[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ny. Widocznie dręczą go wyrzuty sumienia, pomyślała.
Musiała pozwolić mu zrobić coś dla dziecka, inaczej kon-
sekwencje mogły być bardzo nieprzyjemne.
- Możesz założyć mu fundusz uczelniany, na wypa-
dek gdyby chciał iść na jakieś kosztowne studia - po-
wiedziała szybko.
- Daruj sobie - parsknął. - Myślisz, że mam poczu-
cie winy? Uważasz, że to uwolni mnie od odpowiedzial-
ności?
- Ja cię uwalniam od odpowiedzialności. Spływaj.
Devin milczał. Milczał i wciąż był przy niej.
- Powiedziałaś Harry'emu, że jestem ojcem dziecka?
- zapytał nagle.
- Mówiłam ci, że tak.
- Więc jeżeli się tego wyprzesz, to i tak mam świad-
ka. Mogę zażądać badań na ustalenie ojcostwa - oznajmił
triumfalnie.
Robin zmrużyła oczy.
- Jeszcze niedawno uważałeś, że próbuję cię wrobić.
S
R
- Czy masz jakiekolwiek pojęcie o tym, ile kobiet
twierdzi, że jestem ojcem ich dzieci? Kobiet, których nie
widziałem nigdy na oczy? - Odwrócił głowę. Głos
uwiązł mu w gardle. - Wiem, że to mój syn. Przykro
mi, że przez chwilę miałem wątpliwości. Czy mi prze-
baczysz? Czy pozwolisz...
- Nie. - Zmusiła się, aby nie objąć dziecka jeszcze
mocniej.
- Obiecuję ci, że nigdy go nie zabiorę. Pozwól mi
tylko go odwiedzać. Pozwól mi być częścią jego życia.
Patrzeć, jak dorasta. On będzie mnie potrzebował, Robin.
Jeśli go kochasz, musisz to wiedzieć.
Zrozumiała, że znalazła się w pułapce. Byli ze sobą
związani już na zawsze z powodu tej małej istoty przy
jej piersi - syna, który będzie potrzebował ojca.
- Jesteś obcym człowiekiem. - Jej oczy ponownie na-
pełniły się łzami. - To była przypadkowa znajomość.
- Nie - zaprzeczył łagodnie. - Tamtej nocy potrze-
bowaliśmy się nawzajem. A teraz znowu się potrzebuje-
my, nawet jeśli jeszcze tego nie wiesz. Potrzebujesz mojej
pomocy i wsparcia, ja potrzebuję twojej współpracy...
- delikatnie dotknął główki dziecka - a on potrzebuje
nas obojga.
Robin nie mogła odpowiedzieć. Wzruszenie ścisnęło
jej gardło.
- Wybrałaś już imię? - zapytał.
Potrząsnęła przecząco głową.
- Może Nicholas? - zaproponował. - Nicholas Fitz-
gerald?
Uciekła wzrokiem w bok. Czy mogła mu powiedzieć,
S
R
że przed narodzinami dziecka zastanawiała się nad tym
właśnie imieniem? Może to znak?
Zamknęła oczy. Nie mogła wyrzucić Devina ze swego
życia. Może był obcym, ale był także ojcem Nicholasa.
S
R
ROZDZIAA CZWARTY
Devin podniósł Nicholasa i przyglądał się, jak jego
syn rozciąga usta w uśmiechu.
- Mamusia zaraz wróci - zapewnił go. - Zawsze
wraca na czas.
W odpowiedzi mały zabulgotał. W wieku sześciu mie-
sięcy wciąż miał ciemne włosy matki, ale także blado-
niebieskie oczy Devina. Kształt twarzy odziedziczył po
ojcu. Jeśli Devin miał jakiekolwiek wątpliwości co do
tego, czy Nicholas jest jego dzieckiem, rozwiały się one
zupełnie w chwili, gdy uważnie przyjrzał się niemowlę-
ciu. Chłopiec wyglądał zupełnie tak samo, jak on na fo-
tografiach z dzieciństwa.
Teraz posadził go na swoich kolanach, widząc, że
bródka chłopczyka zaczyna się trząść.
- Tęsknisz za mamą, co, Nick? Nie lubisz, kiedy
jej nie ma? Nawet jeśli ja jestem z tobą? Rozumiem,
stary.
Wstał i włożył sobie Nicholasa pod pachę niczym pił-
kę do rugby. Mały pisnął z zadowoleniem.
- A teraz uważaj, rozbieg i...
- Strzał? - Robin zamknęła za sobą drzwi. W rękach
miała torby z warzywami. - Męskie rozrywki, co?
S
R
- Och, dobrze, że wróciłaś. - Devin natychmiast
znieruchomiał. - Zaczynał już za tobą tęsknić.
- Wypakuję torby i zaraz go wezmę. - Pocałowała
czubek główki Nicholasa, starannie uważając na to, aby
nie dotknąć Devina.
On zaś - wciąż z Nicholasem pod pachą - podreptał
za nią do kuchni.
- Chyba jest głodny - zauważył.
- Dałeś mu płatki?
- Mało zjadł. Zje, jak ty go nakarmisz.
- Zostawiłam ci butelkę.
- On nie chce butelki, tylko mamusi.
- Wszyscy mi mówią, że powinnam odstawić go od
piersi - westchnęła Robin.
- I zamierzasz to zrobić?
- Nie. - Postawiła torby z warzywami na kuchennym
stole. - Chyba że sam tego zechce.
- Cieszę się.
Popatrzyła na niego tak, jakby chciała dać mu do zro-
zumienia, że miło jej to słyszeć, ale że tak naprawdę nie
obchodzi ją jego zdanie. Wytrzymał to spojrzenie.
- To dobrze, że się zgadzamy - uśmiechnęła się
w końcu. - Przed nami jeszcze wiele wspólnych decyzji.
- Robin, wspominałem ci już, że nie zamierzam cię
kontrolować - przypomniał jej. - Chcę być tylko częścią
jego życia.
Nie odpowiedziała, popatrzyła gdzieś w bok.
- Spał trochę? - zapytała po chwili.
- Nie.
- Dziwne. Zawsze po południu śpi parę godzin.
S
R
- No dobrze, spał, ale krążyłem nad nim w nadziei,
że się przebudzi - przyznał się Devin. - Najwyrazniej
musiał mnie wyczuć.
Robin wyciągnęła z torby pudełko lodów i mrożo-
ne warzywa, po czym wstawiła je do zamrażarki. To by-
ła zamrażarka Devina. Dwa tygodnie po narodzinach
Nicholasa zdołał ją przekonać, żeby wprowadziła się do
domu, w którym on dorastał. Sam oczywiście nie mie-
szkał razem z nimi i kiedy przyjeżdżał do miasteczka,
zatrzymywał się w pobliskim pensjonacie. Jego właści-
ciele byli na tyle dyskretni, że obiecali trzymać wiado-
mość o przyjazdach znanego piosenkarza w głębokiej ta-
jemnicy.
Pragnął podarować jej ten dom, ale odmówiła. Nie
chciała również przyjąć pieniędzy na dziecko. Dobrze
chociaż, że zgodziła się tu mieszkać. W starym domu na
uboczu miała więcej prywatności, poza tym nie musiała
płacić za wynajmowanie poprzedniego mieszkania. On
też miał więcej prywatności podczas swoich codwutygo- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •