Kalinkowskiego na moją "czarną
listę"i zarządzić, by gobardzo dokładnie inwigilowano.
- Ja również niemogę oprzeć się wrażeniu, że Kalin -
kowskijestniewinny- wtrąciła się do rozmowy pannaHalina.
- Widziałamgo w parę godzin poodzyskaniuprzytomności, tam w szpitalu
Pogotowia na Hożej.
Rozmawiałam znim pózniej wiele razy.
Był wstrząśniętytą sprawąi podkreślał, że dla niego oznaczaona złamanie
całej życiowej kariery.
- Dlaczego więc kłamie?
- zapytałmajor.
Nikt nie umiał dać odpowiedzi.
W ponurym nastrojucała trójka opuściłagmach sądów.
Prokurator był takzgnębiony, że nawet, co się nigdynie zdarzało,
zaproponowałwstąpienie do pobliskiej "Saskiej" na Jednego".
Ale to
86
również niepomogło.
Robaka, który gnębił JerzegoKura,nie dałosię zalać paroma kieliszkami
wódki.
Major próbowałrozruszać zgnębionego przyjaciela,
lecznawetnajnowsze ploteczki z "Ksawerowa"i najnowszeanegdotki
polityczne nie potrafiły rozchmurzyć twarzyprokuratora.
Po niecałej godzinie pobytu w "Saskiej" trójka pożegnała się.
Major pojechał na Wołowską, Halinka poszła doswojego "kołchozu"
naNowym Mieście, a prokurator postanowił wrócić jeszcze na
Zwierczewskiego, aby niewiadomo po raz który przestudiować akta
"białego gangu".
-L \J Tego dnia, gdy major Krzyżewski wieczoremwróciłdo domu,
żona poinformowała go, że było kilka telefonów i że jakiś panRękawek
dzwonił chybaz pięć razy.
Majorze zdziwienia otworzył usta, chciał coś powiedzieć, ale właśnie
w tej chwili zadzwonił telefon.
%7łona,która była bliżej aparatu, podniosła słuchawkę.
- Tak jest.
Mąż już wrócił.
Ależ oczywiście, nie za póznopan dzwoni.
Już mu oddaję słuchawkę.
- Towy,Rękawek!
Jesteście tu na rogu Racławickieji Wołowskiej.
Koniecznie jeszcze dzisiaj.
No to trudno,poczekajcie, zaraz dowas zejdę.
Niezbyt zadowolony z niespodziewanego telefonu, major rad nierad
znowuwłożył płaszcz i wyszedł na ulicę.
Tu,parę metrów przed bramą, czekał już Rękawek.
- Na drugi raz nie zejdę do was!
- powiedział po przywitaniu oficermilicji.
-Macie jakieś sprawy, to zawszemożecie przyjść do biura na Ksawerów, a
nie dzwonić dodomu.
Zdawałosię, żeRękawek niedostrzega złego humorumajora.
Przeciwnie, starał się być jak najbardziej serdeczny i kordialny.
- Już tam, panie majorze - tłumaczył się - nikt jeszczeRękawka nie
zobaczyłi nie zobaczy, jak bez"chapsów",samz własnejwoli wchodzi do
budynku milicji.
A tutajnikt niewidzi.
Dużo czasu panu nie zajmę, a mam coś
87.
ważnego do powiedzenia.
Czekałem na pana majora paręgodzin.
Jak tylko się o tym dowiedziałem, to od razu do' pana majora.
Więc przyszedłem tutaj i czekam na trawce^ ^w ogródkach działkowych.
A pana majora nie ma inie ma.
"Nawet ciut wypiłem, ale tylko jedno "szkiełko", żeby reumatyzm w kości
nie wlazł.
Pan major to złoty chłop.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]